Jak wszyscy to i ja coś skrobnę… Czas jest dobry w końcu
przestój zimowy przed rozpoczęciem sezonu na pasiekach. Co przyniesie nowy
sezon? Jakie mam plany?
Jak co roku późną jesienią już by się chciało zajrzeć do
ula, podziałać coś na pasiekach a że nie można człowiek zaczyna rozmyślać i
planować co by się chciało zrobić w sezonie z pszczołami. Zawsze wtedy planuje
pewne czynności jakie wykonam na pszczołach. Jak będę dzielił, w którym
kierunku przewoził młode rodziny i czy wszystko uda mi się tak jak chciałem.
Zazwyczaj zakładam duży pesymizm w moich planach więc nie mam wygórowanych norm
które muszę wypracować. Co roku udaj mi się nawet wykonać trochę więcej niż
sobie planowałem. Plany na 2018 dotyczące moich pasiek dalej w sumie się nie
wiele zmieniają od lat poprzednich. Dalej nie zamierzam leczyć pszczół, dalej
zamierzam stosować model ekspansji i to w sumie tyle ze strategicznego
planowania. Otóż w przypadku mojego pszczelarstwa niestety takie prawdziwe
planowanie można dopiero rozpocząć końcem kwietnia i to jeszcze wtedy kiedy
jesteśmy pewni w miarę stabilnej pogody.
Obecna zima jak na razie przypomina bardziej późną jesień. O
mrozie nie można w zasadzie mówić bo to dopiero jakieś pierwsze dni z
przymrozkami rzędu -5 -8 st. C. Prognozy na zimę 2018 takie właśnie były.
Modele prognozowały, że średnie temp. w okresie zimowym będą aż o 2 st. C
większe niż w tym samym okresie odnoszącym się do wielolecia. Tylko „brukowce” internetowe krzyczały o
zimie stulecia. Dlatego patrząc na pogodę i dość spore wskazania temperatury
które są znacznie wyższe niż o te 2 st. pewnie przed nami trochę chłodniejszy
okres zimy aby jednak utrzymać to prognozowane odchylenie zimowe na ten
rok. Pszczołom to chyba nie
przeszkadza… bo pamiętam, że swego czasu
potrafiły być gorsze warunki które miały realny wpływ na spadki pszczół jak
drastyczne wahania temperatury gdzie różnica sięgała nawet 30 st. C. Na tą
chwilę wszystko jakoś przechodzi dość spokojnie bez nagłych skoków
temperaturowych.
Moje pszczoły w zimie muszą przetrwać więc staram się jak
najmniej im w tym zimowym przetrwaniu przeszkadzać ale jak już mnie najdzie i
„coś” każe mi pojechać na pasiekę i sprawdzić czy wszystko ok to zazwyczaj
pukam w ściankę ula i nasłuchuje co do mnie mruczą. Ładne, natężone i
energiczne mruknięcie zawsze dobrze świadczy o rodzinie która znajduje się po
drugiej stronie drewnianej ścianki. Czasami też złamię się i zajrzę gdzieś pod
daszek, tylko delikatnie uchylę i rzucę okiem gdzie znajduje się kłąb. Taki
widok wystarczy mi na długo przynajmniej na okres jednego miesiąca lub dłużej w
zależności od pogody i innych czynników które przez ten czas mogą się jeszcze
wydarzyć.
A więc jak się mają moje pszczoły? Na tą chwile chyba dobrze
a przynajmniej dobrze tam gdzie byłem. Wiem, że na dwóch pasiekach przynajmniej
po jednej rodzince straciłem. Obraz zawsze ten sam o tej porze roku, mało
pszczół, dużo pokarmu czyli koniec listopada, początek grudnia zakończyły
żywot. Nie oszukujmy się, że tylko na takich pojedynczych stratach się to
zakończy… do maja jeszcze ponad 4 miesiące a nie wiemy co przyniesie nam
wiosna…
Jakby nie było na pewno trzeba będzie dalej prowadzić ten
model pasieki. Dałem sobie czas do 2020 roku i zamierzam jeszcze te 3 sezony
wytrwać w danym schemacie działania. Na tą chwilę nie widzę innej możliwości po
tym co doświadczyłem na moich pszczołach. Po ich różnych załamaniach i
powrotach do pełni sił itd. Myślę, że już po tej zimowli będę wiedział na czym
dokładnie stoję. Na jakie pszczoły bardziej warto stawiać przy namnażaniu i na
jakie pasieczyska wywozić większość młodych rodzin do unasienniania. Chcąc mieć
pasiekę samowystarczalną bez leczenia trzeba bazować na sporej ilości rodzin, na
różnej genetyce i na swoich umiejętnościach związanych z podziałem i hodowlą
matek. Bez tego co sezon będziemy narzekać, że coś nam się nie udaje.
