niedziela, 17 września 2023

Metoda Małych Kroków do Pszczelarstwa Naturalnego dla Początkujących

 


Artykuł napisany w 2017 roku i opublikowany na stronie stowarzyszenia wolne pszczoły. 

Mija piąty sezon od czasu odstawienia akarycydów na moich pasiekach. Choć okres ten nie jest na tyle długi, aby ze 100% pewnością wyciągać długofalowe wnioski, to jednak daje pewne wskazówki dla wszystkich, którzy będą chcieli rozpocząć współpracę z pszczołami w duchu pszczelarstwa naturalnego. Z wielu doświadczeń moich i moich kolegów rysuje się obraz wcale nie łatwych początków, jednak okazuje się, że przy odrobinie szczęścia każdemu może się udać.

Zacznę od tego, że na świecie w kręgach pszczelarzy naturalnych, organicznych czy pszczelarzy, którzy pszczół całkowicie nie leczą, pojawiają się trzy główne kierunki dojścia do pszczół, które nie wymagają zabiegów chemicznych aby mogły prawidłowo funkcjonować, a pszczelarz mógł pozyskiwać od nich produkty pszczele. Oto one:

  1. Pszczoły pozostawiamy bez leczenia od pierwszych dni;

  2. Dzielimy pasiekę na pół i jedną połowę leczymy, a drugą nie leczymy;

  3. W pasiece stosujemy leczenie pszczół, ale podejmujemy również próby selekcji pszczół spośród tych rodzin, które radzą sobie najlepiej.

Oczywiście tam, gdzie piszę o leczeniu pszczół, mam na myśli tylko i wyłącznie wykorzystywanie środków organicznych typu kwasy czy olejki, jak również prostych zabiegów, jak te cukrem pudrem.

Te trzy drogi to tylko kierunek i główne założenie na początek. Wybierając jedną z nich i tak musimy pewne zagadnienia pszczelarskie ułożyć podobnie. Chodzi tu przede wszystkim o podstawy zachowania zdrowia pszczół, czyli ich ulokalnienie, czysty wosk, naturalny ul i przyjazna, bogata w pożytki okolica.

Rok 2013 rozpocząłem z 11 pniami, a w roku 2017 do zimy przygotowałem 55 rodzin pszczelich. Wspomniane liczby świadczą o tym, że przez kilka lat udało mi się skutecznie pomnożyć pasiekę. Wynik ten uważam za dobry, choć przez te 5 sezonów straciłem również około 80 rodzin. Wspominam o tym, aby już na samym wstępie uzmysłowić czytającym, że straty w pszczelarstwie naturalnym będą występować bez względu na nasze zaangażowanie, super opiekę nad pszczołami i dobre chęci. Postaram się opisać, co przez te 5 sezonów współpracy z pszczołami robiłem i co można by poprawić, aby móc liczyć na jak najmniejsze straty.

W sierpniu 2016 roku na forum Wolnych Pszczół, w temacie „Metody dojścia do TF” napisałem:

Koncepcja 4 kroków to chyba podstawa na tą chwilę + model ekspansji...Ogólnie zawsze uważałem, że w pierwszych latach warto budować bazę rodzin, bazę sprzętu, bazę potrzebnych umiejętności, choćby w oparciu o leczenie. Nie będę wchodził w szczegóły leczenia, bo to indywidualna sprawa, ale opierałbym pierwsze lata na możliwości poratowania się w dojściu do odpowiedniej ilości rodzin. Jakoś bardziej do mnie przemawia 50 rodzin o różnej genetyce niż 10 rodzin. A bez leczenia w pierwszych latach jest to bardzo ciężkie do osiągnięcia... Te pierwsze lata dają też pewne możliwości nauki obsługi pszczół, rozpoznania okolicy, nabycia doświadczenia itd.
Oczywiście dorzuciłbym do tego węzę z własnego wosku lub swobodną zabudowę. Bardziej skupiłbym się na namnażaniu materiału z każdej rodziny oraz wprowadził obowiązkową przerwę w czerwieniu.
Obecnie trzymam się własnej zabudowy pszczół, braku leczenia, namnażania tego materiału, który przeżył, obcy materiał tylko po przekrzyżowaniu lokalnym, wystrzegam się podkarmiania, chodź 
w sumie baza pożytkowa załatwia to za mnie, namnażanie rodzin w sposób rozsądny, z zaopatrzeniem ich w niezbędny na start pokarm. Oczywiście konsekwentny brak leczenia i cały czas do przodu bez względu na stan rodzin. Za dużo włożyłem w to własnej pracy aby teraz móc coś zmieniać. Orientacyjny szacunek porażenia V. dla własnej wiadomości...”

Na dobrą sprawę taka informacja wystarczy, aby rozpocząć współpracę z pszczołami na zasadach pszczelarstwa naturalnego, ale jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach.


Zacznijmy od pierwszych lat z pszczołami.

Niezależnie od tego jakie są nasze pszczelarskie wizje i koncepcje, pierwsze sezony i tak zawsze musimy poświęcić na naukę. Często zaglądamy do ula, obserwujemy wylotki, praktycznie o każdej porze dnia czy pory roku idziemy do naszych uli i z ciekawości zaglądamy pod daszek. Według mnie nie ma w tym nic złego i najzwyczajniej w świecie się uczymy. Pierwszy sezon warto poświęcić właśnie na to. Na ogólne poznanie zasad funkcjonowania rodziny pszczelej, zobaczenie jak wygląda czerw we wszystkich stadiach, trutnie czy matka pszczela. To czas aby poznać reakcję pszczół i całej rodziny gdy trochę pomieszamy im ramkami w ulu, czy spróbujemy zrobić swój pierwszy odkład. Przy odrobinie szczęścia być może zdejmiemy pierwszy rój z drzewa i osadzimy go w ulu. Pierwszy sezon trzeba więc potraktować jako „rozgrzewkowy”, a już w zimie będziemy wiedzieć, czy będziemy rozwijać pasiekę, czy może zostaniemy przy 2-3 ulach. Zazwyczaj podejmiemy decyzję o rozwinięciu pasieki. Rozpoczynając drugi sezon wiemy już, czy dany ul i ramka nam odpowiadają. Zaczynamy się poważnie zastanawiać nad wyborem docelowego ula i obmyślamy plany rozwoju pasieki i dalszego działania.

STOP.

W tym miejscu trzeba się zatrzymać i podjąć decyzję, jak będę dalej prowadził pasiekę. Czy zostanę przy tradycyjnej szkole pszczelarskiej, z częstymi zabiegami, terminowością i innymi ograniczeniami, czy może spróbuję innego pszczelarstwa, luźniejszego, znacząco mniej wydajnego, ale jednak pozwalającego na naturalny cykl rozwojowy rodziny pszczelej.


Stawiamy pierwsze kroki w Pszczelarstwie Naturalnym

Swoje pierwsze kroki w pszczelarstwie naturalnym stawiałem ścieżkami utartymi przez Dee i Eda Lusby. To jedne z pierwszych osób w USA, które skierowały się w stronę pszczelarstwa bez leczenia (tzw. treatment free beekeeping, czasem wykorzystuje się skrót TF). W zasadzie - jak się podaje - są to jedyni pszczelarze zawodowi, którzy nigdy nie zastosowali żadnych chemicznych środków roztoczobójczych. Według nich, kluczowymi sprawami są: mała komórka pszczela o rozmiarze 4,9 mm, zbliżonym do komórki naturalnie budowanej przez dzikie rodziny pszczele, naturalny pokarm (miód i pierzga), odpowiednia genetyka, czyli wytwór naturalnej selekcji i czyste środowisko ulowe. Mnie te założenia całkowicie przekonały, toteż zacząłem przekształcać swoją pasiekę zgodnie z proponowanym przez nich schematem pszczelarstwa naturalnego. Muszę też wspomnieć, że nie tylko oni mnie zainspirowali, ale także Erik Österlund, od którego przejąłem tymol jako naturalny roztoczobójczy środek chemiczny, a co za tym idzie jako sposób na pierwsze przejściowe sezony. Pszczelarstwa naturalnego uczyłem się także ze strony internetowej http://www.resistantbees.com, na której znajduje się ogrom wiedzy na temat takiej właśnie praktyki .


