W grudniowy wydaniu "Pszczelarstwa" ukazała się pierwsza część mojego artykułu
pt. "Mała komórka a pszczelarskie kłopoty". Tak się składa, że tekst ten powstawał dokładnie rok temu w grudniu i przez kolejne dni był dopracowywany.
Chciałbym serdecznie podziękować Bartkowi, który prowadzi blog: SKORO CHCĄ MIEĆ TRUTNIE NIECH JE MAJĄ za jego ogrom pracy redakcyjnej polegającej na oszlifowaniu moich myśli i nieskładnych zdań aby tekst był możliwy do przeczytania przez każdego a zwłaszcza przez pszczelarzy zainteresowanych tą tematyką...
Zapraszam na pierwszą część artykułu.
Pszczelarz powinien być świadomy
tego, że w ulu odbywają się złożone i nierzadko nie do końca
jeszcze poznane procesy. Tam przenikają się różne bodźce natury
fizycznej i biochemicznej, odbierane najpełniej przez pszczoły i
innych mieszkańców siedliska. Ul bowiem, to dom nie tylko dla
pszczół, ale również dla bogatej fauny, flory i ogromnej liczby
gatunków najróżniejszych mikroorganizmów. Pszczelarze powinni
zdawać sobie sprawę z tego, że zapewne nie będą w stanie
kontrolować wszystkich procesów zachodzących w ulach i przyjąć
do wiadomości, że nasza wiedza o nich jest wciąż mocno
ograniczona. Prowadząc naszą gospodarkę pasieczną, zwłaszcza gdy
chcielibyśmy prowadzić ją w sposób „naturalny” i „przyjazny
pszczołom”, powinniśmy uwzględniać potrzeby nie tylko samej
rodziny pszczelej, ale także innych organizmów, które z nią
współistnieją. Nasze pszczelarstwo winniśmy więc traktować jako
system, który będzie prawidłowo funkcjonował tylko wówczas, gdy
spełnione będą wszystkie jego kluczowe elementy. Czasami nawet
najdrobniejsza zmienna może przyczynić się do porażki całej
zastosowanej metody. Osobiście, już od kilku sezonów staram się
praktykować pszczelarstwo naturalne, czyli takie, które za
priorytet uznaje dobro pszczół, a nie wysokość zbiorów miodu. Od
pierwszych lat szukałem wzorów, porad i gotowych rozwiązań
gospodarki pasiecznej skupionej na pszczołach, które potrafią żyć
bez ingerencji pszczelarza oraz mogą swobodnie i samodzielnie
podejmować decyzje ważne dla całego superorganizmu. Szukałem więc
przykładów pasiek prowadzonych w zgodzie z naturą i przyjaznych
pszczołom. Zdobytą wiedzę z każdym sezonem starałem się
wprowadzać do praktyki pasiecznej i wykorzystywać dla dobra
współpracy z pszczołami. Stosowałem te rozwiązania, które mnie
najbardziej przekonywały i były zgodne z moimi poglądami
dotyczącymi nie tylko pszczelarstwa, ale i całej przyrody.
Wspierałem się też badaniami i publikacjami naukowymi dotyczącymi
interesującego mnie tematu. Początkowo miałem mętlik w głowie,
który spowodowany był całkowicie odmiennym spojrzeniem na pszczoły
i pszczelarstwo od tego, który przekazują popularne podręczniki do
gospodarki pasiecznej oraz system edukacji pszczelarskiej. Z czasem
nowe i niejednokrotnie rewolucyjne wręcz pomysły ułożyły się w
spójny obraz pszczelarstwa przyjaznego pszczołom, opartego na
zdrowiu populacyjnym pszczół, z długofalowym podejściem do
ekonomii pasiecznej. W rozumieniu moim oraz wielu pszczelarzy
praktyków, pszczelarstwo naturalne opiera się na czterech
podstawowych zasadach. Są nimi:
- selekcja lokalnie przystosowanych pszczół;
- ograniczenie lub całkowite zaprzestanie ich leczenia (oraz odstąpienie od dezynfekcji środowiska ich życia);
- wykorzystanie naturalnego plastra pszczelego lub węzy z komórką zbliżoną do naturalnej wielkości (4,9-5,1 mm);
- naturalna i zróżnicowana dieta.
Każdy pszczelarz może przyczynić się
do poprawy zdrowia pszczół, stosując się do tych czterech
punktów. W tym artykule chciałbym skupić się na jednym z
powyższych aspektów i przedstawić moje osobiste doświadczenia
oraz zebrane informacje dotyczące gospodarki z wykorzystaniem tzw.
„małej komórki” (4,9 mm). Komórka mniejsza niż standardowo
wykorzystywana (5,4 mm) jest dla pszczół bardziej pierwotna i
naturalna. Patrząc na problem zdrowia pszczół z perspektywy
ewolucyjnej, stawiam hipotezę, że wprowadzając do pasieki tylko
węzę z tzw. „małą komórką”, moglibyśmy rozwiązać wiele
naszych pszczelarskich problemów, choć zapewne nie wszystkie.
