piątek, 6 grudnia 2019

Mała komórka a pszczelarskie kłopoty cz. 1




W grudniowy wydaniu  "Pszczelarstwa" ukazała się pierwsza część mojego artykułu
pt. "Mała komórka a pszczelarskie kłopoty". Tak się składa, że tekst ten powstawał dokładnie rok temu w grudniu i przez kolejne dni był dopracowywany.
Chciałbym serdecznie podziękować Bartkowi, który prowadzi blog: SKORO CHCĄ MIEĆ TRUTNIE NIECH JE MAJĄ za jego ogrom pracy redakcyjnej polegającej na oszlifowaniu moich myśli i  nieskładnych zdań aby tekst był możliwy do przeczytania przez każdego a zwłaszcza przez pszczelarzy zainteresowanych tą tematyką...




Zapraszam na pierwszą część artykułu.

Pszczelarz powinien być świadomy tego, że w ulu odbywają się złożone i nierzadko nie do końca jeszcze poznane procesy. Tam przenikają się różne bodźce natury fizycznej i biochemicznej, odbierane najpełniej przez pszczoły i innych mieszkańców siedliska. Ul bowiem, to dom nie tylko dla pszczół, ale również dla bogatej fauny, flory i ogromnej liczby gatunków najróżniejszych mikroorganizmów. Pszczelarze powinni zdawać sobie sprawę z tego, że zapewne nie będą w stanie kontrolować wszystkich procesów zachodzących w ulach i przyjąć do wiadomości, że nasza wiedza o nich jest wciąż mocno ograniczona. Prowadząc naszą gospodarkę pasieczną, zwłaszcza gdy chcielibyśmy prowadzić ją w sposób „naturalny” i „przyjazny pszczołom”, powinniśmy uwzględniać potrzeby nie tylko samej rodziny pszczelej, ale także innych organizmów, które z nią współistnieją. Nasze pszczelarstwo winniśmy więc traktować jako system, który będzie prawidłowo funkcjonował tylko wówczas, gdy spełnione będą wszystkie jego kluczowe elementy. Czasami nawet najdrobniejsza zmienna może przyczynić się do porażki całej zastosowanej metody. Osobiście, już od kilku sezonów staram się praktykować pszczelarstwo naturalne, czyli takie, które za priorytet uznaje dobro pszczół, a nie wysokość zbiorów miodu. Od pierwszych lat szukałem wzorów, porad i gotowych rozwiązań gospodarki pasiecznej skupionej na pszczołach, które potrafią żyć bez ingerencji pszczelarza oraz mogą swobodnie i samodzielnie podejmować decyzje ważne dla całego superorganizmu. Szukałem więc przykładów pasiek prowadzonych w zgodzie z naturą i przyjaznych pszczołom. Zdobytą wiedzę z każdym sezonem starałem się wprowadzać do praktyki pasiecznej i wykorzystywać dla dobra współpracy z pszczołami. Stosowałem te rozwiązania, które mnie najbardziej przekonywały i były zgodne z moimi poglądami dotyczącymi nie tylko pszczelarstwa, ale i całej przyrody. Wspierałem się też badaniami i publikacjami naukowymi dotyczącymi interesującego mnie tematu. Początkowo miałem mętlik w głowie, który spowodowany był całkowicie odmiennym spojrzeniem na pszczoły i pszczelarstwo od tego, który przekazują popularne podręczniki do gospodarki pasiecznej oraz system edukacji pszczelarskiej. Z czasem nowe i niejednokrotnie rewolucyjne wręcz pomysły ułożyły się w spójny obraz pszczelarstwa przyjaznego pszczołom, opartego na zdrowiu populacyjnym pszczół, z długofalowym podejściem do ekonomii pasiecznej. W rozumieniu moim oraz wielu pszczelarzy praktyków, pszczelarstwo naturalne opiera się na czterech podstawowych zasadach. Są nimi:
  • selekcja lokalnie przystosowanych pszczół;
  • ograniczenie lub całkowite zaprzestanie ich leczenia (oraz odstąpienie od dezynfekcji środowiska ich życia);
  • wykorzystanie naturalnego plastra pszczelego lub węzy z komórką zbliżoną do naturalnej wielkości (4,9-5,1 mm);
  • naturalna i zróżnicowana dieta.
Każdy pszczelarz może przyczynić się do poprawy zdrowia pszczół, stosując się do tych czterech punktów. W tym artykule chciałbym skupić się na jednym z powyższych aspektów i przedstawić moje osobiste doświadczenia oraz zebrane informacje dotyczące gospodarki z wykorzystaniem tzw. „małej komórki” (4,9 mm). Komórka mniejsza niż standardowo wykorzystywana (5,4 mm) jest dla pszczół bardziej pierwotna i naturalna. Patrząc na problem zdrowia pszczół z perspektywy ewolucyjnej, stawiam hipotezę, że wprowadzając do pasieki tylko węzę z tzw. „małą komórką”, moglibyśmy rozwiązać wiele naszych pszczelarskich problemów, choć zapewne nie wszystkie.