Okolica pasieki

Zakładając pasiekę, a z czasem pasieki, musimy wstępnie rozeznać okolicę. Idealnie, jeżeli znamy okolicę od dziecka i wiemy jaka roślinność rośnie dookoła. Wybór miejsca na pasiekę jest uniwersalny zarówno dla pszczelarzy komercyjnych jak i naturalnych. Otóż chodzi o to, aby baza pożytkowa była różnorodna i w miarę możliwości ciągła przez cały sezon. Według mnie baza pożytkowa i jej obfitość oraz równomierny dopływ nektaru, pyłku i spadzi przez cały sezon to największa część sukcesu w pszczelarstwie. W pszczelarstwie naturalnym ma to zdecydowanie jeszcze większe znaczenie. Różnorodny pyłek może być wręcz lekarstwem dla pszczół, o ile pochodzi z terenów czystych, najlepiej takich gdzie nie występuje przemysłowe rolnictwo, a duży obszar zajmują nieużytki, zarośla, lasy, czy łąki. Musimy wiedzieć, że tam gdzie nie ma odpowiedniej bazy pożytkowej przez cały sezon, współpraca z pszczołami na zasadach pszczelarstwa naturalnego będzie utrudniona lub wręcz niemożliwa. Dlatego wybór miejsca pod przyszłą pasiekę najlepiej rozpocząć od rozpoznania okolicy pod kątem roślinności i prowadzonej gospodarki rolnej. Mam tu na myśli przede wszystkim zagrożenia związane ze stosowanymi zabiegami chemicznymi w wysoko intensywnej gospodarce rolnej. Pamiętajmy, że pierwotnym domem pszczół był las i doskonale sobie tam radziły bez monokulturowych upraw rzepaku czy gryki. Większość moich pasiek znajduje się w lesie lub na jego skraju, w terenach o słabo rozwiniętym rolnictwie z dużym procentem nieużytków. Daje mi to spokój i niewielkie ryzyko potencjalnych zatruć chemicznych pochodzących z intensywnych upraw. Las oferuje również umiarkowany, ale stały pożytek od kwietnia do września. Kolejną ważną sprawą jest „napszczelenie” okolicy. Nie zawsze jesteśmy w stanie ocenić, w jakiej odległości od naszej pasieki znajdują się inne ule i często przez wiele lat nawet możemy nie wiedzieć, że pod samym nosem mieliśmy inną pasiekę liczącą wiele rodzin. Tu znowu z pomocą przychodzi las, z którego wbrew pozorom korzysta mało pszczelarzy, a dla nas może okazać się dobrym miejscem. Odległość około dwóch – trzech kilometrów wgłąb lasu według mnie już zapewnia nam pewien „bufor bezpieczeństwa” z racji odległości od innych pasiek. Ma to również inne zalety, takie jak większe prawdopodobieństwo unasienniania młodych matek trutniami z naszej pasieki lub od „dzikich pszczół” - o ile las jest dość duży, różnorodny, zawiera drzewa dziuplaste i stąd może takie pszczoły gościć. Mając już te wszystkie potrzebne informacje, możemy pokusić się o wybór w miarę dobrego miejsca pod przyszłą pasiekę, a pojawiające się z czasem kolejne toczki najlepiej lokalizować w promieniu około 20 km. Powinniśmy wybierać takie miejsca, aby pasowały nam pod względem wygody dojazdu, czyli trasa praca-dom, po drodze do wujka, cioci, babci itp. Na pasieczysku starajmy się nie przekraczać 20 rodzin pszczelich. Według mnie w dobrym miejscu to wystarczy a najlepiej ustawiać na pasiekach po 6-12 rodzin. Wiele toczków w różnych lokalizacjach, z niewielkimi grupkami różnorodnych genetycznie rodzin dywersyfikuje nam zagrożenia, a zatem i może przyczynić się do zmniejszenia przyszłych strat. Pamiętajmy, że każdy rok pszczelarski jest inny, a z moich doświadczeń wynika, że praktycznie co rok inne pasieczysko wypada lepiej zarówno pod kątem przeżywalności rodzin jak i potencjalnych zbiorów miodu. Mając do dyspozycji kilka pasieczysk możemy wykorzystywać je do tworzenia i przewożenia młodych rodzin, pni produkcyjnych na pożytki, zwozić pszczoły na okres zimy w miejsca spokojne, sprawdzone, czy mniej zagrożone od zwierząt lub wandali.


Ul i środowisko ula.

Wybór ula to indywidualna sprawa, gdyż każdemu odpowiada inny rodzaj pracy czy kontaktu z pszczołami. Starajmy się wybierać ule z naturalnych produktów. Przede wszystkim będzie to drewno, ale mogą to być też inne naturalne materiały takie jak słoma czy wiklina. Moje ule to jednościenne skrzynki na ramkę szeroko-niską, wykonane z mitycznej sosny wejmutki. Dla mnie bardzo fajne i wygodne. Mam też i stare dadanowskie leżaki, które są dla mnie pamiątką po starych czasach i pszczoły trzymam w nich z sentymentu i jakby dla samego trzymania. Daleko ważniejszą sprawą od ula są natomiast woskowe plastry czyli podstawowe środowisko bytowania pszczół. Składają w nich pokarm, inkubują czerw, chronią się dzięki nim przed utratą ciepła w zimie. Można założyć, że jest to jeden z wielu organów rodziny pszczelej, który spełnia kluczowe funkcje życiowe superorganizmu.

Moje pierwsze dwa sezony pracy z pszczołami używałem kupnej węzy ze standardową komórką pszczelą. Od pierwszego sezonu nastawionego na gospodarkę naturalną starałem się natomiast wprowadzać do uli węzę z czystego wosku. Gdy zdecydowałem się na wprowadzenie do pasieki komórki pszczelej w rozmiarze 4,9 mm od początku nastawiłem się na samodzielny wyrób węzy z własnego wosku. Do tego celu używałem silikonowej praski. Początkujący, również i ja w tamtym okresie, miałem problemy z niezbędną ilością wosku pszczelego do wyrobu węzy. Niestety, jakość wosku na rynku jest wątpliwa, dlatego jego niedobory uzupełniałem kupnem od znajomych pszczelarzy. Praktycznie już po pierwszym sezonie produkcji własnej węzy byłem w stanie na kolejny sezon wygospodarować wystarczającą ilość własnego wosku pszczelego. Nie będę przytaczał badań dotyczących zanieczyszczeń fizycznych i chemicznych w wosku pszczelim, ale sprawa wydaje się jasna, że wosk który kupujemy może być zanieczyszczony. Wprowadzenie do pasieki własnej węzy, z własnego wosku uważam za kluczowe w pierwszych sezonach, aby przeprowadzić „detoksykację” środowiska życia pszczół. Podejrzewam, że czysty wosk, z którego robiona jest węza, odgrywa ważniejszą rolę niż rozmiar komórki pszczelej. Wprowadzanie węzy 4.9 mm rozpocząłem przede wszystkim od nowo utworzonych rodzin, ale również i rodziny produkcyjne dostawały taką samą węzę. Proces zmiany komórki pszczelej w pasiece na mniejszą nie jest wcale taki prosty. Problemy stwarzały zazwyczaj rodziny produkcyjne, które posiadały dużą siłę i były biologicznie dojrzałe. Młode rodziny, które startowały i budowały siłę do zimowli, praktycznie bezbłędnie odbudowywały podaną im węzę z komórką 4,9 mm. W każdym bądź razie udało mi się całkowicie wyeliminować z gniazda pszczelego susz z komórką 5,4 mm w ciągu 2 sezonów. Wprowadzenie komórki 4,9 mm nie było przypadkowe. Znowu można by podeprzeć się badaniami, choćby K. Olszewskiego z Lublina, o zaletach w/w rozmiaru komórki, ale nie jest to czas i miejsce na dokładną analizę tego zagadnienia w tej chwili. Chętni odszukają różne relacje z badań naukowych czy opisy praktyków, które zarówno pozytywnie jak i negatywnie przedstawiają właściwości tzw. „małej komórki”. Według mnie mała komórka 4,9 mm uruchamia w sposób zauważalny instynkty higieniczne u pszczół, które z takiej komórki się wygryzły. Zestaw cech sprzyjający czyszczeniu czerwiu i usuwaniu warrozy w pszczelarstwie naturalnym jest mile widziany, więc czemu nie skorzystać z możliwości jakie daje węza o takiej komórce? Trzeba jeszcze pamiętać o tym, że w przypadku podawania pszczołom węzy ze zmniejszoną komórką warto wygospodarować sobie również kilka pustych ramek na dziką zabudowę, lub ucinać róg węzy, aby pszczoły miały co najmniej 10-15 % wolnego miejsca, na którym będą mogły się zabawić we własne naturalne budowanie. W tym roku mija trzeci sezon od wprowadzenia przeze mnie pustych ramek do naturalnej zabudowy przez pszczoły. Oczywiście cały czas mam spore ilości suszu na węzie 4,9 mm, który stanowi jeszcze większość wybudowanych ramek. Ten susz bardzo sobie cenię i wykorzystuję jak tylko umiem. Odszedłem od węzy z kilku powodów. Przede wszystkim były to niechęć do drutowania ramek, oraz uznanie potrzeby decydowania pszczół o tym, jakich komórek w danym okresie potrzebują. Wprowadzenie bezwęzowej obsługi pszczół przyniosło także i inne korzyści, takie jak: zwiększone pozyskanie wosku, którego nie muszę już przerabiać na węzę, jeszcze większą czystość chemiczną budowanych plastrów oraz korzyści biologiczne dla rodziny pszczelej. Mam tu na myśli m.in. odpowiednią proporcję trutni do pszczół robotnic o każdej porze roku. Muszę również zaznaczyć, że decyzja o przejściu na ramki bezwęzowe była podjęta również dzięki samym pszczołom. Otóż okazało się, że po 2-3 sezonach styczności z komórką 4,9 mm potrafiły już samodzielnie bez węzy budować komórki w plastrach o rozmiarach od 4,6 mm do 5,2 mm, co według mojej wiedzy wystarczy, aby uaktywnić drzemiące w nich instynkty higieniczne, z którymi wiązałem duże nadzieje odnośnie selekcji na przeżywalność.

