piątek, 28 lipca 2017

Aby do wiosny czyli czas zwijać manatki...




Już dawno nic nie pisałem na swoim blogu. Powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że z czasem wpisy będą jeszcze rzadsze aż do naturalnego wygaszenia bloga. Zauważam, że to co chciałem przekazać, opisać już przekazałem. Ograniczę pewnie wpisy do podsumowania sezonu i otwarcia po zimowego…
…a tym czasem powiększanie pasieki a raczej jej odbudowę definitywnie zakończyłem. Wchodzę w etap łączenia i ustawiania rodzin na zimę…

No cóż, sezon bardzo dziwny i inny niż wszystkie do tej pory. Nie tylko, ze względu na pszczoły bez leczenia ale przede wszystkim na warunki pogodowe i fatalną wręcz bardzo trudną dla pszczół wiosnę. Pisałem o tym w poprzednim wpisie dość dobitnie więc nie będę znowu przywoływał tego tematu. Warunki są jakie są więc i działania musiałem dostosować do bieżącej sytuacji. W tym roku z podziałami ruszyłem późno bo końcem maja więc chyba najpóźniejsze moje podziały w historii…   Dzieliłem dość intensywnie ale racjonalnie bez szaleństw i podpalania się co do ilości. Postanowiłem, oczywiście nie było to planowane a samo wyszło w trakcie rozmyślań aby podziały przeprowadzić nie na wszystkich rodzinach które przeżyły jak robiłem to w poprzednim sezonie a na wybranej przez siebie czołówce czyli 6-8 rodzinach wiodących na pasiekach… czy to dobry pomysł to okaże się na wiosnę w roku 2018. Co do podsumowania samych podziałów i wyniku to przyjdzie jeszcze czas na szczegółowe sprawozdanie z opisem linii itd. 



Chcę natomiast przedstawić ogólny zarys zmagań i kolejne wnioski na przyszłość dla wszystkich którzy planują większe podziały i duży obrót młodymi rodzinami w trakcie praktycznie 2-3 tygodni. Pierwsze co mi się przypomina to LOGISTYKA. Planowanie i opracowywanie taktyki dzielenia rodzin oraz ich przemieszczania z pasieczyska na pasieczysko z uwzględnieniem trasy przejazdu, oszczędności czasu i paliwa oraz różnorodnego materiału genetycznego nie jest w cale takie łatwe. Zdarzało się, że łapałem się na półgodzinnych „zamyśleńcach” w ciągu dnia jak to zrobić bo w głowie układałem wszystkie zmienne i dostosowywałem do planowanych działań. Kolejny raz mogę z czystym sumieniem napisać, że doświadczenie 2-3 letnie na starcie przed rzuceniem się na głęboką wodę pszczół bez leczenia oraz zgromadzone zasoby sprzętowe są bezcenne i ratują dupę w wielu przypadkach… Ule, dennice i daszki…. oraz susz…. to waluta pszczelarza którą może naprawdę dużo zdziałać na pasiece jeśli ma na czym pracować a muszę przyznać, że moje pszczoły oczywiście nie wszystkie mają się bardzo dobrze i aż strach co będzie dalej i czy ta ich kondycja i wigor to oznaka dobrego czy złego? Pierwsze rodziny które dzieliłem należą do projektu fort knox a że straty w projekcie były dość znaczne więc i ilość rodzin do zrobienie spora. Wiadomo pierwsze koty za płoty w sezonie zawsze idą ciężko i z różnymi trudnościami. Najgorsze przy robieniu takich rodzin jest mnogość innych ramek, innych uli i różnych innych rozwiązań nie koniecznie wygodnych dla mnie jako pszczelarza…  Projekt wymaga uzupełniania strat biorcą i tak się robi. W końcu nasza mała globalna pasieka fortowa musi znowu stanąć na nogi. Wracając do wymagań sprzętowych na pasiekach. Warto mieć system przewozu młodych rodzin lub przewozu i dzielenia… Otóż ja pracuje dwoma sposobami i oba są fajne bo mają swoje zalety… 

Dzielenie na skrzynki:  czyli klasyczna metoda dzielenia rodziny na 4-6 małych odkładzików i wywózka na inne pasieczysko. Skrzyneczki  5-6 ramkowe w zależności od ramki lub mniejsze 2-3 ramkowe świetnie się sprawdzają do intensywnych podziałów. W tym sezonie nabyłem 6 skrzyneczek 3 ramkowych i jestem z nich bardzo zadowolony… Spisują się idealnie do podziałów typu podchodzę do rodziny zabieram ramkę z czerwiem w różnym wieku plus trochę pszczoły oraz dwie ramki suszu i mini odkładzik gotowy, który sam hoduje sobie matkę i rozpoczyna samodzielne bytowanie. 