Zacznijmy od początku. W artykule „O tym jak chciano powiększyć pszczołę” („Pszczelarstwo” 03/2016) opisałem kilka możliwych hipotez omawiających odejście od wykorzystywania naturalnego dla pszczół rozmiaru komórki plastra. Jak podają historyczne źródła (Teofil Ciesielski i Leonard Weber), rozmiar komórki 4,9 mm jest zbliżony do tego, jaki pszczoły budowały naturalnie w centrum gniazda. Pszczoły na dzikim plastrze budują różnej wielkości komórki pszczele, najczęściej w rozpiętości 4,8-5,2 mm. W tym miejscu odnoszę się do pszczół, które wcześniej bytowały na plastrach o komórce 4,9 mm. Wszelka dostępna mi wiedza nakazuje sądzić, że podobnie jest w przypadku pszczół dziko żyjących od pokoleń, bez podawania węzy. Moje osobiste doświadczenia pokazują, że wystarczą trzy sezony życia pszczół na plastrach z małą komórką, aby rozpiętość komórek plastrów budowanych przez kolejne pokolenia mieściła się w podanym powyżej przedziale. Nie jest więc prawdą, że gdy przestaniemy pszczołom podawać węzę z komórką 4,9 mm, one ponownie będą budować komórki o szerokości 5,4 mm. W tym miejscu w ogóle nie odnoszę się do sytuacji, w której do ula wypełnionego plastrami ze „standardową” dużą komórką podaje się pustą ramkę do odbudowy. Taki przypadek nie ma nic wspólnego z opisywanymi przeze mnie doświadczeniami i obserwacjami.
Co zatem oferuje pszczelarzom, a przede wszystkim pszczołom, tzw. „mała komórka”? Doświadczenia moje oraz innych pszczelarzy gospodarujących z użyciem węzy z komórką 4,9 mm, a także publikacje na ten temat, z jakimi udało mi się zapoznać, wskazują na szereg zalet tego rozwiązania. Najistotniejszą kwestią jest uwydatnienie się pewnych cech pszczół odpowiedzialnych za ograniczenie lub spowolnienie namnażania roztoczy Varroa lub lepszą ich kontrolę w ulu. Mówimy przede wszystkim o:
  • zwiększeniu intensywności zachowań higienicznych;
  • uaktywnieniu cech odpowiedzialnych za wyszukiwanie i usuwanie z komórek czerwiu płodnych samic roztoczy (zachowania związane z tzw. cechą VSH);
  • uaktywnieniu zachowań związanych z samooczyszczaniem się z samic roztoczy, jak i oczyszczaniem (iskaniem) wzajemnym pszczół (tzw. „grooming”);
  • koncentracji „ataku” samic roztoczy na czerw trutowy;
  • wydłużeniu czasu życia pszczół robotnic oraz zwiększeniu ich odporności na choroby;
  • skróceniu czasu rozwoju czerwiu nawet o kilkanaście godzin.
Dziś problemem numer jeden pszczelarstwa jest dręcz pszczeli (Varroa destructor), roztocze wywołujące chorobę o nazwie warroza. Absolutnie nie należy jednak zakładać, że komórka 4,9 mm rozwiąże problem warrozy. To zresztą zostało już wielokrotnie dowiedzione empirycznie. Wymienione powyżej korzyści zastosowania „małej komórki” mogłyby jednak przyczynić się do poprawy sytuacji, w jakiej znalazły się pszczoły. „Mała komórka” czy naturalny plaster jest po prostu jednym z elementów całego systemu pszczelarstwa naturalnego. Jednym z wielu, ale bardzo istotnym. Wydaje się, że wdrażanie zasad gospodarki przyjaznej pszczołom, w której nie stosuje się chemicznych środków do zwalczania dręcza pszczelego, powinniśmy rozpocząć od poznania warunków występujących w tych miejscach, w których pszczoły żyją bez pomocy pszczelarzy, a następnie starać się upodobnić do nich te panujące w naszych pasiekach. Dziko żyjące rodziny pszczele w wielu zakątkach świata posiadają wiele cech i umiejętności, które prowadzą do ograniczenia, a nawet przerwania sukcesu reprodukcyjnego dręcza. Jedną ze stwierdzanych różnic, względem standardowo prowadzonych pasiek, jest budowanie mniejszej komórki plastra. Możemy na tej podstawie postawić hipotezę, że wprowadzenie komórki 4,9 mm pomoże pszczołom przetrwać inwazję dręcza pszczelego i uaktywnić różnorodne mechanizmy odpornościowe.
Tematyka rozmiaru komórki plastra i jego wpływu na pszczoły od kilku lat budzi wiele emocji. Naukowcy oraz pszczelarze próbują podejść do tematu na różne sposoby. W dyskusji prowadzonej przez środowiska pszczelarskie możemy spotkać się z różnorodnymi opiniami, zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi, dotyczącymi wykorzystania „małej komórki”. Warto zatem przyjrzeć się tym badaniom, które odnoszą się do tzw. „małej pszczoły”.
W toku jednego z badań pszczoły wygryzione z „małej komórki”, jak i ze standardowej, zostały poddane porównaniu w zakresie cech morfometrycznych. Wykazało ono, że różnice nie przekraczały 3%, a więc wydają się nie mieć wielkiego znaczenia. Dodatkowo suma szerokości III i IV tergitu była statystycznie istotnie większa u „małej pszczoły”. Wartość ta uważana jest za wskaźnik wielkości ciała pszczoły i może ona mieć znaczenie praktyczne. Otóż w tym miejscu znajduje się wole miodowe. Fakt ten wręcz może przemawiać na rzecz wyższej wydajności „małej pszczoły”, która może mieć taki sam lub nawet większy odwłok niż „duża”.
Badania zwracają też uwagę na kolejny istotny fakt w kontekście zagrożeń ze strony roztocza. Komórka pszczela o szerokości 4,9 mm jest lepiej wypełniona przez rozwijającą się larwę, a potem poczwarkę. To może mieć dwojakie znaczenie. Po pierwsze, wpływa to na skrócenie okresu rozwoju czerwiu i przyspieszenie wygryzienia się młodej pszczoły. Po drugie, przypuszcza się, że poczwarka, która fizycznie wypełnia szczelnie komórkę, blokuje możliwość zapłodnienia, uniemożliwiając przemieszczenie się samca dręcza pszczelego (który wykluł się z jaja złożonego przez samicę matkę w górnej części komórki) do samic, które znajdują się w dolnej części przy matce. Tam również znajduje się pokarm. Samiec więc, bądź to ginie z głodu, bądź może zostać uszkodzony przy próbie dojścia do swoich sióstr1. „Ciasnota” panująca w komórkach wpływa pozytywnie na przenikanie ciepła pomiędzy młodymi pszczołami. Dzięki większej koncentracji komórek pszczelich na plastrze, mniejsza liczba pszczół dorosłych wymagana jest do ogrzania tej samej liczby larw. Ponadto, w gospodarce z „małą komórką” zmniejsza się odstępy między osiami plastrów do 30-32 mm ze standardowych 35 - 36 mm (w dziesięcioramkowym korpusie umieszcza się wówczas jedenaście ramek). Fakt ten dodatkowo zwiększa wykorzystanie produkowanego ciepła do wygrzania czerwiu.