Podsumowując moje działania w tym zakresie :

  • zdrowy, naturalny ul z drewna

  • plastry pszczele wybudowane na węzie z własnego wosku o komórce 4,9 mm

  • plastry pszczele budowane na dziko po uprzednim przystosowaniu się pszczół do rozmiaru 4,9 mm


Genetyka, matki pszczele o przydatnych cechach, kundle lokalne i przeżywające.

Wiem dobrze, że adepci pszczelarstwa często rozpoczynają od pytania: czy matka tej czy innej rasy będzie dobra na moje tereny? Często zadają je, tak naprawdę tego terenu nie znając, a mając tylko mgliste i nierzadko nieprawdziwe wyobrażenie o danym miejscu. Skłamałbym pisząc, że sam nie zadawałem takich pytań. Czasami zdarzało się, że ktoś odpowiedział dość trafnie i skierował do najbliższego hodowcy lub „pszczelarza staruszka”, od którego można było nabyć matki pszczele. Nie jestem teraz w stanie podać dokładnie, jakie rasy i linie pszczół posiadałem, ale było tego dużo. Z perspektywy czasu nie potrafię ocenić, czy była to dobra decyzja, czy tylko zmarnowane pieniądze. Lubię myśleć jednak, że obiecująca genetyka różnych pszczół w kierunku radzenia sobie z warrozą, przydała moim obecnym pszczołom jakieś cenne i potrzebne cechy. Niemniej jednak, aby nie odradzać kupowania matek początkującym pszczelarzom, postaram się napisać, na co ja zwracałem uwagę w takiej sytuacji. Kupno różnorodnych genetycznie matek do pasiek to głównie sezony 2012-2014. W tym czasie sprowadziłem sporo różnych pszczół z terenu prawie całej Europy. Moją główną uwagę kierowałem na pszczoły posiadające cechy higieniczne takie jak grooming czy VSH. Sprowadzone matki rozmnażałem i poddawałem różnym testom higienicznym. W ten sposób typowałem pszczoły, które – w moim ówczesnym mniemaniu - miały większe szanse w walce z warrozą. Jak się później okazało, nie zawsze przekładało się to na przeżywalność. Otóż nie zawsze przeżywały zimę pszczoły, które wykazywały super przydatne cechy w zakresie utrzymywania niskiego porażenia roztoczami, lub doskonale odsklepiały zamarły czerw, wykazując się wysokimi wskaźnikami higieniczności. Potwierdziło to moje i nie tylko moje przypuszczenia, że pszczoły, które uzyskały odporność czy względną równowagę w relacji z warrozą i innymi zagrożeniami, po przeniesieniu w inną lokalizację nie radzą sobie już tak dobrze, jak w miejscu z którego przybyły. Według mnie należy okazać więcej uwagi i opieki takim obcym genetycznie, a dopiero co wprowadzonym na nasz teren szczepom, jeżeli zależy nam na tym, aby przeżyły i ich cenne dla nas cechy wprowadzić do populacji pasieki. Proponuję, choć sam nie wiem, czy to w perspektywie czasu okaże się korzystne, utworzenie grupy takich potencjalnie wartościowych pszczół i utrzymywanie ich za pomocą naturalnych zabiegów ograniczających pasożyta. Mam tu na myśli tymol, kwasy czy olejki. Tak utworzona rezerwa służyłaby za materiał wyjściowy do tworzenia nowych młodych rodzinek z matkami-córkami. Jeżeli oczywiście uznajesz ten krok za zasadny i właściwy, gdyż jak pisałem wyżej sam nie wiem czy te założenia na pewno przyczynią się do zwiększenia przyszłej przeżywalności w Twojej pasiece. Nie próbowałbym celowo wybierać rodzin poszukując konkretnej cechy, bo jak się okazało, nie tylko one, a zatem genetyka, decydują o przeżyciu pszczół. Uznałbym taką grupę za dawców genów do sprawdzenia w Teście Bonda, bez celowej selekcji na cechy przydatne w walce z warrozą. W ten sposób jesteśmy w stanie w dość krótkim czasie sprawdzić potencjał nowej genetyki w krzyżówkach z pszczołami lokalnymi. W przeciągu 2-3 sezonów jesteśmy bowiem w stanie wyprowadzić nowe pokolenia F3-F4, które jak pokazują moje doświadczenia, mogą już sprawdzić się na naszym terenie pod względem radzenia sobie z zagrożeniami. Przez ostatnie trzy sezony praktycznie namnażałem tylko własny materiał. Z moich obserwacji wynika, że własna hodowla matek, czy tworzenie nowych rodzin na bazie pszczół przeżywających, to kolejny kluczowy punkt pszczelarstwa naturalnego. Zdolne przetrwać z sezonu na sezon pszczoły mogą reagować na miejscowe środowisko. Budowanie pasiek w oparciu o nie uważam za bardzo ważne, ponieważ lokalne przystosowanie, które pszczoły nabywają z pokolenia na pokolenie, ułatwia kolejnym nowo tworzonym rodzinom start i późniejsze funkcjonowanie w trakcie sezonu. Wiąże się to oczywiście z wprowadzeniem tzw. Modelu Ekspansji, a więc tworzeniem dużej ilości odkładów i młodych rodzin i mniejszymi ilościami pozyskanego miodu, ale w zamian przyśpiesza proces selekcji. Dlatego już od pierwszych sezonów warto uczyć się prostych metod wykonywania podziałów, czy wychowu matek pszczelich. Można spróbować wydłużyć okres przejściowy tylko po to, aby namnożyć i powielić nasze lokalne kundle i dać im możliwość jeszcze większego przystosowania przed odstawieniem środków ograniczających populację roztoczy. Warto też pamiętać o stronie ojcowskiej. Musimy stworzyć rodzinie takie warunki, aby mogła wychować bardzo dużą ilość trutni. To jest tym istotniejsze, jeżeli praktykujemy używając węzy. Mając matki, które są dla nas cenne genetycznie warto im umożliwić hodowlę tylu trutni, ile będą chciały. Nie dość, że poprawi nam to unasiennianie nowych matek, to prawdopodobnie jeszcze dodatkowo nasyci okolicę genetyką pochodzącą od naszych pszczół, które przekażą swoje cenne cechy dalej…

Podsumowując moje działania w tym zakresie:

- sprowadzenie obcych genetycznie matek o przydatnych cechach

- wybór czyli selekcja pszczół w kierunku radzenia sobie z warrozą (testy higieniczne)

- namnażanie własnego materiału

- namnażanie pszczół które przeżyły i dobrze sobie radzą


Zabiegi ograniczające namnażanie warrozy

W naszych pierwszych sezonach prowadzenia pasieki możemy spróbować stosować środki roztoczobójcze pochodzenia naturalnego. Trudno jest bowiem od razu odstawić środki lecznicze i zacząć utrzymywać pszczoły bez leczenia. Niektórzy jednak tak robią i jak każdy nasz wybór ma on swoje wady i zalety. Ja zdecydowanie jestem zwolennikiem łagodniejszego wchodzenia w pszczelarstwo bez leczenia. Uważam, że prowadzenie pasieki przez 2-3 sezony wspomagając się naturalnymi środkami leczniczymi jest okresem optymalnym przed wykonaniem pierwszego większego kroku w stronę pszczół nie leczonych. Na rynku można znaleźć wiele naturalnych środków takich jak: kwasy, olejki eteryczne, tymol, zioła, kiszonki i różne naturalne substancje, które w swoich działaniach uśmiercają pasożyty lub wspomagają pszczoły, nie skażając przy tym środowiska ula.

