poniedziałek, 15 stycznia 2018

O planowaniu




Jak wszyscy to i ja coś skrobnę… Czas jest dobry w końcu przestój zimowy przed rozpoczęciem sezonu na pasiekach. Co przyniesie nowy sezon? Jakie mam plany? 

Jak co roku późną jesienią już by się chciało zajrzeć do ula, podziałać coś na pasiekach a że nie można człowiek zaczyna rozmyślać i planować co by się chciało zrobić w sezonie z pszczołami. Zawsze wtedy planuje pewne czynności jakie wykonam na pszczołach. Jak będę dzielił, w którym kierunku przewoził młode rodziny i czy wszystko uda mi się tak jak chciałem. Zazwyczaj zakładam duży pesymizm w moich planach więc nie mam wygórowanych norm które muszę wypracować. Co roku udaj mi się nawet wykonać trochę więcej niż sobie planowałem. Plany na 2018 dotyczące moich pasiek dalej w sumie się nie wiele zmieniają od lat poprzednich. Dalej nie zamierzam leczyć pszczół, dalej zamierzam stosować model ekspansji i to w sumie tyle ze strategicznego planowania. Otóż w przypadku mojego pszczelarstwa niestety takie prawdziwe planowanie można dopiero rozpocząć końcem kwietnia i to jeszcze wtedy kiedy jesteśmy pewni w miarę stabilnej pogody.
Obecna zima jak na razie przypomina bardziej późną jesień. O mrozie nie można w zasadzie mówić bo to dopiero jakieś pierwsze dni z przymrozkami rzędu -5 -8 st. C. Prognozy na zimę 2018 takie właśnie były. Modele prognozowały, że średnie temp. w okresie zimowym będą aż o 2 st. C większe niż w tym samym okresie odnoszącym się do wielolecia.  Tylko „brukowce” internetowe krzyczały o zimie stulecia. Dlatego patrząc na pogodę i dość spore wskazania temperatury które są znacznie wyższe niż o te 2 st. pewnie przed nami trochę chłodniejszy okres zimy aby jednak utrzymać to prognozowane odchylenie zimowe na ten rok.  Pszczołom to chyba nie przeszkadza…  bo pamiętam, że swego czasu potrafiły być gorsze warunki które miały realny wpływ na spadki pszczół jak drastyczne wahania temperatury gdzie różnica sięgała nawet 30 st. C. Na tą chwilę wszystko jakoś przechodzi dość spokojnie bez nagłych skoków temperaturowych. 

Moje pszczoły w zimie muszą przetrwać więc staram się jak najmniej im w tym zimowym przetrwaniu przeszkadzać ale jak już mnie najdzie i „coś” każe mi pojechać na pasiekę i sprawdzić czy wszystko ok to zazwyczaj pukam w ściankę ula i nasłuchuje co do mnie mruczą. Ładne, natężone i energiczne mruknięcie zawsze dobrze świadczy o rodzinie która znajduje się po drugiej stronie drewnianej ścianki. Czasami też złamię się i zajrzę gdzieś pod daszek, tylko delikatnie uchylę i rzucę okiem gdzie znajduje się kłąb. Taki widok wystarczy mi na długo przynajmniej na okres jednego miesiąca lub dłużej w zależności od pogody i innych czynników które przez ten czas mogą się jeszcze wydarzyć. 