piątek, 4 października 2019

Testy fotopułapek firmy SpyOptic – ochrona pasiek w lesie





Współpraca z firmą SpyOptic polegała na przetestowaniu trzech produktów, fotopułapek do różnych zastosowań. Otrzymałem na okres 3 miesięcy trzy różne modele fotopułapek które testowałem pod kątem praktycznym a więc sprawdzając ich przydatność na pasiekach w terenie czyli daleko w lesie...

Wybrane modele które zostały do mnie przysłane. Poniżej linki odsyłające do testowanych modeli:

https://spy-optic.pl/fotopulapki/432-nowoczesna-fotopulapka-ereagle-z-serii-e1-z-laserem-pozycjonujacym.html
https://spy-optic.pl/fotopulapki-bez-modulu-gsm/434-fotopulapka-ereagle-e1b-o-zasiegu-ir-do-30-metrow.html
https://spy-optic.pl/fotopulapka-wifi/502-kamera-dla-lesnika-z-dostepem-do-materialu-poprzez-wifi-ereagle-e3.html

Parametry wybranych fotopułapek zainteresowani znajdą w podanych linkach.

Strona praktyczna.

Testowane kamerki leśne miały przede wszystkim posłużyć jako zabezpieczenie przed intruzami na pasiece. Jak wiadomo w pszczelarstwie od pewnego czasu słyszy się o (pewnie niektórych już to dotknęło osobiście), pladze kradzieży czy dewastacji... dlatego już od jakiegoś czasu zastanawiałem się jak zabezpieczyć pasieki przed ciekawskimi czy pospolitymi złodziejami. Z różnych dyskusji internetowych oraz osobistych rozmów z pszczelarzami wiem, że sprawa nie jest taka prosta bo ciężko o odpowiednie i pewne zabezpieczenia. Dwa podstawowe sposoby to nadajnik GPS w ulu lub w ulach... dość spory koszt na kilkadziesiąt uli i kilka pasiek, oraz drugi sposób to fotopułapki z rzeczywistym przekazywaniem obrazu w formie mmsa na telefon... Prawdopodobnie aby mieć większe poczucie bezpieczeństwa pasieki trzeba by połączyć oba te rozwiązania plus dodać do nich ogrodzenie pasieki oraz prostą formę przekazu typu: „ Pasieka monitorwana – nie kradnij, nie dewastuj” czy coś w tym stylu... Tak czy siak nigdy nie będziemy w stanie zabezpieczyc pasieki na 100%. 
Wracając do testów, to większość informacji przekazałem w nagranym prawie 30 min. filmiku w którym poruszam podstawowe kwestie i obrazuje pewne działania przykładami. Nie będę więc dublował tych informacji na blogu. 



Co jest ważne przy zabezpieczeniu pasieki fotopułapkami.

Przede wszystkim jeżeli nasza pasieka będzie posiadała tylko jeden system zabezpieczenia czyli fotopułapki to koniecznie musi to być fotopułapka która będzie miała funkcję wysyłania zdjęcia uchwyconego obiektu na nasz telefon. Warto wtedy w takiej fotopułapce ustawić przynajmniej 3-4 zdjęcia następujące po sobie w odstępie 3-5 s. Jeżeli natomiast nasza pasieka będzie posiadała dwa systemy zabezpieczeń a więc nadajniki GPS w ulach oraz monitoring to możemy pokusić się o fotopułapkę nagrywającą obraz bez wysyłania zdjęć na nasz telefon...

Podstawową sprawą przy użytkowaniu fotopułapki na pasiece jest odpowiednie miejsce jej zamontowania... a więc dość wysoko i w bezpiecznym oddaleniu od pasieki tak aby obraz zbierany przez fotopułapkę był na tyle spory aby objął przynajmniej większą część pasieki i był na tyle wyraźny, żeby bez problemu rozpoznać osobę lub samochód (marka, tablice rej.).