W mojej współpracy z pszczołami w okresie przejściowym bazowałem głównie na tymolu, do stosowania którego przekonałem się po lekturze tekstów Erika Österlunda. Okresowo używałem też kwasu mlekowego, który według obserwacji i badań podobno ze wszystkich kwasów najmniej oddziałuje na pszczoły. Tymol podawałem w postaci płynnej, którą uzyskuje się z dostępnej na rynku formy krystalicznej, rozpuszczając ją w ciepłym oleju roślinnym. Odmierzoną ilością nasączałem wkładki celulozowe czy inne łatwo nasiąkliwe ściereczki. Przyjąłem podobne dawkowanie jakie stosował Erik. Rodziny młode, utworzone w danym sezonie, dostawały, zazwyczaj w październiku, 4-5 g tymolu. Rodziny produkcyjne wymagały większych dawek w 2-3 turach. Pierwszy i decydujący okres podania tymolu w rodzinach produkcyjnych to przełom lipca i sierpnia. W tym czasie rodzina dostawała około 10g czystego tymolu. Jeżeli byłem zadowolony z efektów pierwszego zabiegu, to kolejny wykonywałem dopiero w październiku, podobnie jak w przypadku rodzin młodych, podając 5 g na rodzinę. Stosowanie takiego schematu według mnie gwarantowało uśmiercenie dużej ilości warrozy, w odpowiednim dla rodziny czasie, czyli tuż przed sierpniowo-wrześniowym wygryzaniem się młodej pszczoły, która w głównej mierze wchodziła w skład kłębu zimowego.

Można do tego typu zabiegów wprowadzić jeszcze okres tzw. leczenia interwencyjnego. Miałem nawet pomysł aby sezon 2015 stał się u mnie takim okresem, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu z prozaicznego powodu. Nie potrafiłem wskazać rodzin, które powinny skorzystać z interwencyjnej kuracji leczniczej. Jeżeli ktoś jednak zdecyduje się na ten krok, to celowym byłoby ustalić jakieś kryteria do jego zastosowania. I w tym właśnie leży problem. Przykładowo Erik obserwował wyrzucane martwe pszczoły przed wylotkami i gdy stwierdził dużą ilość pszczół porażonych wirusem zdeformowanych skrzydeł (DWV) stosował odpowiednią dawkę. Rodziny w których zastosował kurację były przeznaczone w kolejnym roku do wymiany matek pszczelich. Metoda ta może być o tyle niedoskonała, że w rodzinie pszczelej mogą rozwijać się inne choroby, które doprowadzą do jej śmierci, a samo obserwowanie resztek wyrzucanych przed ul jest tyleż kłopotliwe, co pozbawione pełnej wiarygodności, choćby przez możliwość usuwania martwych pszczół przez ptaki czy inne owady. Przyjęcie określonej ilości roztoczy (stopnia porażenia) jako kryterium stosowania kuracji interwencyjnej również nie jest w pełni wiarygodne. Moje doświadczenia bowiem pokazały, że szacunkowa ilość roztocza na 100 pszczół nie zawsze w pełni oddaje stan zdrowotny całej rodziny. Zdarzały się przypadki, że gdy na jesieni szacowałem porażenie rodziny warrozą, trafiały się rodziny z minimalną jej ilością oraz rodziny rekordzistki z dużą jej ilością. Wynik zimowli i przeżycia tych rodzin nie zawsze odzwierciedlał szacowane porażenie. Nie zawsze rodziny o minimalnym porażeniu przeżywały, tak jak i nie zawsze rodziny o dużym porażeniu umierały. Skłoniło mnie to więc do zaprzestania wyciągania wniosków na temat zdrowia rodziny tylko i wyłącznie na podstawie ilości warrozy. Lepszym według mnie kryterium wyboru rodziny przeznaczonej do leczenia byłoby ocenianie jej po prostu po wyglądzie. Sama ocena musi opierać się o wygląd pszczół robotnic, czerwiu, odpowiedni zapach i zachowanie pszczół, a także, po prostu o ogólne wrażenie wyniesione z obserwacji rodziny. Taka ocena wymaga już jednak sporego doświadczenia i umiejętności rozpoznania kryzysu, wyniesionego z co najmniej kilku lat obserwacji pszczół – a najlepiej pszczół nieleczonych, gdyż one potrafią wyglądać i zachowywać się inaczej niż standardowa rodzina wywodząca się z „komercyjnej matki”. Niejeden już pszczelarz był pewny sukcesu i swojej umiejętności oceny, a następnie okazywało się, że rodzina pszczela wbrew oczekiwaniom osypała się w okresie zimowli. Nie muszę więc dodawać, że pomimo doświadczenia pszczelarskiego taka ocena również może nas zwieść. Temat kryteriów pozostawiam więc dla chętnych.

Okres przejściowy kiedyś musi się skończyć. U mnie nastąpiło to w sezonie 2015 - wówczas pozostawiłem pszczoły na zimę bez jakiegokolwiek leczenia. Niestety przeskok był dość bolesny. Straty pszczół były duże, ale były to straty do zaakceptowania, a pasiekę udało mi się odbudować. W tym ostatnim przydały się też wcześniejsze doświadczenia z namnażaniem rodzin czy hodowlą matek. Trzeba też wiedzieć, że nie lecząc pszczół, również mamy pewne, choć skromne, możliwości ograniczenia namnażania warrozy. Podstawowym sposobem nagłego załamania cyklu rozrodczego pasożyta jest przerwanie czerwienia w rodzinie poprzez wykonanie pakietu lub odkładu z tzw. „starą” matką, co spowoduje, że po kilku dniach w rodzinie nie będzie najmłodszego czerwiu. W przypadku prowadzenia pasieki bez leczenia nie dysponujemy wieloma sposobami w pełni skutecznego radzenia sobie z pasożytem, ale możemy polegać na zasilaniu słabszych rodzin pszczołami, czerwiem, miodem czy pierzgą od rodzin zdrowych, które ewidentnie sobie lepiej radzą. Możemy tym słabszym, mniej zaradnym rodzinom zmieniać matki na te, wywodzące się z rodzin które przetrwały już bez leczenia jeden czy dwa sezony – na przykład poprzez podanie ramki z larwami. Warto próbować różnych sposobów z przerwami w czerwieniu w trakcie sezonu jak i dłuższymi przerwami zimowymi, ale jeżeli nie opiera się to na „technikach pszczelarskich” (np. wykorzystaniu izolatorów), to już wiąże się z mądrością pszczół i ich przystosowaniem do lokalnych warunków.

Podsumowując moje działania w tym zakresie :

  • pierwsze sezony przy pomocy środków naturalnych - w moim przypadku tymol

  • próba wprowadzenia leczenia interwencyjnego

  • przerwy w czerwieniu w rodzinach nieleczonych

  • naturalna selekcja i przystosowanie sprzyjające radzeniu sobie z pasożytami

  • zasilanie rodzin w kryzysie czerwiem i pszczołami od zdrowych rodzin

  • wymiana matek w rodzinach które wyglądają na słabe poprzez podani ramki z larwami

Słowo na zakończenie

Metoda małych kroczków w pszczelarstwie naturalnym skierowana jest do wszystkich chętnych, którzy wierzą w pszczoły bez leczenia, pszczoły które z czasem nabierają lokalnego przystosowania i reagują na zmiany środowiskowe. Można rozciągnąć ją w czasie i dostosować do własnych doświadczeń pszczelarskich. Można posiłkować się innymi środkami naturalnymi w ograniczeniu namnażania warrozy. Metoda ta, a raczej przedstawione tutaj moje doświadczenia, mogą pomóc lub zainspirować przyszłych pszczelarzy naturalnych do poszukiwań swoich własnych rozwiązań we współpracy z pszczołami. Przy tym wszystkim należy jeszcze pamiętać, że pszczoły są częścią przyrody, a ich głównym zadaniem w ekosystemie jest zapylanie roślin. Produkty pszczele muszą w pierwszej kolejności służyć ich wytwórcom, a dopiero później ewentualne nadwyżki może pobrać pszczelarz. Pszczoły lubią budować po swojemu, jeżeli więc stosujemy węzę, to dajmy im trochę swobody, choćby w pojedynczych ramkach. Pozwólmy też pszczołom wyhodować własne matki, gdyż one wiedzą najlepiej, które larwy wybrać. Nie usuwajmy trutni i czerwiu trutowego, bo nie wiemy, jakie zadania, oprócz prokreacyjnych, mogą one spełniać w życiu rodziny pszczelej. Starajmy się zaglądać jak najrzadziej do uli, a jeżeli musimy, to planujmy przy okazji swoje działania. Cieszmy się z możliwości obcowania z pszczołami i nie bierzmy wszystkiego zbyt poważnie. Czasami warto czegoś nie zrobić, niż na siłę wykonywać daną czynność.


