niedziela, 31 stycznia 2016

Co z tym Tymolem?



Ostatnio przy moim wpisie  pojawiło się sporo komentarzy. Komentarze Polbarta znane mi są już od jakiegoś czasu więc nie będę poruszał tego tematu ale Pan Stanisław Cieloch zamieścił taki o to komentarz:

„Leszku niech poszukują, tylko młodym w głowach niech nie mącą, że odkryli genialną metodę lub specyfik na warrozę. Pytam się po raz kolejny co z tym Tymolem?, jak przezimowały?, jak się rozwijały?, i ile przyniosły miodu? i czy leczyłeś ponownie Tymolem? i jak go teraz oceniasz?”

Na początku odniosę się do pytań jakie zadał Pan Stanisław bo już mu kiedyś obiecywałem, że jak znajdę czas to opiszę co o tym wszystkim z Tymolem sądzę…
Zacznijmy od początku. W poście „Varroa i Tymol” z jesieni 2014 opisywałem jak mają się sprawy z tymolem u mnie na pasiece… Po dwóch pełnych i połówce sezonu doświadczeń tymolowych mogę przedstawić swoją subiektywną opinię.
Żeby zostać dobrze zrozumianym muszę naświetlić kształt moich pasiek czyli wszystkie rodziny na komórce 4,9 mm i częściowej dzikiej zabudowie, własny wosk, pszczoły o predyspozycjach radzenia sobie z V. Do tego układu wprowadziłem tymol który jak już pisałem przez ten okres stosowania sprawdzał się u mnie bardzo dobrze. 

Co z tym Tymolem?

W tym sezonie tymol odstawiłem a interwencyjnie 4 rodziny dostały olejki eteryczne idąc drogą stosowania coraz to bardziej łagodniejszych substancji chemicznych. Miałem nawet zakupioną odpowiednia ilość która dalej leży w szafce nie ruszona, bo finalnie rodziny zostawiłem własnemu rozeznaniu i swobodnemu istnieniu. Ot historia tymolowa została zakończona a Ci co czytają na bieżąco moje wpisy wiedzą w którą stronę idę z pszczołami. 

Jak przezimowały?

Pan Stanisław widać, że nie czyta moich wpisów lub czyta je bardzo wybiórczo więc powtórzę specjalnie dla niego. Rodziny pszczele przezimowały tak jak w każdej komercyjnej pasiece nastawionej na sukces zimowy czyli w okolicach 90% stanu rodzin które szły do zimowli. Padły mi bodajże po zimie 2014/2015 trzy rodziny pszczele ale było to całkowicie bez związku z substancja chemiczną jaką jest tymol bo przypuszczam, że spierniczyłem pewne sprawy i były to ewidentnie moje własne błędy.

Jak się rozwijały?

No cóż rozwijały się przeważnie świetnie co widać na różnych moich filmach i wpisach, chodź niektóre rodziny z zimy były słabsze a 4 konkretnie walczyły o byt co również gdzieś już opisywałem. Tylko, że te walczące znowu po odbudowie później stanowiły silne i fajne rodzinki. Trzeba wziąć pod uwagę to, że ani mi bardzo na sile nie zależy ani też nie jestem jakimś maniakiem dorzucania korpusów po drabinie itd. Dlatego uznajmy, że rodzinki były średniej siły. 

Ile przyniosły miodu?

Wpływ tymolu na miododajność oceniam „nijak” bo nie ma on żadnego wpływu na chęci rodziny do wyruszenia po pożytki. Ogólnie aby nie pisać o wynikach miodowych w kg mogę stwierdzić, że ten rok był najlepszym rokiem w moim krótkim pszczelarskim doświadczeniu z pszczołami. Tylko, że jest to raczej zasługa pogody i pożytków a inne czynniki to tylko mały dodatek do całości. 

Czy leczyłeś ponownie tymolem, jak go oceniasz?

Również odsyłam Pana Stanisława do poprzednich wpisów na moim blogu ale znowu specjalnie dla niego napiszę kolejny raz, że nie leczyłem w tym roku tymolem. Nie mniej jednak oceniam jego działania na rodzinę pszczelą i całe zło które ją męczy jak pozytywne przynajmniej w utrzymaniu pszczół na odpowiednim poziomie i „zdrowiu”. Stwierdzam i nie jest to tylko moja opinia, że lecząc rodziny tymolem jesteśmy w stanie spokojnie prowadzić pasiekę komercyjną nastawioną na pozyskiwanie z pszczół produktów ich pracy. Lecząc rodziny produkcyjne stare na przełomie lipca/sierpnia i młode tegoroczne, jesienią.
 