Samo miejsce umiejscowienia fotopułapki również jest ważne. Przede wszystkim możliwość dobrego maskowania jak i otwarty obszar bez gałęzi, liści itd. które mogą nam zakłócać obraz. Z mojego doświadczenia w montażu kamerek leśnych wynika, że wysokość 4-5 metrów nad ziemia, plus odpowiedni kont sprawia, że kamerka jest wystarczająco niewidoczna dla przypadkowych osób a równocześnie zbierany przez nią obraz jest na tyle dobry że przyda nam się w razie problemów związanych z kradzieżą czy dewastacją. Oczywiście mam tu na myśli kamerki z firmy SpyOptic z którymi pracowałem. Wiem, że osoby którym nawet powiemy o istnieniu fotopułapki na pasiece nie są w stanie jej znaleźć rozglądając się do około... Jest to najlepszy test na odpowiednie usytuowanie kamerki i jej ewentualne maskowanie... 




niedziela, 21 lipca 2019

Sezon 2019 – bardzo trudny sezon



Przed nami ostatni miesiąc letni... później wrzesień i koniec. Zacznie się wolne od pszczół, zostaną pobieżne odwiedziny i doglądanie czy ule stoją całe i czy zwierzęta nie próbują nakarmić się naszymi pszczołami i ich zapasami.

Sezon wyjątkowo trudny. Nie wiem czy tylko ja mam takie odczucie ale większość znajomych pszczelarzy skarży się na nieprzewidywalność pogody, za mokro, za sucho, za gorąco i za zimno... tak to wyglądało do tej pory. No cóż nie mamy na to najmniejszego wpływy i zarówno pszczoły jak i pszczelarz muszą się dostosować do panujących warunków.

U mnie i na pasiekach względnie normalnie czyli jak na tą porę roku jest stabilnie ale bez szału. Zimny lipiec a przynajmniej pierwsze jego dwie dekady przyhamowały rozwój starszych rodzin i całkowicie zatrzymały rozwój młodych rodzin. Pojawił się okres około 10 dniowy w którym pszczoły (jak wynika z obserwacji- moich) nie przynosiły do ula wystarczających ilości nektaru czy spadzi a zapasy gwałtownie malały prze co cześć rodzi otarła się o głód. Chodź trzeba zaznaczyć, że 3 leśne miejscówki znowu pokazały, że warto w nie inwestować kolejne rodziny pszczele bo tam choćby wszędzie była bida zawsze coś dla pszczół się znajdzie. Zawsze jest więcej wody, wilgotniej i zawsze coś nektaruje lub spadziuje... oczywiście w ilościach takich aby rodzina mogła przeżyć.

Praktycznie na tą porę mam już dwie pasieki przygotowane do zimy. Gniazda ogarnięte, na dwóch korpusach, matki młode czerwią, jakieś delikatne ilości pokarmu, tylko podkarmiać a później zalać do zimy. Niestety te miejsca w tym roku nic nie pokazały i były bardziej na składowanie młodych rodzin lub na postój dla rodzin które szły do lasu na lepsze pożytki. Zdarza się to pierwszy raz odkąd pamiętam abym musiał już w lipcu podkarmiać pszczoły na tych dwóch pasiekach. Pozostałe 3 leśne miejsca jeszcze dają radę, a nawet bym powiedział, że po ostatnich przeglądach daje im duże szanse na jakieś większe przybytki. Tak więc tam pewnie dopiero koło połowy sierpnia pojawię się z syropem cukrowym aby może dolać młode rodziny bo produkcyjne pewnie będą jeszcze dawać radę i dopiero końcem sierpnia dostaną pierwsze dawki syropu na zimę.

Tak się zastanawiam, czy takie okresowe dziury pożytkowe bardziej szkodzą czy bardziej pomagają. Obserwuje, że niektóre rodziny potrafią takie dziury przewidzieć a może robią to z automatu i wcześniej ograniczają czerwienie dolewając matce więcej nektaru/spadzi w sam środek gniazda... Takie okresy głodu o ile są zapasy pszczoły mogą wykorzystać na porządki w gnieździe lub inne „higieniczności” związane z warrozą... bo gdy nie ma zapasów to raczej starają się nie marnować energii i bezczynnie siedzą w ulu a tylko nieliczne wylatują i szukają źródła pokarmu na który warto polecieć? Czy tak jest w istocie tego nie wiem... Obserwuje takie rodziny i się zastanawiam czy one mają jakiś plan awaryjny czy padną z głodu... Oczywiście tak jak już wyżej pisałem nie zamierzam czekać na ich plan awaryjny. Znowu mając większą ilość młodych rodzin o różnej genetyce w tym samym miejscu obserwuję różne umiejętność wyszukiwania pokarmu i gromadzenia zapasów oraz umiejętne zarządzanie tymi zapasami. Swego czasu chyba „Jacuch” pisał na WP, że młode rodziny które nie potrafią same nazbierać dla siebie na rozwój nie są warte dalszej selekcji (to było coś w tym stylu)... stwierdzam, że ma to sens o ile jest naprawdę z czego nazbierać... no ale przecież piszę, że obserwuję różne gromadzenie zapasów a więc w pewnym sensie skoro młodziak sobie nie radzi w tej samej okolicy co inni to nie warto w niego inwestować co nie znaczy pozwolić mu umrzeć ale może warto to jakoś oznaczyć, żeby dalej go nie powielać... Sam nie wiem, bo temat selekcji rodzin przeżywających jest bardzo trudny. Znaczy, chodzi mi o to, że selekcji która da sukces i posunie wszystko do przodu czyli z sezonu na sezon będzie nam przeżywać nie 30-40% rodzin a przynajmniej 60-70%. Bo dzielić wszystko jak leci też można lecz wtedy jest to bardziej lub mniej metoda a nuż się uda i coś zawsze przeżyje. Chodź metoda podziału wszystkiego co przeżywa nie jest zła i chyba jedynie właściwa na pierwsze sezony... Ja już te sezony mam za sobą (chyba pierwsze 3 sezony można do tego zaliczyć) i już jakiś czas zastanawiam się nad dalszą bardziej celową selekcją bo każde nasze działanie to jednak jest jakaś selekcja, wybieramy i dzielimy przyjmując pewne założenia. Ja na przykład, dzielę te rodziny które pokazują siłę biologiczną... mogą nie być wyjątkowo miodne ale muszą pokazywać witalność czyli iść w rozwój jak rodziny komercyjne, czyli posiadać siłę i nie mieć przy tym problemów z warrozą czy innych widocznych objawów chorobowych. Oczywiście są robione jeszcze inne podziały, nazwijmy je „sanitarne”. Wykonywane wtedy kiedy widzę, że coś rodzina jest nie zbyt wyraźna, jakby zaczyna tracić chęć do życia... Wtedy wykonuje odkład ze starą matką a macierzak ma tyle czasu ile potrzebuje aby wychować nową matkę i ruszyć z rozwojem po zebraniu sił.
Czy to pomaga? W 90% przypadków pomaga... jednak niektóre rodziny i tak „klękną” po jakimś czasie jeszcze w tym sezonie. No więc trzeba reagować na bieżąco i z potrzebą chwili podchodzić do rożnych problemów na pasiece. A co do problemów w tym sezonie jak na złość pszczoły nie chciały odciągac mateczników na ramkach hodowlanych a jak już odciągnęły to postanowiły za jakiś czas ukatrupić 10 mateczników i zostawić sobie 4 hehe... a no tak było i to za każdym razem kiedy umyśliło mi się hodowli... a więc wyhodowałem na cały sezon około 12 matek na listwach... hehe rekord. Na złe to nie wyszło bo takie rodzynki na listwie jak się wygryzły z matecznika to ledwo poleciały na lot godowy a już zaczynały czerwić... Reszta matek u mnie w młodych rodzinach to wszystko ratunkowe mateczki z selekcji pszczół i własnych potyczek z innymi matkami... Dobrze, że chociaż unasiennianie 90% udane.