środa, 14 czerwca 2023

Pszczoły bez leczenia - 9 sezon


 Krótko o rodzinach, które przeżyły kolejną zimę bez leczenia i jeden z najgorszych sezonów pszczelarskich w mojej okolicy czyli 2022 ( co prawda 2023 idzie z nim łeb w łeb)

Pasieki:

P0:

Stan rodzin jesienią: 3

Stan rodzin wiosną: 2 

Rodziny: L2V/4; TRC2


P2:

Stan rodzin jesienią: 6

Stan rodzin wiosną: 3 

Rodziny: MacV/3; 16V1/1; X1


P3:

Stan rodzin jesienią: 7

Stan rodzin wiosną: 6 

Rodziny: L2V/1; L2V/3; TRCL; CarVL1; 16V1/1/1; CarV/2


P4:

Stan rodzin jesienią: 6

Stan rodzin wiosną: 3 

Rodziny: L2V/2; 3V1/1; L2V1/1


Całość rodzin jesienią: 22

Całość rodzin wiosną: 14 

Przeżywalność: 64%





wtorek, 17 stycznia 2023

Czy roje pszczele mogą stanowić wartość w pszczelarstwie bez leczenia? Analiza moich doświadczeń na przestrzeni 7 lat z rojami pszczelimi.

Postanowiłem przyjrzeć się bardziej dokładnie rojom pszczelim które przewinęły się przez moje pasieki. Oczywiście wszystkie roje, które przybyły do pasieki po 2015 roku pozostawały bez jakiegokolwiek leczenia tak jak reszta rodzin pszczelich na pasiekach. Postarałem się zebrać i uporządkować informację na temat pszczół rojowych z którymi miałem do czynienia. W zasadzie większość informacji zawartych w tym tekście będzie znajdować się we wcześniejszych wpisach na moim blogu, jednak pod wpływem ciągle powracającego tematu znaczenia rojów pszczelich w pszczelarstwie TF warto przedstawić mój punkt widzenia wynikający z własnych doświadczeń jako jeden z głosów w dyskusji. Zaznaczam też, że nie prowadziłem bardzo dokładnych zapisów chodź ze 100% dokładnością jestem w stanie odtworzyć linię każdego roju który przybył do mojej pasiek i kiedy zakończył się jego żywot. Pojedyncze roje które zapadły mi w pamięci będę w stanie opisać lub przyporządkować do danej pasieki, miejsca a nawet konkretnego ula.

Na początku warto wspomnieć, że naturalny rój pszczeli który jest dojrzały biologicznie i opuści ul ze starą czerwiącą matką to jedna z najlepszych i najbardziej doskonałych form jeżeli chodzi strukturę rodziny (proporcję pszczół starych i młodych robotnic oraz trutni). Dlatego od samego początku lubię pracę z rojami, lubię osadzać je w ulu i lubię obserwować jak się później rozwijają. Przez te kilka sezonów miałem na swoich pasiekach kilkanaście różnych rójek o czym szczegółowo będę pisał później, jednak żadna z osadzonych lub samozasiedlonych rójek nie zapisała się jako samodzielna linia swojej genetyki, która by była zdolna przeżyć bez leczenia przynajmniej ze 3 sezony.

Sezonem najbardziej rojliwym, w którym pozyskałem dużą ilość rojów pszczelich a telefony dzwoniły praktycznie co drugi dzień był sezon 2016. Na marginesie w całej mojej przygodzie z pszczołami jeden jedyny raz wyroiła mi się rodzina pszczela i rójka uciekła bez mojej wiedzy. Oczywiście tak mała ilość rojących się rodzin nie należy do moich zasług czy częstych przeglądów i stosowania różnych sztuczek pszczelarskich aby ograniczyć rojliwość. Według mnie jest to spowodowane dość dużą kubaturą w moich ulach w stosunku do siły i rozwoju rodzin w danym czasie oraz tym, że zazwyczaj w szczycie sezonu i największej sile biologicznej rodziny pszczelej dokonuje planowych podziałów. Nie ważne... wróćmy do 2016 roku. Był to pierwszy sezon pszczelarstwa bez leczenia. Po zimie z 61 rodzin zostało 10. Jak zawsze w takich przypadkach gdy masz mało i licho przychodzi dobry jak nie bardzo dobry pożytkowo sezon. Pamiętam, że był to jeden z lepszych pożytkowo sezonów z jakimi miałem do czynienia. Można napisać, że teraz pragnie się takich sezonów. Wiadomo, pokarmu było w brud to i pszczoły dochodziły z rozwojem wcześniej i zaczynały się gwałtownie roić. Tak wtedy opisywałem ten stan na blogu:

"Jeszcze nigdy nie doświadczyłem tak dużej ilości zgłoszeń telefonicznych do rojów pszczelich. Praktycznie 80% zgłoszeń to pszczoły które naleciały na przewody wentylacyjne lub znajdują się gdzieś w okolicach dachu budynków jednorodzinnych. Pozostałe zgłoszenia to zazwyczaj klasycznie uwiązane roje pszczele tworzące charakterystyczne grono. Rójki przeważanie wybierają iglaki z tego co widzę, i są to świerki, ozdobne tuje itp. drzewka ogródkowe. Wysokości uwieszania się roi też bywają różne, od całkiem rozsypanych na trawie do wysoko umieszczonych pod dachem bloku. Nie ma konkretnej prawidłowości jeśli chodzi wybór miejsca do uwiązania roju.

Co ciekawe złapane roje fenotypowo odpowiadają pszczołom ciemnym czyli nie posiadają praktycznie żadnych zażółceń czy innych odcieni kolorystycznych. Wszystkie złapane rójki były w typie Amm i Amc dlatego postanowiłem czterem z nich zrobić badanie przynależności rasowej po użyłkowaniu prawego przedniego skrzydełka. Potwierdziły się moje przypuszczenia i 3 na 4 roje przyporządkowane zostały do rasy apis mellifera mellifera. Czwarty rój tworzyły pszczoły mieszańce melifery z carnicami. Można zadać pytanie dlaczego w terenie miejskim o dość dużym rozmieszczeniu pasiek, większość złapanych roi to pszczoły o krajowym pochodzeniu? Spodziewałem się typowych mieszańców zbliżonych bardziej do buckfasta czy typowych krainek."


Wcześniejsze sezony pomijam do szczegółowych opisów na temat występujących rójek i ich losów ponieważ są to lata w których wykonywałem zabiegi lecznicze, czyli lata od 2011-2015. Można szacunkowo przyjąć, że średnio na sezon pozyskiwałem 2-3 rójki. Zatem ilość rójek pszczelich na moich pasiekach na przestrzeni tych sezonów waha się od 10 do 15.

 Sezon 2016


Tak jak wcześniej pisałem był to rekordowy sezon. Złapałem i nabyłem około 15 rójek.

Część rójek wydałem znajomym, pojedyncze sztuki.

Jesień.

11 rójek poszło do zimowli:


A6; B6; C6; D6; E6; F6; G6; H6; I6; J6; K6 (11)

K6- rójka wyjęta z komina

B6 -rójka która naleciała się na ulik weselny (4 korpusy miniplus) na pasiece P2


Rójki były rozmieszczone na różnych pasiekach tak aby nie kumulować ich w jednym miejscu:


P1: roje A6, B6, C6, D6, E6

P2: roje F6, G6, K6

P3: roje H6, I6 , J6




Sezon 2017

Wiosna.

Rójki które przeżyły zimę.


A6; C6; G6; H6; I6; J6 (6)

Krótki opis poszczególnych rójek z wcześniejszych wpisów na blogu


A6- pierwsza rójka w mojej pasiece. Jest to rójka która sama się naleciała na z piętrowane uliki weselne. Na jesieni miałem z nią mały incydent. Dwa razy dostała dawkę około 3 l syropu w stosunku 1:1 ale dopiero za drugim razem odkryłem, że podkarmiaczka była pęknięta i z jednej komory syrop wylewał się do ula i przez siatkę pod ul na trawę. Mimo to nie była rabowana i przeżyła. Rodzinka również malutka, obsiada 3-4 ramki. Loty stabilne.

C6- kolejna rójka która przeżyła. Nie znam dokładnie jej pochodzenia i skąd była przywieziona. Na pewno złapana gdzieś w mieście. Rodzinka również malutka, obsiada 3-4 ramki. Loty stabilne.

G6– rójka którą wyciągnąłem z komina w sąsiedztwie mojej pasieki a więc lokalne pszczoły… Przeżyła chodź jesienią dawałem jej 50% szans ponieważ słabo pobierała pokarm i była dość mała. Obecnie obsiada 2-3 ramki.

H6– rójka przedwojenna, bardzo dobra kondycja, nie widać oznak osłabienia, ładnie gospodaruje zapasami. W tej chwili na 6-7 ramkach

I6- również rójka przedwojenna, kondycja podobna jak u poprzedniczki, rozwój bez zastrzeżeń. W tej chwili na 6-7 ramkach. Widać, że idzie w siłę nie tracąc starej pszczoły.

J6- rójka złapana w mieście. Nie znam dokładnego pochodzenia ale również ładnie się prezentuje jak wszystkie rodziny na tej pasiece.