Namnażając te pszczoły które przeżyły i unasienniając je w innych pasiekach
gdzie również mamy pszczoły przeżywające, cały czas mieszamy korzystną
genetykę. Dodając do tego zasób uli, zdrowe środowisko ulowe które już od
dłuższego czasu nie było trute nie widzę innego wyjścia jak w końcu zaskoczenie
całego modelu i wytworzenie pewnej równowagi w obrębie posiadanych pasiek.
Patrząc jeszcze na genetykę trzeba pamiętać, że już któryś sezon rozprowadzana
jest tylko z pszczół przeżywających a więc w pewnym sensie stabilizuje się i
coraz bardziej może nie ujednolica ale zmierza w podobnym kierunku. Potwierdza
to sprawa z rójkami którą obserwuje już któryś sezon. Praktycznie wszystkie
rójki które osadzę u siebie na pasiece nie przeżywają zimy mimo, że są najmniej
obciążone warrozą i powinny tryskać zdrowiem. Przeżywają nieliczne można powiedzieć,
że jakieś 5% a moje pszczoły z materiału który przetrwał z sezonu na sezon i
jest dalej namnażany przeżywają znacznie lepiej i lepiej sobie radzą na danej
pasiece. Pokazuje to, że taki model jest słuszny chodź brutalny w swojej
selekcji, jednak promuje tylko i wyłącznie rodziny zdolne oprzeć się patogenom,
wirusom i warrozie w takim stopniu aby zachować odpowiedni poziom odporności. W
tym roku do zimy poszły 3 rójki. Rójki które naprawdę wyglądały zdrowo i były
pełnowartościowe biologicznie. Jedna z nich już zakończyła żywot jesienią, o
dwóch pozostałych jeszcze nic nie wiem ale podejrzewam, że tylko jedna ma
szanse dotrwać do wiosny. Jestem ciekaw
jak będzie wiosną.
Jeszcze o zimowaniu.
Kiedyś chyba z rok temu czytałem gdzieś, już nie pamiętam gdzie, o
różnych złych przyczynach zimowli pszczół i powodach spadków rodzin pszczelich.
Jak to przeczytałem to w głowie miałem listę różnych przyczyn śmierci pszczół w
zimie. Mowa tam była o błędach pszczelarza czyli źle dobrał wielkość gniazda,
źle zakarmił ( za wcześnie, za późno), nie zrobił wentylacji, nie wypoziomował
ula, i jeszcze wiele innych błędów o których nie miałem pojęcia… ale to nie
wszystko do tego dochodzą inne przyczyny zewnętrzne i tak nasze pszczoły mają
przechlapane z powodu: myszy, ryjówek, kun, dzięciołów(różne odmiany),sikorek,
zwierzyny leśnej (sarny, dziki) itp. oraz z własnych powodów takich jak długie
czerwienie, źle rozmieszczony pokarm, słaba odporność na choroby itd. Tak więc
jest cała lista przyczyn złej zimowli pszczół a do tego dochodzi pszczelarz ze
swoją troską i ciągłym instynktem opieki nad pszczołami. Wyłania się z tego
obraz nie do ogarnięcia i człowiek jak to czyta zdaje sobie sprawę że nie chce
w czymś takim uczestniczyć… Czy pszczoła naprawdę nie umie ułożyć pokarmu? Czy
wielkość gniazda i jedna ramką w tą czy w tą decyduje o przeżyciu całej rodziny
pszczelej? Czy grubość ścianek ula
decyduje o zdrowi pszczół? Czy rodzaj wentylacji pomaga czy szkodzi pszczołom? Pytań można by mnożyć w nieskończoność… a
odpowiedzi na nie mielibyśmy drugie tyle.
Ja staram się traktować zimę i decyzje pszczół jako okres
najlepszej selekcji. Skoro we wrześniu i w sierpniu po odebraniu miodu
uzupełniłem im zapasy zgodnie ze swoją wiedzą i doświadczeniem to uważam, że
zrobiłem wszystko aby dalej mogły same się gospodarować… Nie rozumie całkowicie
ratowania rodzin pszczelich w grudniu i nawet w styczniu z głodu (no rozumiem
ludzi którzy z tego żyją, mają dochodowe pasieki, biznesy pszczelarskie itd.). Chodź
z drugiej strony jeśli ktoś posiada bardzo cenny materiał i nie chce go stracić
prze głupi głód to czemu nie? Ale zaraz jak on może być cenny skoro w grudniu
rodzina jest już głodna? Rok temu straciłem dość starą i cenną matkę z punktu
pasieki TF z głodu … bo była to rodzina która w tym roku żyła by u mnie 5 sezon.
