niedziela, 27 sierpnia 2017

Udało się...?





 Sierpień kończy sezon.  Pszczoły bez leczenia tak samo jak pszczoły leczone muszą mieć wystarczającą ilość zapasów pokarmu do zimowli…. Jedyna ale za to znacząca różnica jest taka, że pszczoła bez leczenie na lokalnej genetyce potrafią ułożyć zapasy w gnieździe bez pomocy pszczelarza czyli nie potrzebują ścieśniania i ustawiania gniazd tak aby cały podany pokarm złożyły na 5-6 plastrach. Już rok temu pisałem o zimowaniu rodzin z dużym zapasem miodu w ulach korpusowych i tam dokładnie przedstawiłem różne warianty zimowli w zależności od siły rodziny. Oczywiście warto mieć na uwadze to, że pełnowartościowe rodziny i rodziny młode tworzone z 1-2 ramek czerwiu będą inaczej obsługiwane i od takich młodych rodzinek nie będziemy wymagać tego czego oczekujemy od dobrze zabranych rodzin na 2 korpusach… 

Ten sezon który praktycznie się już kończy bo został jeszcze wrzesień oby był bogaty w pyłek, przyniósł kolejne dość ciekawe doświadczenia…  Otóż okazuje się, że pszczoły bez leczenia żyją! Tak naprawdę one żyją sobie całkiem dobrze…  Wracając pamięcią do bardzo niekorzystnej wiosny w moim regionie a musze przyznać, że pasieki mam chyba w najbardziej zimnym rejonie woj. Świętokrzyskiego gdzie często zdarzają się temp. niższe o kilka stopni niż w pozostałej części województwa…  to pszczoły bez leczenia miały ciekawą przeprawę w tym sezonie. Chyba nikt, nawet największy fan naturalnego sita nie wymyśliłby dla nich tak niekorzystnych warunków.  Mam już za sobą kilka pszczelarskich sezonów i nie pamiętam tak trudnego pogodowo sezonu przy słabo nektarujących roślinach i praktycznie krótkich okresach spadziujących.  Nie mnie jednak większość moich pasiek znajduje się w lesie lub terenach przyległych do lasu więc las jest głównym źródłem pożytku dla moich pszczół i zarazem pierwotnym. Te kilka sezonów pokazało, że im dalej i głębiej w las tym lepiej dla pszczół. Im bardziej las wilgotny i zróżnicowany tym lepiej dla pszczół. Im mniej odwiedzin pszczelarza tym lepiej dla pszczół… 

 Ciemny zielony na północ od Kielc pokazuje jak wyglądała temp. u mnie wiosną. Warto zwrócić uwagę na inne obszary u nas w Kraju i porównać odchylenia. 