A więc jak się mają moje pszczoły? Na tą chwile chyba dobrze a przynajmniej dobrze tam gdzie byłem. Wiem, że na dwóch pasiekach przynajmniej po jednej rodzince straciłem. Obraz zawsze ten sam o tej porze roku, mało pszczół, dużo pokarmu czyli koniec listopada, początek grudnia zakończyły żywot. Nie oszukujmy się, że tylko na takich pojedynczych stratach się to zakończy… do maja jeszcze ponad 4 miesiące a nie wiemy co przyniesie nam wiosna… 
Jakby nie było na pewno trzeba będzie dalej prowadzić ten model pasieki. Dałem sobie czas do 2020 roku i zamierzam jeszcze te 3 sezony wytrwać w danym schemacie działania. Na tą chwilę nie widzę innej możliwości po tym co doświadczyłem na moich pszczołach. Po ich różnych załamaniach i powrotach do pełni sił itd. Myślę, że już po tej zimowli będę wiedział na czym dokładnie stoję. Na jakie pszczoły bardziej warto stawiać przy namnażaniu i na jakie pasieczyska wywozić większość młodych rodzin do unasienniania. Chcąc mieć pasiekę samowystarczalną bez leczenia trzeba bazować na sporej ilości rodzin, na różnej genetyce i na swoich umiejętnościach związanych z podziałem i hodowlą matek. Bez tego co sezon będziemy narzekać, że coś nam się nie udaje. Namnażając te pszczoły które przeżyły i unasienniając je w innych pasiekach gdzie również mamy pszczoły przeżywające, cały czas mieszamy korzystną genetykę. Dodając do tego zasób uli, zdrowe środowisko ulowe które już od dłuższego czasu nie było trute nie widzę innego wyjścia jak w końcu zaskoczenie całego modelu i wytworzenie pewnej równowagi w obrębie posiadanych pasiek. Patrząc jeszcze na genetykę trzeba pamiętać, że już któryś sezon rozprowadzana jest tylko z pszczół przeżywających a więc w pewnym sensie stabilizuje się i coraz bardziej może nie ujednolica ale zmierza w podobnym kierunku. Potwierdza to sprawa z rójkami którą obserwuje już któryś sezon. Praktycznie wszystkie rójki które osadzę u siebie na pasiece nie przeżywają zimy mimo, że są najmniej obciążone warrozą i powinny tryskać zdrowiem. Przeżywają nieliczne można powiedzieć, że jakieś 5% a moje pszczoły z materiału który przetrwał z sezonu na sezon i jest dalej namnażany przeżywają znacznie lepiej i lepiej sobie radzą na danej pasiece. Pokazuje to, że taki model jest słuszny chodź brutalny w swojej selekcji, jednak promuje tylko i wyłącznie rodziny zdolne oprzeć się patogenom, wirusom i warrozie w takim stopniu aby zachować odpowiedni poziom odporności. W tym roku do zimy poszły 3 rójki. Rójki które naprawdę wyglądały zdrowo i były pełnowartościowe biologicznie. Jedna z nich już zakończyła żywot jesienią, o dwóch pozostałych jeszcze nic nie wiem ale podejrzewam, że tylko jedna ma szanse dotrwać do wiosny.  Jestem ciekaw jak będzie wiosną. 

Jeszcze o zimowaniu.

Kiedyś chyba z rok temu czytałem gdzieś, już nie pamiętam gdzie, o różnych złych przyczynach zimowli pszczół i powodach spadków rodzin pszczelich. Jak to przeczytałem to w głowie miałem listę różnych przyczyn śmierci pszczół w zimie. Mowa tam była o błędach pszczelarza czyli źle dobrał wielkość gniazda, źle zakarmił ( za wcześnie, za późno), nie zrobił wentylacji, nie wypoziomował ula, i jeszcze wiele innych błędów o których nie miałem pojęcia… ale to nie wszystko do tego dochodzą inne przyczyny zewnętrzne i tak nasze pszczoły mają przechlapane z powodu: myszy, ryjówek, kun, dzięciołów(różne odmiany),sikorek, zwierzyny leśnej (sarny, dziki) itp. oraz z własnych powodów takich jak długie czerwienie, źle rozmieszczony pokarm, słaba odporność na choroby itd. Tak więc jest cała lista przyczyn złej zimowli pszczół a do tego dochodzi pszczelarz ze swoją troską i ciągłym instynktem opieki nad pszczołami. Wyłania się z tego obraz nie do ogarnięcia i człowiek jak to czyta zdaje sobie sprawę że nie chce w czymś takim uczestniczyć… Czy pszczoła naprawdę nie umie ułożyć pokarmu? Czy wielkość gniazda i jedna ramką w tą czy w tą decyduje o przeżyciu całej rodziny pszczelej?  Czy grubość ścianek ula decyduje o zdrowi pszczół? Czy rodzaj wentylacji pomaga czy szkodzi pszczołom?  Pytań można by mnożyć w nieskończoność… a odpowiedzi na nie mielibyśmy drugie tyle. 

Ja staram się traktować zimę i decyzje pszczół jako okres najlepszej selekcji. Skoro we wrześniu i w sierpniu po odebraniu miodu uzupełniłem im zapasy zgodnie ze swoją wiedzą i doświadczeniem to uważam, że zrobiłem wszystko aby dalej mogły same się gospodarować… Nie rozumie całkowicie ratowania rodzin pszczelich w grudniu i nawet w styczniu z głodu (no rozumiem ludzi którzy z tego żyją, mają dochodowe pasieki, biznesy pszczelarskie itd.). Chodź z drugiej strony jeśli ktoś posiada bardzo cenny materiał i nie chce go stracić prze głupi głód to czemu nie? Ale zaraz jak on może być cenny skoro w grudniu rodzina jest już głodna? Rok temu straciłem dość starą i cenną matkę z punktu pasieki TF z głodu … bo była to rodzina która w tym roku żyła by u mnie 5 sezon. Rodzina ta osypała się z głodu prawdopodobnie końcem grudnia… z pół wiadra pszczół leżało na dennicy… Wtedy bardzo żałowałem tej straty i myślałem sobie. Kurczę mogłem zajrzeć w listopadzie i może bym tą rodzinę uratował… Po tym sezonie wiem, że selekcja musi działać i w tym kierunku bo jakoś jej siostra potrafiła wygospodarować odpowiednią ilość pokarmu i przetrwać tamtą trudną zimę i długą wiosnę do pierwszych leśnych, późnych pożytków. Widocznie ta druga która się osypała z głodu miała jakieś problemy albo zdrowotne albo innego rodzaju o których nie wiem. Chyba tak działa selekcja?  