Jesień.

5 rójek oraz 9 rodzin na genetyce z rójek idzie do zimowli:

J6; I6; A7; B7; C7;


W istocie z przezimowanych rójek których na wiosnę było 6 zostało do jesieni 2... Z racji tego, że podsumowania po zimowli robiłem zazwyczaj wcześnie początkiem kwietnia zakładam o ile mnie pamięć nie myli że do maja spadły lub zostały połączone jeszcze ze dwie rójki. Losów reszty nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Prawdopodobnie osłabły w trakcie sezonu i zostały zlikwidowane lub wypszczeliły się samoistnie.


Jesienią po sezonie o rójkach które przetrwały mam krótki wpis:

I6 i J6- obce rójki z roku 2016… Na tą chwilę mogę napisać, że sprawowały się całkiem dobrze. Chciałem je podzielić bo wiedziałem, że wyglądają na dość ulokalnione pszczoły. Udało mi się zrobić trochę młodych matek na tych pszczołach.

Przynależność rasowa rójek A. melliefra. mellifera

W istocie rójki te były namnożone. Z informacji zapisanych na blogu wyglądało to tak

J6→ J6/1; J6/2; J6/3; J6/4

I6→ I6/1; I6/2

Jedna z nowych rójek z tego roku również została namnożona.

A7A7/1; A7/2; A7/3


Komentarz z bloga do tej rójki wyjaśnia dlaczego jej genetyka została powielona. Nie doszło tu do podziału rodziny a jedynie do ofiarowania ramki z larwami:

A7 to tegoroczna rójka. Zrobiłem na tej genetyce 3 młode rodziny tylko dlatego, że stała na nowym pasieczysku i tworzone odkłady którym za pierwszym razem nie udawało się unasienić matki dostawały ramkę z larwami od tej właśnie rodziny… bo była jedyna na miejscu z czerwiącą matką.

Podsumowując do zimy poszło:

J6; I6 - rójki 2 sezon

A7 - rójki 1 sezon

B7 - rójka która naleciała się na ul ( 4 moje korpusy) na pasiece P1

C7 - rójka która naleciała się na ul (2 moje korpusy) na pasiece P2

J6/1; J6/2; J6/3; J6/4; I6/1; I6/2; A7/1; A7/2; A7/3 - rodziny po genetyce z roi

łącznie: 14 rodzin


Rozmieszczenie rójek i rodzin po genetyce z rójek na pasieczyskach:

P2: I6/2; C7

P3: I6/1; B7; J6/2;

P4: J6; I6; J6/1; A7/3

P5: A7; A7/1; A7/2; J6/3; J6/4



Sezon 2018


Wiosna.

Rójki które przeżyły zimę.


B7, J6/3 (2)


B7 - przypisana Amm x Carnica


Krótki opis poszczególnych rójek z wcześniejszych wpisów na blogu:


B7- rójka z zeszłego roku. Tak jak przewidywałem, ostała się tylko ona. Jest to rójka która naleciała się na wierzę korpusów z suszem. Przez sezon praktycznie bez obsługowa, wysoce obronna. Siła wiosną bardzo duża. Postaram się namnożyć ten materiał bo na moich pasiekach rójki rzadko przeżywają...


J6/3 -rodzinka po rójce z 2016 roku



Jesień.

2 rójki oraz 8 rodzin na genetyce z rójek idzie do zimowli:


B7, A8

Rójka J6/3 nie dotrwała do czerwca. Pamiętam, że miała duże problemy z rozwojem i dojściem do siły. Ostatecznie końcem maja zastałem ul w którym była na pasiece w lesie całkowicie opanowany przez wielkie mrówki rudnice. Znakiem tego albo samoistnie padała i mrówki czyściły ul albo pomogły jej mrówki.


Krótki wpis z bloga o rójce B7:

Dodatkowo w tym roku namnożyłem rójkę z 2017 – B7, która bardzo ładnie się rozwijała.

Podsumowując do zimy poszło:

B7 - drugi sezon

A8 -pierwszy sezon - rójka która naleciała się na ul ( Skrzynka odkładowa na ramki WZ) na pasiece P1

B7/s1; B7/s2; B7/3; B7/2; B7/1; B7/4; B7/5; A8/1 - rodziny po genetyce z roi

łącznie: 10


Rozmieszczenie rójek i rodzin po genetyce z rójek na pasieczyskach:

P1: B7/s1; B7/s2

P2: B7/4; B7/5; A8; A8/1

P3: B7/3;

P4: B7/1; B7; B7/2


Sezon 2019


Wiosna.

Rójki które przeżyły zimę.


A8/1; B7/3; B7/1 (3)

A8/1 - przypisana Amm x Carnica

B7/3 - przypisana Amm x Carnica

B7/1 - przypisana Amm x Carnica


Komentarz z bloga na temat przeżywalności rójek:

Chciałem zauważyć, że zimy nie przetrwały także rójki o oznaczeniach B7 i A8 z roku 2017 i 2018. Przetrwały natomiast ich geny w rodzinkach A8/1 i B7/1, B7/3. Tendencja którą obserwuję na pasiekach potwierdza się, że obce pszczoły które przyjdą w postaci roju mają ciężką przeprawę i przeżywają jedynie wybrane z cechami predysponowanymi do gospodarki bez leczenia. Będę dalej obserwował te trzy rodziny i jestem ciekaw czy w kolejnych sezonach utrzymają swoje linię...


Jesień.

0 rójek oraz 6 rodzin na genetyce z rójek idzie do zimowli:

Podsumowując do zimy poszło:

B7/1 - drugi sezon

A8/1 - drugi sezon

B7/3 - drugi sezon

B7.3/1; B7.3/3; B7.3/2- rodziny po genetyce z roi pierwszy sezon

łącznie: 6


Sezon 2020

Wiosna.

Rójki które przeżyły zimę.

Brak rodzin. Wszystkie padły w czasie zimowli


Jesień.

4 rójki idzie do zimowli


Podsumowując do zimy poszło:

A - pierwszy sezon - rójka która naleciała się na ul ( 3 moje korpusy) na pasiece P1

B - pierwszy sezon

C - pierwszy sezon - rójka która naleciała się na ul ( 3 moje korpusy) na pasiece P4

D - pierwszy sezon - rójka która naleciała się na ul (2 moje korpusy) na pasiece P5

łącznie: 4


Rozmieszczenie rójek i rodzin po genetyce z rójek na pasieczyskach:

P0: A, B

P2: C

P3: D; 


Sezon 2021

Wiosna.

Rójki które przeżyły zimę.


A; C

C- przypisana Amm


Jesień.

2 rójki oraz 1 rodzina na genetyce z rójek idzie do zimowli:

C; A0


Podsumowując do zimy poszło:

C - drugi sezon

A0 - pierwszy sezon - rójka która naleciała się na skrzynkę 6r dadanta na pasiece P1

C/1- rodziny po genetyce z roi pierwszy sezon

łącznie: 3


Rozmieszczenie rójek i rodzin po genetyce z rójek na pasieczyskach:

P1: A0

P2: C

P3: C/1



Sezon 2022

Wiosna.

Rójki które przeżyły zimę.


Brak rodzin. Wszystkie padły w czasie zimowli.



Jesień.

3 rójki idzie do zimowli


Podsumowując do zimy poszło:

R1 - pierwszy sezon

R2 - pierwszy sezon - rójka która naleciała się na ul (3 moje korpusy) na pasiece P1

R3 - pierwszy sezon - rójka która naleciała się na ul (2 moje korpusy) na pasiece P4

łącznie: 3


Rozmieszczenie rójek i rodzin po genetyce z rójek na pasieczyskach:

P2: R3

P4: R1; R2


Liczby i statystyki z lat 2016-2022


R - rójki

GR - rodzina po genetyce z rójki

SR- rójki które same wprowadziły się do ula

2016

Stan do zimy: R-10; SR-1 (11)

2017

Stan po zimie: R-6

Przeżywalność całkowita: 55%

Stan do zimy: R-3; SR- 2; GR-9 (14)

2018

Stan po zimie: R-1; SR-1 (2)

Przeżywalność całkowita: 14%

Stan do zimy: SR- 2; GR-8 (10)

2019

Stan po zimie: GR- 3

Przeżywalność całkowita: 30%

Stan do zimy: GR-6 (6)

2020

Stan po zimie: 0

Przeżywalność całkowita: 0%

Stan do zimy: R-1; SR- 3 (4)

2021

Stan po zimie: SR- 2

Przeżywalność całkowita: 50%

Stan do zimy: SR- 2; GR-1 (3)

2022

Stan po zimie: 0

Przeżywalność całkowita: 0%

Stan do zimy: R-1; SR- 2; (3)


Suma ilości rójek i rodzin utworzonych na rójkach ze wszystkich lat:

Stan do zimy: 51     R:15   SR:12    GR:24

Stan po zimie: 13    R:7     SR:3      GR:3

Procent:         25%  46%    25%      12,5%


Żadna z rójek oraz rodzina pszczela o genetyce pochodzącej od rójki nie przetrwała dwóch pełnych zimowli.  