Od paru sezonów udostępniam za darmo materiał po pszczołach które przeżywają bez leczenia wszystkim chętnym, którzy mają ochotę podjechać w ustalonym terminie i pobrać sobie larwy do miseczek lub cały plaster z jajeczkami. Powoli zaczynam dostawać zwrotne informacje na temat matek pochodzących z selekcji na przeżywalność z moich pasiek. Zebrałem kilka ciekawych informacji wartych do przekazania i zastanowienia się bo pracując na swoich pszczoła mogę nie dostrzegać pewnych zachowań a na pewno nie mam odniesienia do pszczół typowo komercyjnych.

Pierwsza najczęściej powtarzająca się informacja zwrotna to krótszy okres inkubacji matek. Matki wyhodowane z mojego materiału wygryzają się o 1 dzień wcześniej niż matki hodowane z pszczół komercyjnych... Matki przeważnie wygryzają się w 15 dniu a niektóre nawet w dniu 14... Oczywiście nie może być tu mowy o starej larwie bo materiał na matki pobierany z najmłodszych larw lub przekazany w formie jajeczek do wylęgnięcia i pobrania w odpowiednim czasie. Jedna z pasiek która pobrała materiał odciągnęła 36 zasklepionych mateczników. 30 matek wygryzło się w 15 dniu, 2 matki wygryzło się w 14 dniu i 4 matki wygryzły się w 16 dniu... Kolejna pasieka, na 20 mateczników aż 18 wygryzło się w 15 dniu a 2 w 14 dniu. Ja nie obserwuję terminu wygryzania matek ponieważ matecznik wędrują do odkładów zaraz po zasklepieniu... może warto dokładniej to zbadać...

Druga powtarzająca się informacja to bardzo dobre unasiennianie się matek w porównaniu do matek komercyjnych wyhodowanych w tym samym terminie. Jedna z pasiek w tym samym terminie unasienniała matki z mojego materiału (dokładnie 16) i matki ze swojego komercyjnego materiału. Ilość matek z mojego materiału 20 szt. ; ilość matek z komercyjnego materiału 16 szt. Matki wygryzały się w podobnym terminie w odkładach. Matki z mojego materiału podjęły czerwienie w ilości 18 szt. oraz 2 matki wróciły z lotu ale nie podjęły czerwienia. Matki z komercyjnego źródła na 16 szt., czerwienie podjęły tylko 2 szt. plus 2 szt. które wróciły z lotu godowego i nie podjęły czerwienia. Reszta matek nie wróciła z lotu godowego lub zaginęła.

Trzecia powtarzająca się informacja to problemy z przyjęciem w nowej rodzinie o ile matki zostaną unasiennione w uliku weselnym (podane jako matecznik) to pszczoły je akceptują i wszystko ładnie przebiega. Problemy pojawiają się kiedy taką czerwiącą matkę chcemy wprowadzić do nowej rodziny.

Jeszcze jedna z ciekawostek jest taka, że matki z dwóch linii z L i 16 wykazują różną kolorystykę. Stwierdzam, że matki o kolorze skórzastym, brązowym wpadającym z żółty z linii L2 są lepsze (w sensie późniejsze ich rodziny) niż matki o innej kolorystyce. W przypadku linii 16 matki o kolorze czarnym lub srebrno-czarnym są lepsze niż matki o innej kolorystyce.