Dzielenie na rozstawione skrzynki czy ule po przywiezieniu na docelowe miejsce: czyli podchodzę do rodziny w której mam mateczniki na ramkach w 9 dniu lub 14-15 i wywożę na inne pasieczysko po czym dzielę już tam na miejscu na rodzinki 2 ramkowe tak aby przynajmniej na jednej ramce był jeden matecznik. Ta metoda również dobrze się u mnie sprawdza. Dzielenie na właściwym miejscu odbywa się spokojnie z przekładaniem docelowych ramek do ustawionych wcześnie skrzynek odkładowych czy pojedynczych korpusów. 

Hodowla matek w bieżącym sezonie odbywa się również dość intensywnie ale głównie opieram się na matkach ratunkowych i tu znowu działam na dwa sposoby. Pierwszy najłatwiejszy to osierocenie sporej, dość prężnej rodziny czyli moje 2 pełne korpusy pszczół poprzez zabranie czerwiącej matki z ramką czerwiu i zrobienie małego odkładu oraz drugi sposób przetestowany w poprzednim sezonie „nalot na czerwiącą matkę” czyli lotna pszczoła nalatuje się na ul w którym jest stara czerwiąca matka a macierzak zostaje odstawiony w inne miejsce na pasiece. Przy tego typu hodowli matek ratunkowych zawsze stosuję się do podziału w określonych terminach czyli albo w 5 albo w 10 dniu od osierocenia. Wiąże się to z rozwojem matki w mateczniku. Piąty dzień od osierocenia to termin zasklepienia mateczników a dziesiąty dzień od osierocenia to czas w którym młoda matka jest już wykształcona i lada dzień będzie się wygryzać. Trzymam się tego skrupulatnie i myślę, że dzięki temu nie mam problemu z zamieraniem mateczników czy innymi uszkodzeniami podczas transportu…  Hoduje również matki na ramkach hodowlanych i w tym sezonie wykonałem dwie serie które w zupełności wystarczają na moje podziały i możliwości. Przetestowałem z drobnymi modyfikacjami sposób Kirka Webstera który przetłumaczył kolega Krzysiek na stronie wolne pszczoły… Bardzo dobry sposób na pewne odpalenie mateczników bo w rodzinie wychowującej nie ma możliwości pociągnięcia dzikich mateczników o ile wszystko wcześniej się przygotuje tak jak pisał Kirk. Podziały na matki ratunkowe czy matki z hodowli przeprowadzam wtedy kiedy w ulu do podziału nie ma już praktycznie otwartego czerwiu. Powoduje to idealną sytuację dla nowych małych rodzinek. Jako całość mogły spokojnie wykarmić i zadbać o potomstwo. Podzielone nie muszą karmić larw tylko przy własnym zapasie pozostaje im wygrzać zasklepiony czerw oraz w trakcie czekanie na unasiennienie młodej matki dozbierać pyłku i miodu na rozwój nowych pszczół. Takie małe rodzinki przy sprzyjających warunkach pożytkowych mogą nawet zalać się pokarmem, dlatego nie karmię świeżo utworzonych rodzinek tylko czekam aż nowa matka zacznie czerwić i ewentualnie jeżeli widzę braki w pokarmie mogę dokarmić. I co ważne to odpowiednia ilość ramek z suszem. Tworzone rodzinki zazwyczaj składają się z dwóch ramek z czerwiem i wiankami zapasu. Ja uzupełniam je ramkami z suszem w ilości 3-4 tak aby młoda czerwiąca matka oraz cała rodzinka miała wystarczającą ilość miejsca na czerw i zapasy. Młoda rodzina oszczędzi pewne rezerwy zapasów na rozwój na gotowych plastrach suszu które ewentualnie miejscami musi poprawić. Dopiero po jakimś czasie jak rodzinka obsiądzie pszczołami 4-6 ramek mogę podać 1-2 ramki do odbudowy. Taki system zarządzania młodymi rodzinkami pozwala na utworzenie ich większej ilości a czysty i pewny susz wspomaga całą sytuację. 

Nie mniej jednak aby to wszystko funkcjonowało jak trzeba musi być ku temu odpowiednia pogoda i odpowiednia baza pożytkowa. O ile czerwiec był miesiącem marzeń dla pszczelarza w tym roku to niestety reszta miesięcy z lipcem na czele zapiszą się jako najgorsze jakie pamiętam…  ale nie ma co narzekać tylko dalej dociągnąć rodziny do końca zakarmiania i czekać wiosny… i trzeba przyznać, że w tym roku pszczele matki unasienniały się wzorowo… z pobieżnych szacunków w tym roku unasienniło się u mnie przeszło 60 mate pszczelich z czego może tylko kilka miało jakieś problemy i nie podjęły czerwienia albo zaginęły…