Liczba rójek które same wprowadziły się do ula na przestrzeni lat 2016-2022:


SR- 10

Na jakiej pasiece najczęściej nalatywały się rójki

P1: 5 - bardzo duże napszczelenie w okolicy w promieniu 2 km około 500 rodzin sezonowo

P2: 2 - również duże napszczelenie w okolicy w promieniu 2 km około 300 rodzin sezonowo

P4: 2 - pasieka leśna bardzo małe napszczelenie w promieniu 2 km około 50 rodzin

P5: 1 - pasieka leśna skrajnie małe napszczelenie w promienu 2 km tylko moje rodziny pszczele


Wybór przez rójki miejsca na gniazdowanie:

-ul z 2 korpusami (80l) - 3 rójki

-ul z 3 korpusami (120 l)- 3 rójki

-ul z 4 korpusami (160 l)- 1 rójka

-4 korpusy miniplus (40l)- 1 rójka

-odkładówka D 6 ramkowa (40l)- 1 rójka

-odkładówka WZ 8 ramek (40l) -1 rójka


Wszystkie dostępne miejsca czyli ule i odkładówki posiadały ramki z suszem i resztkami pokarmu. Również wszystkie te miejsca miały w środku martwe pszczoły na dennicy w różnych ilościach. Co więcej na pasiece P1 cztery roje przyszły w to samo miejsce. Zmieniał się tylko rodzaj ula. Raz była to wieża z suszem 4 korpusowa, raz ul odkładowy lub inna ilość korpusów.


Wnioski

Powtórzę zadane pytanie tytułowe. Czy roje pszczele mogą stanowić wartość w pszczelarstwie bez leczenia?

Przeanalizowałem dotychczasowe doświadczenia z rojami pszczelimi oraz z rodzinami powstałymi na genetyce z rojów. Przez lata 2016-2022 na moich pasiekach było około 27 roi pszczelich o różnej sile i pewnie o różnej wartości genetycznej. 90% z nich były prawdopodobnie pierwakami ponieważ z tego co pamiętam nigdy nie miałem problemów z rozpoczęciem czerwienia przez matki pszczele w takich rodzinach. Dodatkowo utworzyłem na genetyce z rojów około 24 rodziny. Niestety nie zaobserwowałem w tych rodzinach jak i rojach umiejętności radzenia sobie z varroa. Można założyć że część roi pszczelich mogła być osłabiona i nie w pełni rozwijała się jak powinna z racji manipulacji przy nich czyli zabieraniu od nich ramek z czerwiem do nowo tworzonych rodzin. Jednak nie wszystkie roje w pierwszym roku po osadzeniu były użytkowane do tworzenia odkładów. W 2016 żadna z rójek nie była namnażana. W 2017 z trzech rójek nowo przybyłych tylko jedna była obciążona jako dawca 3 ramek z larwami czy jajkami do nowo powstałych rodzin. W 2018 z jednej rójki która przybyła został zrobiony jeden odkład na tej genetyce. W 2019 nie przybyła żadna nowa rójka. W 2020 przybyły cztery nowe rójki. Żadna nie została użyta do powielenia genetyki. W 2021 przybyła jedna rójka. Nie została namnożona. W 2022 przybyły trzy rójki, które po zagospodarowaniu i podkarmieniu urządzały się same do zimy po czym jesienią zostały zakarmione odpowiednim zapasem zimowym. Oczywiście jestem przekonany, że jak zachodziła potrzeba rodziny z rójek mogły mieć podbierane ramki z czerwiem ale na zasadzie zdrowego rozsądku i dostosowania sytuacji rodziny do pory roku i panujących warunków. Czy mogło to mieć decydujący wpływ na przeżywalność tych rodzin? Raczej nie. Otóż nawet zabierając im ramkę czerwiu zasklepionego pozbywałem ich części pszczół które mogły pracować na rozwój i liczebność rodziny ale również zmniejszałem im presję Varoa. Dlatego twierdzę, że nie miało to decydującego wpływu na dalszy rozwój czy umiejętności radzenia sobie z zagrożeniami jak i docelowo prawidłową zimowlą. Moje doświadczenia wskazują, że wartość rójek pod względem radzenia sobie z zagrożeniami bez leczenia, które przybyły do moich pasiek jest raczej niska. Wpływać na to może wartość ogólna pszczół komercyjnych oraz pasiek które utrzymują rodziny pszczele w standardowy sposób w najbliższej okolicy. Bardzo duże napszczelenie w obrębie dwóch moich pasiek P1 i P2 nie daje powodów do myślenia, że przybyłe czy złapane rójki z tych okolic będą stanowić wartościowy materiał w pszczelarstwie bez leczenia. Szanse na to, że rójka która wyjdzie z pasieki komercyjnej leczonej latami i zmienianej co sezon czy dwa genetyki hodowlanej będzie posiadać unikatowe cechy genetyczne jest równa lub bliska zeru. Oczywiście te dwie pasieki stacjonują na skraju dużych kompleksów leśnych więc jest też jakieś prawdopodobieństwo, że część rójek może pochodzić z lasu czyli przedstawiać jakiś dziki potencjał. Niestety mimo jakiegoś prawdopodobieństwo nie zauważyłem wyjątkowości takich rodzin. Większość moich nowo tworzonych rodzin unasienniam w pasiekach leśnych gdzie sytuacja wygląda inaczej. Pasieki leśne P4 i P5 to tylko trzy rójki. Rójki które samoistnie zasiedliły ule. Tu sytuacja może wyglądać inaczej ale też nie należy oczekiwać, że przybyłe rójki pochodzą z dzikich leśnych populacji czy nawet pasiek zaniedbanych lub które nie ingerują w swoje pogłowie od strony genetycznej bo o leczeniu już nawet nie piszę. Co prawda szanse tutaj i prawdopodobieństwo na takie wartościowe rójki wzrastają zdecydowanie zwłaszcza że do najbliższych pasiek które graniczą ze ścianą lasu lub są w pobliżu będzie około 3 km w linii prostej. Podsumowując każda nowo przybyła rodzina może wnieść jakąś wartość, a zwłaszcza jeśli przeżyje chodź jeden sezon. Można podejść ostrożnie do tematu i spróbować po pierwszym sezonie wykonać jedn/dwa odkłady z takiej nowej genetyki i dalej obserwować ich rozwój i efekty po zimowli. Doświadczenia tych kilku sezonów wskazują, że czasami mimo możliwie dobrej i obiecującej genetyki rodziny pszczele przegrywają z prozaicznymi powodami takimi jak susza oraz braki pożytkowe w kluczowych miesiącach w lipcu i sierpniu. O ile pokarm węglowodanowy da się uzupełnić cukrem chodź nie jest tak wartościowy jak nektar czy spadź to niestety wartościowego pokarmu pyłkowego nie uzupełni się substytutami w takich ilościach aby rodzina mogła prawidłowo i nieprzerwanie się rozwijać, zachowując stale wysoką odporność. Biorę też pod uwagę błędy własne które, zapewne się zdarzają ale dotyczą wszystkich rodzin na pasiekach a jak wiadomo niektóre rodziny jednak przeżywają lepiej a nie które linie mają już sporą historię w pasiece. Moje wnioski są zatem takie. Wykorzystuj wszystkie rójki, które wpadną w Twoje ręce... na pewno duża część z nich umrze ale może być też tak, że w sprzyjających warunkach pożytkowych i pogodowych trafi się ta jedyna, która pozwoli Ci zrobić krok do przodu z pszczołami bez leczenia. Jednak wiedz, że prawdopodobieństwo spotkania takiej rójki jest bardzo małe...  




środa, 14 grudnia 2022

Podsumowanie sezonu 2022




Podsumowanie sezonu 2022 w 8 roku bez leczenia rodzin pszczelich.

Podsumowanie wiosenne tutaj: wiosna 2022

Wiosną 2022 w kwietniu moja pasieka liczyła 17 rodzin pszczelich które przetrwały zimę z całości rodzin które szły do zimowli w liczbie 38. Dało to przeżywalność na poziomie 45%. Do okresu czerwcowego rozwoju dotrwało 16 rodzin. Jedną rodzinę zlikwidowałem matka nie potrafiła prawidłowa zaczerwić 2-3 ramek... czerw był przestrzelony, mało zwarty, w małej ilości. 