Na koniec odniosę się do początkowej treści cytowanego wpisu Pana Stanisława. Otóż Panie Stanisławie kolejny raz odsyłam Pana do moich i nie tylko moich wpisów na blogu. Proszę zapoznać się ze stroną stowarzyszenia „Wolne Pszczoły”. Proszę wejść na nasze forum i dociekać, dowodzić swoich racji w najróżniejszych tematach. Proszę również nie sugerować z naszej strony mącicielstwa bo to nie my pakujemy do uli hektolitry substancji chemicznych i to nie my na szkoleniach opowiadamy i zachęcamy do stosowania zakazanych i niedopuszczonych środków do walki z warroa. Tym bardziej nie zajmujemy się cudownymi specyfikami bo takich po prostu nie ma i nie będzie…
W razie dalszych pytań proszę pytać!

piątek, 29 stycznia 2016

Nowy rok 2016 to będzie dobry rok






Ostatnio mam mało czasu na blogowe wpisy. Absorbuje mnie dużo spraw głównie prywatnych ale i również pszczelarskich bardziej stowarzyszeniowych. Ponad rok temu  rozpoczęliśmy wspólnie ofensywę pszczelarstwa naturalnego. Tak to była ofensywa bo zostały i cały czas zostają poruszane tematy które dla pszczelarstwa tradycyjnego, komercyjnego i biznesowego stanowią tabu i są nieakceptowalne… 

Cieszy mnie to ponieważ miniony czas i nasze wspólne działania w kierunku normalnego naturalnego pszczelarstwa zostały bardzo dobrze przeprowadzone. Czy dużo osób dowiedziało się, że istniej coś takiego jak pszczelarstwo naturalne bez tej całej otoczki wszystkiego naj? Wydaje mi się, że mimo tak krótkiego czasu dotarliśmy do wielu młodych ludzi lub młodych pszczelarzy którzy myślą i czują pszczoły podobnie. Oczywiście tylu ile zachęcimy przynajmniej dwa razy tylu zniechęcimy tematyką pszczelarstwa naturalnego. Wrogowie naszych założeń a bardziej założeń pszczół ujawniają się i próbują atakować ale na szczęście nas nie obowiązuje poprawność pszczelarska i układy branżowe. Dlatego ja wyznaje podstawową zasadę :

„Bądź uroczy dla swoich wrogów, nic ich bar­dziej nie złości.” 

Wracając do pszczół. 


Pasieki w uśpieniu czekają prawdziwego oblotu wiosennego i pierwszego naturalnego pożywienia. Warunki pogodowe praktycznie co miesiąc pozwalają na małe rozprostowanie skrzydełek. Duża część wszystkich rodzin pszczelich jakie zazimowałem raczej nie dotrwa w zdrowiu i szczęściu do pierwszych pożytków pyłkowych. Selekcja naturalna zbiera swoje zasłużone żniwo a, że przez ostatnie lata od 2012 roku nie mogła w zdecydowany sposób zaistnieć to musi nadrobić straty na przełomie 2015/2016. Niezmienne prawa przyrody od zawsze tak wyglądały tylko my „głupi” zawsze zapominamy lub nie chcemy o nich pamiętać. MrDron wyjaśnił podstawowe pojęcia tak prosto i obrazowo, że nawet Ci co nie chcą sobie przypomnieć zależności w przyrodzie z lat szkolnych po przeczytaniu będą wiedzieć od czego zacząć u Siebie na pasiece. TU DOPOCZYTANIA.

Jak zwykle w sytuacjach podbramkowych najlepiej nie robić nic… Potwierdza się to już w praktyce i u nas w naszych warunkach pszczelarskich. Wirusy i różne nosemy to temat przewodni i chyba wypływa już ponad roztocze Varroa. Dla mnie osobiście Varroa w tym roku nie stanowiła zasadniczego problemu i potwierdziły to nawet próby pichtowania przeprowadzone prze Giliana u mnie na pasiece gdzie ilości osypowe samic V. był niezagrażające w żaden sposób rodzinom pszczelim. I bez tych prób wiedziałem, że roztocze jest przez pszczoły ograniczane. Co innego jednak dało się w tym roku poznać na moich pasiekach. Wirusy, nosemy i inne zjadliwe patogeny z którymi nie wszystkie rodzin potrafiły walczyć a raczej współistnieć. We wpisie o potrzebie umierania rodzin pszczelich pisałem, że 9 rodzin nie dało rady przeżyć. Na tą chwilę z pobieżnego przeglądu pasiek obstawiam około 20-25 rodzin które umarły. Przyczyny śmierci tych rodzin mogą być różne i pewnie takie są…. Główny powód to prawdopodobnie osłabienie różnymi wirusami gdyż stan rodzi przed nastaniem miesiąca mrozów był dość optymistyczny.  Duża część rodzin zginęła ponieważ osłabiona traciła poszczególne pszczoły i umierała nie potrafiąc się ogrzać… Świadczą o tym dość spore osypy. 


Co ciekawe umierały rodziny z różnych konfiguracji. Były to rodziny starsze produkcyjne, pakiety tegoroczne, młode odkłady, odkłady późne oraz naturalne rójki. Nie było tu żadnej zależności jak bywało w poprzednich latach kiedy zazwyczaj umierały rodziny stare produkcyjne które miały bardzo duże porażenie V. Wraz z mniejszym porażenie V. w moich pasiekach uaktywniły się zjadliwe szczepy wirusów które, przede wszystkim kładą pszczoły nieprzystosowane i mało odporne. Dlaczego tak sądzę? Ponieważ są rodziny które przeżywają a bytują w tych samych warunkach przy tej samej gospodarce i przy tych samych systemowych błędach jakie mogłem na nich popełnić. Dlatego śmiertelność zróżnicowana i niezależna od rodzaju rodziny jest dla mnie optymistyczna i daje nadzieję, że to co przeżyje do wiosny będzie stanowić świetny materiał do dalszej selekcji i powiększania pasieki poprze bardzo duże podziały. 

Kto chce niech trzyma kciuki, kto nie chce niech nie przeszkadza i da w spokoju pszczołom umierać.