Wracając do bieżącego sezonu wyraźnie widać, że pszczoły aby mogły prawidłowo się rozwijać, walczyć z warrozą, chorobami i innym zagrożeniami muszą mieć optymalne warunki czyli zapas pokarmowy najwyższej jakości (wartościowy pyłek, nektar/spadź bogaty w mikroelementy). Zastanawiam się nad stworzeniem grupy rodzin która mogłaby mieć takie optymalne warunki zapewnione przez cały sezon. Wiązałoby to się z monitorowaniem stanu pokarmu, zapasów pyłku itd. Ewentualne braki uzupełniane albo miodem albo syropem cukrowym wzbogaconym w odpowiednie składniki, witaminy i minerały plus pyłek naturalny. Podejście systemowe. Wszystkie rodziny dawkowanie takie samo o takim samym składzie. Kolejny mini projekt w tym sezonie to próba pokarmowa do zimowli... Będę chciał zimować w 3 grupach po 5 rodzin... Pierwsza grupa do zimy pójdzie na spadzi plus ewentualne uzupełnianie syropem cukrowym ale nie więcej niż 20% całości pokarmu. Druga grupa pójdzie do zimy na miodzie wielokwiatowym plus ewentualne uzupełnienie syropem cukrowym ale nie więcej niż 20% i trzecia grupa pójdzie do zimy tylko na syropie cukrowym ale wzbogaconym o składniki mineralne, witaminy, oraz odpowienio zakwaszonym... Projekt przeznaczony tylko na moje własne potrzeby do oceny stanu rodzin po zimowli na okres od marca do maja...

Moja uprawa

Ostatnio wertuje fora „winoroślarzy”, gdyż od 5 lat amatorsko mam kila winorośli a rośliny w tym wieku dają już pierwsze większe plony więc wiedza co dalej jest przydatna... Co rzuca się w oczy po przeczytaniu kilku tematów. Zdecydowanie większa kultura wypowiedzi, nie ma chamstwa, trolowania, głupich docinek czy celowego ataku personalnego na użytkownika który ma całkiem inne zdanie na dany temat. Bardzo mi się to podoba bo wygląda to naprawdę i przyjaźnie i normalnie... Jest jednak coś co praktycznie jest identyczne jak u nas na forach pszczelarskich czyli negowanie niechemicznego podejścia do pszczelarstwa tu analogicznie niechemicznego podejścia do uprawy winorośli... Zacytuje kila wpisów:

Poza tym cały świat winiarski bazuje na chemii nie dlatego, by ją stosować, ale dlatego, by cieszyć się zbiorami.”

Panowie na całym Świecie da się uprawiać ekologicznie winorośl, w Polsce 100 lat temu też się uprawiało bez oprysków a wy nadal twierdzicie że się nie da, wam to naprawdę nikt nie wmówi że "białe jest białe a czarne jest czarne"

Kiedyś rozmawiałam z człowiekiem, który przestawiał sad z chemicznego na ekologiczny. / to tak w skrócie/
Pierwsze dwa lata są najgorsze.
Co ja zaobserwowałam.
Odkąd nie tępię strasznie mszyc, z roku na rok mam dosłownie hordy biedronek i to tej właściwej nie azjatyckiej.
Zatrzęsienie skorków i bzygowatych.
Nie tępię w ogóle szerszeni, nie mam inwazji os, choć ponoć szerszenie raczej na pszczoły polują, niemniej jednak chyba utrzymują tez populację innych owadów w ryzach.
Owszem zjadły kilka jabłek tego roku na jabłonce, która o dziwo oparła sie wiośnie i zawiązała kilkanaście owoców.
Jednak ja się tym jabłkom dokładnie przyjrzałam i okazało się, że każde zjedzone prze nich jabłko było uszkodzone przez robaka.
Kilkanaście zdrowych zostało i dojrzewają.
Miłość do szerszni syn mi niestety wypomina, ale mnie jeszcze żaden nie użądlił ani nawet nie miał zamiaru.
Nie mam kota, mam masę ptaków, nie wszystkie niestety mi sprzyjające, ale mam chmary sikorek.
Stąd zresztą właśnie nazwa mojego przysiółka- Sikornica i nazwa winnicy.
Niestety mam karczowniki, ale one nie szkodzą aż takie głęboko korzeniącej się winorośli jak drzewkom.
Nie używam randapu.
Mam wręcz zatrzęsienie jaszurki zwinki, ale to jest spowodowane też tym, że ona jak zasiedli teren to już innej jaszczurki nie dopuszcza.
Mam dużo zaskrońców. Co roku napotykam się na różne osobniki. Od razu powiem, że dla nich warto zrobić stos kompostowy,
który nie będzie się ruszany przez dwa lata, on się w nim zasiedla i składa w nim jaja.
Mam dużo ropuch, zawsze się na jakąś natknę robiąc coś w winnicy i nie tylko, bo one lubią zasiedlać nory po gryzoniach.
Jestem w wieku... słusznym to naprawdę bez sensu robić coś, żeby siebie truć i okolicę.”

Jak widać są to znajome i analogiczne typy wypowiedzi na dany temat... hehe... miło było przeczytać je na forum winiarskim. Aż lżej się robi na sercu pszczelarza TF...