Rodzina ta osypała się z głodu prawdopodobnie końcem grudnia… z pół wiadra
pszczół leżało na dennicy… Wtedy bardzo żałowałem tej straty i myślałem sobie.
Kurczę mogłem zajrzeć w listopadzie i może bym tą rodzinę uratował… Po tym
sezonie wiem, że selekcja musi działać i w tym kierunku bo jakoś jej siostra
potrafiła wygospodarować odpowiednią ilość pokarmu i przetrwać tamtą trudną
zimę i długą wiosnę do pierwszych leśnych, późnych pożytków. Widocznie ta druga
która się osypała z głodu miała jakieś problemy albo zdrowotne albo innego
rodzaju o których nie wiem. Chyba tak działa selekcja?
Czy jest plan B?
Wypadałoby mieć jakiś plan B na całkowitą klapę modelu
gospodarki jaki przyjąłem… tylko na tą chwilę nic sensownego nie potrafię
wymyślić bo uważam, że przy takich pszczołach jakich się dopracowałem cokolwiek
bym nie zrobił i tak będzie podobnie. To znaczy, że tylko pewnie drastyczne
wprowadzenie chemii mogłoby w jakiś sposób polepszyć procentową przeżywalność ale
z drugiej strony mogłoby i pójść w inną stronę bo pszczoły u mnie już całkiem
odzwyczaiły się chemii…i kto wie czy wtedy nie padałyby jak muchy od wprowadzanych
pestycydów… Na szczęście raczej nigdy do tego nie dojdzie bo całkowicie
odrzuciłem wspomaganie akarycydami moich pszczół już dawno. Ot rozważania
teoretyczne i marudzenie… Tak głośno myśląc, jeżeli naprawdę widziałbym brak
stabilizacji przez nadchodzące 2-3 sezony czyli spadki rodzin sięgną co sezon
80% to trzeba by coś zmieniać i dostosowywać… i tu można wymyślać cuda bo
naprawdę jest bardzo dużo rozwiązań innych niż nie leczenia a jeszcze w miarę
łagodnych mieszczących się ramach PN…
O jakich rozwiązaniach piszę…?
Najłagodniejszym rozwiązaniem „chyba” byłoby wspomaganie
pszczelej odporności…? Jak to robić nie wiem dokładnie ale różnego rodzaju
wyciągi ziołowe mogłyby wpłynąć na poprawę odporności pszczół czyli
immunostymulatory i adapotegny które
stosuje się u ludzi mogłyby pomóc i w przypadku pszczół. Piszę czysto
teoretycznie… to wszystko trzeba by sprawdzać w sezonie na parunastu rodzinach
na jednym pasieczysku w grupach testowych i kontrolnych. Ot znowu zaczyna się zabawa
w testowanie różnych rozwiązań. No i tu ziółka pewnie będzie można podawać w
formie syropu w formie oprysków itd. Tylko, że wiąże się to z dodatkową pracą i
kolejnymi czynnościami których od dawna staram się unikać. Do tego wszystkiego
można dodać jeszcze inne wzbogacania syropu o których tylko czytałem takie jak
zakwaszanie kwasem askorbinowym czy octem jabłkowym itd.
Następnym ale już ingerującym w unicestwianie warrozy jest
sposób z cukrem pudrem i pudrowanie pszczół w sezonie. Pewnie trzeba by to
wykonać kilka razy aby w sposób zauważalny pomogło pszczołom. Też nie znam
dokładnie tematu aby móc go zastosować u siebie na pasiece.
Z innych środków to pozostają jakieś łagodne kwasy takie jak
kwas mlekowy, sok z cytryny itp. Jednak jak wszystko inne wymaga to bardzo dużo
czasu którego nie chcę poświęcać na rzeczy co do których ma spore wątpliwości
czy akurat pomogą pszczołom… a ich skuteczność zależy pewnie o odpowiedniego
podania i regularności…
Tak więc można robić wszystko co się chce jeżeli się w to
tylko wierzy. Ja wierzę w mądrość pszczół i przyrody. Wierzę, że po ostatnich
słabych sezonach musi w końcu trafić się sezon dobry i dla pszczół i dla pszczelarza,
wierzę że pszczoły nie będą musiały potrzebować żadnych wspomagaczy na moich
pasiekach….
Jament.
OdpowiedzUsuń... ale saren bym tak całkiem nie wykluczył z grupy poważanych zagrożeń dla pszczół i pszczelarstwa... ;-)
oby się to wszystko stabilizowało. ja patrzę na ten rok z dużymi nadziejami.
No ja też z nadziejami patrzę ale bliżej wiosny będę miał większe nadzieje jak będę widział ile mi się pszczół ostało...hehe
OdpowiedzUsuńZimówka na miodzie zwiększa odpornosc
OdpowiedzUsuń