Czy jest plan B?

Wypadałoby mieć jakiś plan B na całkowitą klapę modelu gospodarki jaki przyjąłem… tylko na tą chwilę nic sensownego nie potrafię wymyślić bo uważam, że przy takich pszczołach jakich się dopracowałem cokolwiek bym nie zrobił i tak będzie podobnie. To znaczy, że tylko pewnie drastyczne wprowadzenie chemii mogłoby w jakiś sposób polepszyć procentową przeżywalność ale z drugiej strony mogłoby i pójść w inną stronę bo pszczoły u mnie już całkiem odzwyczaiły się chemii…i kto wie czy wtedy nie padałyby jak muchy od wprowadzanych pestycydów… Na szczęście raczej nigdy do tego nie dojdzie bo całkowicie odrzuciłem wspomaganie akarycydami moich pszczół już dawno. Ot rozważania teoretyczne i marudzenie… Tak głośno myśląc, jeżeli naprawdę widziałbym brak stabilizacji przez nadchodzące 2-3 sezony czyli spadki rodzin sięgną co sezon 80% to trzeba by coś zmieniać i dostosowywać… i tu można wymyślać cuda bo naprawdę jest bardzo dużo rozwiązań innych niż nie leczenia a jeszcze w miarę łagodnych mieszczących się ramach PN… 

O jakich rozwiązaniach piszę…?

Najłagodniejszym rozwiązaniem „chyba” byłoby wspomaganie pszczelej odporności…? Jak to robić nie wiem dokładnie ale różnego rodzaju wyciągi ziołowe mogłyby wpłynąć na poprawę odporności pszczół czyli immunostymulatory i adapotegny  które stosuje się u ludzi mogłyby pomóc i w przypadku pszczół. Piszę czysto teoretycznie… to wszystko trzeba by sprawdzać w sezonie na parunastu rodzinach na jednym pasieczysku w grupach testowych i kontrolnych. Ot znowu zaczyna się zabawa w testowanie różnych rozwiązań. No i tu ziółka pewnie będzie można podawać w formie syropu w formie oprysków itd. Tylko, że wiąże się to z dodatkową pracą i kolejnymi czynnościami których od dawna staram się unikać. Do tego wszystkiego można dodać jeszcze inne wzbogacania syropu o których tylko czytałem takie jak zakwaszanie kwasem askorbinowym czy octem jabłkowym itd.
Następnym ale już ingerującym w unicestwianie warrozy jest sposób z cukrem pudrem i pudrowanie pszczół w sezonie. Pewnie trzeba by to wykonać kilka razy aby w sposób zauważalny pomogło pszczołom. Też nie znam dokładnie tematu aby móc go zastosować u siebie na pasiece.
Z innych środków to pozostają jakieś łagodne kwasy takie jak kwas mlekowy, sok z cytryny itp. Jednak jak wszystko inne wymaga to bardzo dużo czasu którego nie chcę poświęcać na rzeczy co do których ma spore wątpliwości czy akurat pomogą pszczołom… a ich skuteczność zależy pewnie o odpowiedniego podania i regularności…
Tak więc można robić wszystko co się chce jeżeli się w to tylko wierzy. Ja wierzę w mądrość pszczół i przyrody. Wierzę, że po ostatnich słabych sezonach musi w końcu trafić się sezon dobry i dla pszczół i dla pszczelarza, wierzę że pszczoły nie będą musiały potrzebować żadnych wspomagaczy na moich pasiekach….

3 komentarze:

  1. Jament.

    ... ale saren bym tak całkiem nie wykluczył z grupy poważanych zagrożeń dla pszczół i pszczelarstwa... ;-)

    oby się to wszystko stabilizowało. ja patrzę na ten rok z dużymi nadziejami.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja też z nadziejami patrzę ale bliżej wiosny będę miał większe nadzieje jak będę widział ile mi się pszczół ostało...hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. Zimówka na miodzie zwiększa odpornosc

    OdpowiedzUsuń