Na koniec jeszcze też z dziedziny winorośli... kawałek z artykułu Filoksera autorstwa Wojciecha Bosaka ze strony: http://www.winologia.pl/teksty_filoksera.htm

Ostatnia runda?
Wzajemną relację współczesnych winogrodników i filoksery można określić jako wrogą symbiozę. Już dawno pogodzono się z tym, że szkodnik jest i będzie obecny w większości regionów uprawy winorośli, a wszelkie próby jego całkowitego wyeliminowania tam, gdzie już się pojawił nie mają większych szans. Z drugiej strony wielka ekspansja filoksery mogła się dokonać wyłącznie przy udziale człowieka. Owad ten jest zdolny samorzutnie zaatakować krzewy winorośli rosnące nie dalej, niż kilka kilometrów od miejsca gdzie występuje. Naturalne przeniesienie się szkodnika z regionu do regionu, czy z kraju do kraju jest więc praktycznie niemożliwe.
Jedyną skuteczną ochroną przed dalszym rozprzestrzenianiem się filoksery na nowe tereny jest ograniczenie importu sadzonek oraz ich ścisła kontrola (kwarantanna, odkażanie środkami chemicznymi, kąpiele wodne w temperaturze ok. 50°C, etc.) Na przykład w Australii, gdzie filoksera dotarła już w końcu XIX wieku, dzięki rygorystycznej kontroli od wielu lat udaje się utrzymać jej zasięg ograniczony zaledwie do 4 procent powierzchni winnic. Chile obroniło się przed filokserą dzięki temu, że przez prawie sto lat w ogóle nie sprowadzano tam sadzonek, później zaś wprowadzono bardzo ostre przepisy fitosanitarne, a nie dlatego – jak uparcie powtarzają popularne publikacje – że kraj ten leży “za górami, za morzami”. Trudno sobie wyobrazić kraj winiarski bardziej wyizolowany geograficznie, niż Nowa Zelandia, a mimo to nasz szkodnik czuje się tam jak w domu.
Po latach zmagań filoksera wciąż nie daje o sobie zapomnieć. W latach 1980. filoksera znów zaatakowała winnice w Kalifornii, tym razem niszcząc krzewy szczepione na podkładkach. Wywołało to prawdziwą panikę, gdyż rzeczone podkładki o symbolu AxR1 (Aramon x Rupestris Ganzin 1) były od 1958 roku oficjalnie rekomendowane przez naukowców ze słynnego wydziału winiarskiego Uniwersytetu w Davis jako najlepiej przystosowane do kalifornijskich warunków i masowo stosowane przy nasadzeniach winnic. Problem wygląda więc poważnie, a wypadki atakowania przez filokserę krzewów szczepionych na AxR1 są coraz częstsze. W samej tylko Napie i Sonomie zagrożonych jest około 20 tysięcy hektarów winnic, a co najmniej dwa razy tyle w pozostałych regionach Kalifornii. Koszt ich przesadzenia na nowe systemy korzeniowe oszacowano na 2–3 miliardy dolarów.
W 1989 roku naukowcy z Davis ogłosili, że w Kalifornii pojawiła się nowa, bardziej agresywna forma filoksery atakująca również krzewy szczepione na podkładkach. Ale czy ta “nowa” filoksera, określona jako “biotyp B” nie była czasem próbą wyjścia z niezręcznej sytuacji w jakiej znalazł się skądinąd świetny zespół specjalistów uprawy winorośli z Davis? Bowiem ktoś chyba przeoczył, że usilnie propagowana od ćwierć wieku podkładka AxR1 już w 1903 roku została wycofana z uprawy we Francji – z powodu... słabej odporności na filokserę.




środa, 10 kwietnia 2019

Wiosna 2019 - kolejna zima za nami.


Krótkie podsumowanie kolejnej zimowli na moich pasiekach.
Pszczoły zimowane w 5 różnych lokalizacjach. 



Pasieka nr 1

Stan rodzin jesienią: 21
Rodziny w pełnych ulach: 9
Rodziny w skrzynkach odkładowych: 11
Rodzina w skrzynce 3 ramkowej wlk. : 1
Stan rodzin wiosną: 12
Ule: Mac1, OB1, L2.7/2, Mac5/1, 3/2, Mac1/2, Mac1/B
Skrzynki: L2/s2, L2/s3, 3/s1, L2/s4, Mac1/s1
Procent przeżywalności: 57%

Pasieka nr 2

Stan rodzin jesienią: 10
Stan rodzin wiosną: 2
Rodziny: A8/1, 3/1
Procent przeżywalności: 20%

Pasieka nr 3

Stan rodzin jesienią: 13
Stan rodzin wiosną: 13
Rodziny: Car1, Mac1/5, L2/C, L2/A, L2.5/1, 5/1, 16.1.3/3, B1(F), 3, L2/5, 16.1.3/2, B7/3, 16.1.3/1
Procent przeżywalności: 100%

Pasieka nr 4

Stan rodzin jesienią: 29
Stan rodzin wiosną: 20
Rodziny: B1/2, B1/3, L2/1, B7/1, 16.1/1, L2.1/2, Car1/1, L2/2, 16.1/2, L2.1/3, 3/3, 3/4, L2/4, 16.1/3, L2/3, 16/4(F), L2(F), 3/5, L2.7/3, L2.1/1
Procent przeżywalności: 69%

Pasieka nr 5

Stan rodzin jesienią: 1
Stan rodzin wiosną: 0
Rodziny: -
Procent przeżywalności: -

Całość rodzin na jesieni: 74

Całość rodzin na wiosnę: 47

Przeżywalność ogólna: 63%

Statystyki:

Rodziny z linii pochodzących od L2 przeżyły w liczbie 16 na 25 - 64%
Rodziny z linii pochodzących od 16 przeżyły w liczbie 7 na 8 - 87%
Rodziny z linii pochodzących od Mac1 i Mac5 przeżyły w liczbie 6 na 10 - 60%
Rodzin z linii pochodzących od 3 i 5 przeżyły w liczbie 7 na 9 - 77%
Rodziny z linii pochodzących od rójki B7 przeżyły w liczbie 2 na 8 - 25%
Rodziny z linii pochodzących od B1 przeżyły w liczbie 3 na 5 – 60%

Rodziny z długim stażem bez leczenia które nie przeżył tej zimowli to 5 i Mac5. Na szczęście każda z tej linii miała zrobioną kopię w postaci macierzak analogicznie 5/1 i Mac5/1 a więc dalsza ciągłość tych linii została w pasiece zachowana. Szczególnie jestem zadowolony, że macierzak 5/1 przeżył zimę i ładnie, wręcz wzorowo się rozwija. Są to szczególne pszczoły z wysokim instynktem higieniczynym i bardzo wysokim instynktem obronnym oraz radzące sobie z leśnymi warunkami i pożytkami spadziowymi w pokarmie zimowym...

Chciałem zauważyć, że zimy nie przetrwały także rójki o oznaczeniach B7 i A8 z roku 2017 i 2018. Przetrwały natomiast ich geny w rodzinkach A8/1 i B7/1, B7/3. Tendencja którą obserwuję na pasiekach potwierdza się, że obce pszczoły które przyjdą w postaci roju mają ciężką przeprawę i przeżywają jedynie wybrane z cechami predysponowanymi do gospodarki bez leczenia. Będę dalej obserwował te trzy rodziny i jestem ciekaw czy w kolejnych sezonach utrzymają swoje linię...

Na podstawie przedstawionych danych można spróbować zaplanować dalsze prace selekcyjne w nadchodzącym sezonie. Dość spora ilość rodzin pozwala zdecydowanie zmniejszyć intensywność mnożenia rodzin. Wystarczy zrobić po 2 odkłady z każdej rodziny aby osiągnąć liczbę rodzin do zimowli na poziomie 100. W takiej sytuacji chciałbym zakładać, że na moich pasiekach dokonał się znany schemat Webstera: Zapaść i Ozdrowienie co wiąże się z dalszym krokiem naprzód czyli wprowadzeniem w każdej rodzinie przerwy w czerwieniu bez względu na moją ocenę o przydatności do dalszej hodowli. Przerwa w czerwieniu na dwa sposoby albo nalot pszczoły lotnej na matkę czerwiącą która siedzi na ramce bez czerwiu a reszta rodziny zostaje zabrana i tworzy nową matkę albo odkład ze starą matką i wyjazd na inną pasiekę a macierzak tworzy nową matkę w tym samym miejscu. Pewnie każde ze sposobów zrealizuję na rożnych rodzinach.
Statystyki nie kłamią i pokazują co trzeba mnożyć cały czas i ciągle. Zatem dalej będę namnażał L2 z różnych rodzin, możliwe że zostawię już rodzinę wyjściową L2(f) a skupię się na L2/2 i L2/4 którym przyjrzałem się w poprzednim sezonie a że idą już w 3 sezon bez leczenia to idealny moment aby wykorzystać ich potencjał genetyczny. Na pewno będę chciał namnożyć linię 16, która pokazuje że, pięknie sobie radzi na moich pasiekach w różnych warunkach. Tu mam też dwa typy 16/4(F) czyli macierzak pamiętnej 16 i 16.1/1 bardzo fajne rodzinki o fajnym wiosennym uderzeniu z rozwojem i późniejszym umiarkowanym przez cały sezon. No i mało przeze mnie namnażane 3 i 5 jednak muszą być bardziej powielane bo stanowią dość czyste AMM a z tego co obserwuję udział czy domieszka tych pszczół chyba stanowi duży udział i musi mieć jakieś znaczenie. Tak więc nadchodzący sezon znów zapowiada się pracowicie... braknie sprzętu z tego co widzę... Będę musiał w sezonie dorabiać skrzynki odkładowe a może nawet i ule?

Niestety uliki odkładowe które przetrwały zimę w liczbie 3 szt. i w marcu jeszcze cieszyły oko... nie dotrwały do kwietniowej pogody. Z mojej oceny wynika, że liczba pszczół oraz pokarmu nie była wystarczająca aby mogły przetrwać do pierwszych pożytków nektarowych... Coś nie mam szczęścia do tych małych rodzinek w Miniplusach. Nie ważne, na jesieni będę miał ich około 10 do zimowli bo tak sobie postanowiłem i znajdę dla nich lepsze miejsce niż las.. bardziej słoneczne i bardziej suche.

Uzupełnienie:
Przejrzałem notatki z sezonu bo chciałem dokładnie sprawdzić co i gdzie się unasienniało... Oczywiście większa grupa młodych rodzin pochodzi z lasu. Zrobiłem więc szybkie zliczanie rodzin które do zimy szły jako unasiennione w lesie i które przetrwały... Okazało się, że na 37 rodzin unasiennionych w lesie (było ich więcej ale część została wydana w ramach fort knox jak i innych zobowiązań czy połączeń na jesieni) przeżyło 29 rodzin. Daje to przeżywalność na poziomie 78% a więc taki wynik jest już akceptowalny dla większości pszczelarzy i jasno pokazuje kierunek dalszej selekcji czyli wybór całkowity miejsca do unasienniania młodych matek.

środa, 23 stycznia 2019

Nowy Projekt w pszczelarstwie naturalnym... Bractwo Pszczele


Ruszyła grupa Bractwa Pszczelego

Projekt ten skierowany jest do pszczelarzy którzy wiedzą na jakim etapie znajdują się we współpracy z pszczołami. Potrzeba zdecydowania i jasnych deklaracji w którą stronę pszczelarsko chcemy iść. 
Co chcemy robić i ile możemy dać od siebie dla innych. 

Zapraszam
http://www.bractwopszczele.pl/