Rodziny które obleciały się wiosną i obecnie zimują: 

TRC, MacV/3, MacV3/1, 16V/1/1, X1,

L2V/1, L2V/3, CarV, TRC1, TRC2, 

L2V/4, L2V/2, 3V1/1, L2V1/1


Przynależność rasowa poszczególnych rodzin: 

przypisana Amm: CarV, 3V1/1, L2V/3, 16V/1/1, TRC, TRC1, L2V1/1

- przypisana Amm x Buckfast:  L2V/1,  L2V/4, L2V/2, MacV/3, TRC2

przypisana  Buckfast: X1

przypisana Amm x Carnica: MacV3/1


Moja ocena przynależności jak widać kumuluje się głównie w obrępie pszczół w typie A.mellifera mellifera. Praktycznie 13 na 14 badanych rodzin posiada znaczny udział genów A.m.m. Rodzina X1 czysty buckfast (obca genetyka). 


Podział na pasieczyska


P0(3): TRC2, L2V/4, TRC

P1brak rodzin

P2(6): MacV3/1, R3, MacV/3, CarV/3, 16V1/1, X1

P3(7):  L2V/1, L2V/3, TRCL, CarVL1, 16V1/1/1, CarV/2, TRC1

P4(6):  L2V/2, 3V1/1, L2V1/1, R1, R2, CarV

P5: brak rodzin

P6: brak rodzin

P7: brak rodzin


Sumując wszystkie pasieczyska do zimy idzie 22 rodziny pszczele. 


Namnożenie rodzin:

TRC → TRCL

CarV → CarVL1, CarV/2, CarV/3

16V1/1 → 16V1/1/1

Rójki: R1, R2, R3


W tym sezonie namnożenie rodzin było minimalne. Tylko 3 rodziny zostały  podzielone i powstały z nich młode kopie rodzin matecznych. Wszystkie te młode rodziny unasienniły się w pasiece leśnej. Sezon był wybitnie niekorzystny w mojej lokalizacji, dlatego nie próbowałem namnażać większej ilości rodzin ponieważ braki pokarmowe występowały od zimnej wiosny do końca lata. Przyszły za to dwie rójki do pustych uli i jedna którą złapałem w mieście. Rójki wyglądały na zdrowe i były raczej rojem głównym z matkami czerwiącymi, ponieważ bardzo szybko rozpoczynały czerwienie. Ogólnie moje doświadczenia wskazują, że wartość rójek z mojej okolicy jest zerowa. Dlatego często zagospodarowywałem takie rójki tworząc młode rodziny ale zawsze jakiejś części pszczół z przybyłą matką pozwalałem zimować na odpowiednim zapasie pokarmu. W tym sezonie z racji paskudnego pożytkowo sezonu rójki pozostały nietknięte. Dostały dwa korpusy ramek z suszem oraz pustych i zagospodarowały się do zimowli jak chciały. Kiedy ostatni raz do nich zaglądałem wyglądały całkiem nieźle. 


 Sezon kiepski, zimna wiosna, braki pożytkowe i słabe rodziny nie pozwoliły bardziej rozwinąć pasieki czy przeprowadzić jakieś małe projekty. Jedyna rzecz jaka mi się udała to sprawdzenie kilku wybranych rodzin pod kątem VSH według protokołu Harbo oraz sprawdzenie recappingu. Jak zawsze o tej porze na pasiekach jest cisza i spokój, nie ma co robić. Zostają jakieś drobne prace stolarskie i oczekiwanie do wiosny. Oby była ciepła i przyjazna pszczołą... chodź już od 4 lat niestety jest na odwrót. 


środa, 18 maja 2022

Wiosna 2022 - pszczoły bez leczenia (8 sezon)

 



Tradycyjnie podsumowanie zimowli i tego co pozostało po bardzo zimnym kwietniu. Zimny kwiecień wykosił niemałą grupę słabych rodzinek które możliwe, że przy sprzyjającej pogodzie rozwinęłyby się w późniejszych miesiącach. Już czwarty sezon z rzędu z zimną wiosną... Tak bywa i można mieć nadzieję, że za rok wiosna będzie jednak ciepła... Maj przyniósł normalną dość stabilną pogodę i dzięki temu reszta rodzin ruszyła ze znacznym opóźnieniem. 


Pasieka P0

Stan rodzin jesienią: 4

Stan rodzin wiosną: 2

Rodziny: TRC; TRJ

Procent przeżywalności: 50% 


Pasieka P1

Stan rodzin jesienią: 9

Stan rodzin wiosną: 2

Rodziny: CarV/1; MacV3/1

Procent przeżywalności: 22% 


Pasieka P2

Stan rodzin jesienią: 8

Stan rodzin wiosną: 4

Rodziny: 3VMacV/3; 16V/1/1; X1

Procent przeżywalności: 50% 


Pasieka P3

Stan rodzin jesienią: 11

Stan rodzin wiosną: 6

Rodziny: L2V/1; L2V/3; CarV; TRC1; TRC2; L2V/4

Procent przeżywalności: 54% 


Pasieka P4

Stan rodzin jesienią: 6

Stan rodzin wiosną: 3

Rodziny: L2V/2; 3V1/1; L2V1/1

Procent przeżywalności: 50% 


Całość rodzin jesienią: 38

Całość rodzin wiosną: 17

Przeżywalność ogólna: 45% 


Co przeżyło z danych linii:

linia L2V : zimowało 8, przeżyło 5 - 63%

linia 16V : zimowało 3, przeżyło 1 - 33%

linia MacV: zimowało 4, przeżyło 2 - 50%

linia CarV: zimowało 3, przeżyło 2 - 67%

linia 3V: zimowało 4, przeżyło 2 - 50% 

Suma przeżywalności z tych wszystkich linii wynosi 56%

Jak widać trzon linii które selekcjonowane są od lat ma ogólnie lepszą przeżywalność niż cała pasieka. 

Reszta rodzin które nie zostały wymienione w liniach to rodziny przybyłe. 

Rodziny X czyli genetyka hodowlana buckfast z Belgii, selekcjonowana pod kątem radzenia sobie z warrozą, z cechami VSH niestety nie dała rady z miejscowymi warunkami i całym dobrodziejstwem. Ostała się jedna rodzina na oryginalnym materiale.

Co ciekawe w 100% przeżyły rodziny TR czyli genetyka od Terije Reinertsena. Co prawda były to dwie siostry unasiennione u niego i dwie siostry unasiennione u mnie w lecie. W sumie 4 rodziny. Można założyć, że te pszczoły mają swój potencjał. Będę w tym sezonie sprawdzał ich dalszą przydatność. 

Czas na krótkie wnioski.

Niestety przeżywalność pasieki na poziomie 45% jest dla mnie niezadowalająca. Wymusza zmianę planów dalszego postępowania. Stan rodzin które przetrwały też nie jest idealny. Większość rodzin to małe rodzinki które dopiero zaczynają rozwój. Jest grupka przodujących rodzin ale to ciągle nie taki efekt jaki chciałem uzyskać w tym sezonie po tej zimowli. 

Zatem zmieniam plany na ten sezon. Wracam do testowania rodzin. Prawdopodobnie będę wykonywał dwa testy. Test VSH i recapping. Ogólnie wykonując test VSH jestem w stanie przy okazji sprawdzić również recapping a przynajmniej jego uproszczoną wersję, która daje już jakiś obraz na temat danej rodziny. Chciałbym pierwsze testy wykonać do 20 czerwca tak aby jeszcze móc podjąć finalne decyzję odnośnie dalszego namnażania rodzin a bardziej w którą genetykę pójść. Będę też chciał wykonać drugą serię testów na przełomie sierpień/wrzesień aby już wstępnie ocenić rodziny całościowo z myślą o kolejnym sezonie. 

Jaki to będzie miało finalny wpływ na dobór genetyki. Z 17 rodzin które mam do dyspozycji będę chciał wybrać przynajmniej 5 wiodących i 5 o najgorszym wyniku. Środek który pozostał zostanie podzielony tylko na pół plus jako dawcy do planowanych odkładów. Znaczy się te 7 rodzin dostanie szanse wychować swoją nową matkę w macierzaku a stara matka pójdzie w odkład i rozwój do zimy. Z wiodącej genetyki będę chciał wyprowadzić młode matki do nowo tworzonych rodzin oraz do wymiany matek w tej najgorszej 5 rodzin. Wzorem Osterlunda stare matki z najgorszej piątki rodzin będę przewoził na wspólną pasiekę szpitalną w małych odkładach, zapewniając im odpowiedni pokarm itd., dam im po prostu szansę na przeżycie bo nie jestem zwolennikiem uśmiercania takich matek w palcach... 

Taki mam zarys na dalsze prowadzenie pszczół. Czy plan zostanie w 100% wykonany to się zobaczy. Kwestia czasu, dobrej pogody i fajnych pożytków. Zapomniałem napisać, oczywiście wszystko jak do tej pory bez leczenia...