No cóż pszczoły i pewnie większość tak stwierdzi, potrafią sobie poradzić w pewnym okresie czasu bez pszczelarza, zwłaszcza jeśli w danym środowisku mają wystarczającą ilość pokarmu i odpowiednią ilość dni lotnych. Każdy kiedyś zapomniał lub zapomni o jakiejś rodzinie na pasiece i końcem sezonu trafiając na nią zdziwi się jak dobrze wygląda. Otóż rodziny w lesie tak właśnie wyglądają… jakby były zapomniane. Starsze które przetrwały zimę choć był naruszane bo zabierane miały czerw do tworzenia nowych rodzin radzą sobie całkiem dobrze. Takich rodzin w terenach leśnych praktycznie nie trzeba dokarmiać w okresie lipiec-sierpień…. O ile rok temu nawet na zimę wystarczyło im 4-5 kg cukru bo większość zapasów nazbierały same to w tym sezonie nadwyżki które są, niestety nie wystarczą aby obejść się bez karmienia… Już jakiś czas temu początkiem sierpnia, kiedy objeżdżałem wszystkie pasieczyska typowałem rodzinki które obejdą się bez karmienia do początku września zdziwiła mnie ich ilość. Nie jest to duża grupa bo około 15 rodzin ale na każdej praktycznie pasiece trafi się 1-2 rodzinki a czasami nawet 4-5 jak na jednym moim ulubionym pasieczysku, że zawsze te małe pszczoły mają wystarczający zapas pokarmu. Przypuszczam, że zapas ten jest stały i żelazny jeszcze z okresu tygodniowej spadzi jaka wystąpiła końcem czerwca… a każda obecna odrobina nektaru czy może jakiejś spadzi jest wykorzystywana na bieżące potrzeby… Niestety reszta czyli około 40 rodzin wygląda trochę inaczej ale wiąże się to z ich młodym pochodzeniem i rozwojem od początku czyli ciągłą pracą nad pozyskaniem pokarmu i wychowem nowych pszczół. Młode rodziny nigdy na starcie nie mają tyle pszczoły lotnej co stare rodziny dlatego gdy przyjedzie 2-3 dni z dobrymi warunkami nie są w stanie wykorzystać takiego okienka i nie zawsze zaspokoją swoje potrzeby na pokarm a przecież potrzebują dużo, bo młode matki czerwią i młodej pszczoły do karmienia przybywa. Takie rodzinki dostają ode mnie pokarm. Raz w lipcu i raz sierpniu. Rzadki pokarm w stężeniu mniejszym niż 1:1. Do takiego podkarmiania aby uzupełnić i pobudzić nie stosuje konkretnych stosunków. Wiadro inwertu buraczanego rozlewam na pół i uzupełniam wodą. Taką rzadziuchne rozlewam w dawkach 2-3l w zależności od siły młodej rodziny.  Dwie dawki dają razem 4-6 l syropu na miesiące lipiec i sierpień. Jest to ilość wystarczająca aby rodziny utworzyły nad czerwiem wianki zapasu a matka ładnie czerwiła. Oczywiście takie młode rodzinki z każdym tygodniem się powiększają i na koniec sierpnia wyglądają już całkiem sympatycznie a i loty na pożytek również są bardziej intensywne a to dlatego, że zmieniają się proporcje pszczół. Ilość młodego czerwiu do karmienia maleje a zwiększa się ilość pszczoły lotnej…
W gospodarce komercyjnej budowanie silnych rodzin zaczyna się końcem czerwca czyli cały lipiec i sierpień to czas w którym pszczelarze chcą wprowadzić młodą matkę na wysokie obroty aby rodzina urosła do bardzo dużych rozmiarów. Cześć pszczelarzy podchodzi do tematu jeszcze inaczej, odkład z macierzaka z młodą matką łączony jest na zimę ze starą rodziną aby zwiększyć siłę pszczół które wiosną wykorzystywane są na wczesnych pożytkach takich jak wierzby, klony, sady i w końcu mniszek z rzepakiem… Moje doświadczenia na moim terenie pokazują, że szczyt pożytków towarowych to okres od 20 maja do 10 lipca czyli przedział 50 dni. Dlatego pszczoły w moich pasiekach mają sporo czasu aby naturalnie bez różnych zabiegów przyśpieszających rozwój dojść do tego okresu. Inną sprawą jest to, że pszczoły bez leczenia w okresie jakim obecnie jestem nie wybuchają dynamicznym wiosennym rozwojem już od pierwszych dni wiosny a raczej powolutku zbierają się do czerwienia, często nawet długo czekają aż ruszą. Jest to całkowicie normalne bo ja nie prowadzę selekcji na dynamiczny wiosenny rozwój… ba ja w ogóle nie prowadzę selekcji na cechy komercyjne, a i już któryś sezon bazuje na swoich matkach a więc moja pszczoły to rasowe kundle.
Kundle też noszą miód i potrafią żądlić. Mają jeszcze inne zalety. Nie potrzebują leków aby przeżyć. Osobiście nie spotkałem się jeszcze z pszczołą rasową która przeżyje bez leczenia 2-3 pełne sezony. Miałem rasowe macedonki prosto z Macedonii, rasowe carnice prosto z Austrii, rasowe Buckfasty prosto od Jungelsa, rasowe AMM prosto ze Szwecji i Niemiec oraz wiele innych niby rasowych pszczół od Polskich Hodowców. Wszystko umierało… Natomiast córki po nich unasiennione z wolnego lotu przeżywały i żyją niektóre do dzisiaj. Dwie córki Macedonki żyją i chodź cały maj i czerwiec stały w miejscu i przechodziły kryzys obecnie wyglądają kwitnąco... oczywiście dla kogoś takie rodziny nie mają racji bytu bo nie przyniosły korzyści w tym sezonie. Miodu od nich nie wziąłem, nawet odkładu z nich nie zrobiłem  ale dałem im szanse na wyjście z kryzysu, który pięknie przełamały i do zimy idą w bardzo dobrej kondycji… aby za rok wiosną pokazały na co je stać. 

Patrząc na to wszystko całościowo chciałbym uznać, że mi się udało.  Po ciężkich trzech sezonach 2015,2016,2017. Po ogromnych stratach przez ten czas bo licząc straty po zimie i różne straty w trakcie sezonu jestem pewien, że około 100 rodzin nie przeszło selekcji i padło. Jestem cały czas sceptyczny chodź coraz bardziej patrzę na to z większym optymizmem niż pesymizmem jak to bywało wcześniej… Jednocześnie dla osób którym łatwo przychodzi krytykowanie, wyśmiewanie i zarzucanie kłamstwa pragnę powiedzieć, że wszystko to przychodzi po ciężkiej i systematycznej pracy oraz przy ogromnych własnych kosztach bez jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz. Koszty emocjonalne związane ze stratą rodzin są już na tym etapie pomijalne ale zwykłe koszty finansowe bo przecież straty w rodzinach to straty w miodzie, odbudowa i rozwój pasieki to również straty w miodzie, całe zaplecze, kompletne ule, przygotowanie miejsc pod pasieki, dojazdy, poświęcony czas itd. to ogrom pieniędzy. Warto czasami przed wydaniem oceny wziąć to pod uwagę i zastanowić się czy przeszkadzając w realizacji projektu pszczół  bez leczenia swoją negatywną opinię kierujemy w dobrym kierunku... Może lepiej swoje negatywne emocje skierować w stronę decydentów pszczelarskich w naszym kraju i ich spytać co oni robią  w sprawie pszczół radzących sobie z zagrożeniami bez leczenia, może ich spytać co zrobili przez ostatnie 35 lat, może całą swoją energię właśnie tam skierować… ? 

Podejrzewam, że wiosna 2018 nie będzie taka zła i może uda się powiększyć bazę pszczół nieleczonych na terenie całej Polski… Chciałbym aby nasz stowarzyszenie Wolne Pszczoły do 2020 roku osiągnęło liczbę przynajmniej 500 rodzin nieleczonych… Na przyszły sezon cel 300 rodzin nieleczonych uważam za bardzo realny… 

Pozdrawiam i zapraszam na kolejny wpis w którym podsumuję stan rodzin idących do zimy 2017/2018.