Zacznijmy od początku. W artykule „O
tym jak chciano powiększyć pszczołę” („Pszczelarstwo”
03/2016) opisałem kilka możliwych hipotez omawiających odejście
od wykorzystywania naturalnego dla pszczół rozmiaru komórki
plastra. Jak podają historyczne źródła
(Teofil Ciesielski i Leonard Weber), rozmiar komórki 4,9 mm jest
zbliżony do tego, jaki pszczoły budowały naturalnie w centrum
gniazda. Pszczoły na dzikim plastrze budują różnej wielkości
komórki pszczele, najczęściej w rozpiętości 4,8-5,2 mm. W tym
miejscu odnoszę się do pszczół, które wcześniej bytowały na
plastrach o komórce 4,9 mm. Wszelka dostępna mi wiedza nakazuje
sądzić, że podobnie jest w przypadku pszczół dziko żyjących od
pokoleń, bez podawania węzy. Moje osobiste doświadczenia pokazują,
że wystarczą trzy sezony życia pszczół na plastrach z małą
komórką, aby rozpiętość komórek plastrów budowanych przez
kolejne pokolenia mieściła się w podanym powyżej przedziale. Nie
jest więc prawdą, że gdy przestaniemy pszczołom podawać węzę z
komórką 4,9 mm, one ponownie będą budować komórki o szerokości
5,4 mm. W tym miejscu w ogóle nie odnoszę się do sytuacji, w
której do ula wypełnionego plastrami ze „standardową” dużą
komórką podaje się pustą ramkę do odbudowy. Taki przypadek nie
ma nic wspólnego z opisywanymi przeze mnie doświadczeniami i
obserwacjami.
- zwiększeniu intensywności zachowań
higienicznych;
- uaktywnieniu cech odpowiedzialnych za
wyszukiwanie i usuwanie z komórek czerwiu płodnych samic roztoczy
(zachowania związane z tzw. cechą VSH);
- uaktywnieniu zachowań związanych z
samooczyszczaniem się z samic roztoczy, jak i oczyszczaniem
(iskaniem) wzajemnym pszczół (tzw. „grooming”);
- koncentracji „ataku” samic roztoczy
na czerw trutowy;
- wydłużeniu czasu życia pszczół
robotnic oraz zwiększeniu ich odporności na choroby;
- skróceniu czasu rozwoju czerwiu nawet
o kilkanaście godzin.
Tematyka rozmiaru komórki plastra i jego wpływu na pszczoły od kilku lat budzi wiele emocji. Naukowcy oraz pszczelarze próbują podejść do tematu na różne sposoby. W dyskusji prowadzonej przez środowiska pszczelarskie możemy spotkać się z różnorodnymi opiniami, zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi, dotyczącymi wykorzystania „małej komórki”. Warto zatem przyjrzeć się tym badaniom, które odnoszą się do tzw. „małej pszczoły”.
W toku jednego z badań pszczoły wygryzione z „małej komórki”, jak i ze standardowej, zostały poddane porównaniu w zakresie cech morfometrycznych. Wykazało ono, że różnice nie przekraczały 3%, a więc wydają się nie mieć wielkiego znaczenia. Dodatkowo suma szerokości III i IV tergitu była statystycznie istotnie większa u „małej pszczoły”. Wartość ta uważana jest za wskaźnik wielkości ciała pszczoły i może ona mieć znaczenie praktyczne. Otóż w tym miejscu znajduje się wole miodowe. Fakt ten wręcz może przemawiać na rzecz wyższej wydajności „małej pszczoły”, która może mieć taki sam lub nawet większy odwłok niż „duża”.
Badania zwracają też uwagę na kolejny istotny fakt w kontekście zagrożeń ze strony roztocza. Komórka pszczela o szerokości 4,9 mm jest lepiej wypełniona przez rozwijającą się larwę, a potem poczwarkę. To może mieć dwojakie znaczenie. Po pierwsze, wpływa to na skrócenie okresu rozwoju czerwiu i przyspieszenie wygryzienia się młodej pszczoły. Po drugie, przypuszcza się, że poczwarka, która fizycznie wypełnia szczelnie komórkę, blokuje możliwość zapłodnienia, uniemożliwiając przemieszczenie się samca dręcza pszczelego (który wykluł się z jaja złożonego przez samicę matkę w górnej części komórki) do samic, które znajdują się w dolnej części przy matce. Tam również znajduje się pokarm. Samiec więc, bądź to ginie z głodu, bądź może zostać uszkodzony przy próbie dojścia do swoich sióstr1. „Ciasnota” panująca w komórkach wpływa pozytywnie na przenikanie ciepła pomiędzy młodymi pszczołami. Dzięki większej koncentracji komórek pszczelich na plastrze, mniejsza liczba pszczół dorosłych wymagana jest do ogrzania tej samej liczby larw. Ponadto, w gospodarce z „małą komórką” zmniejsza się odstępy między osiami plastrów do 30-32 mm ze standardowych 35 - 36 mm (w dziesięcioramkowym korpusie umieszcza się wówczas jedenaście ramek). Fakt ten dodatkowo zwiększa wykorzystanie produkowanego ciepła do wygrzania czerwiu.
You're welcome ;)
OdpowiedzUsuńDobrze że zaznaczyłeś że Bartek Ci robił korektę, "dostepna wiedza nakazuje sądzić" "postawić hipotezę" "wydaje się" to raczej w jego stylu
OdpowiedzUsuńRównie dobrze mogłeś dać tytuł : " tyle wiem" i zostawić pustą kartę.
Jacuchu... spokojnie będzie druga część... na krytykę przyjdzie czas.
UsuńBędzie o terminie wylęgania Twoich matek?
OdpowiedzUsuńNie
UsuńA czy to nie jest obserwacja potwierdzająca działanie Twojej zmniejszonej komórki u Ciebie? Dziwię się trochę :)
UsuńAle to nie moja obserwacja... A po za tym jedna jaskółka wiosny nie czyni... trzeba by przynajmniej że 2-3 sezony obserwować podobne terminy wygrywania aby móc to traktować inaczej niż ciekawostkę.... ja się dziwię że Ty się dziwisz?
UsuńTo z niewiedzy. Wytłumaczyłeś i teraz kumam, i przyznaję rację. Internet zadziałał ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń