Widać zmiany w przyrodzie, przynajmniej śnieg się topi bo
nocami temperatury zazwyczaj w ostatnich dniach są powyżej 0 st. C. Zima
prawdopodobnie już nie wróci bo zgodnie ze staropolskim przysłowiem „Gdy w
lutym do połowy zima się wysili, to na koniec miesiąca już się nie wychyli.” i
oby tak było. W tym roku zima była normalna czyli i mroźna i śnieżna. W moim
regionie zaczęła się końcem listopada gdzie temperatury spadły poniżej zera i
pojawił się pierwszy śnieg. Pszczoły które przeżyły obleciały się dokładnie 15
lutego. Oczywiście nie na wszystkich pasiekach i podejrzewam, że taki pełny
oblot zrobiła tylko jedna pasieka, w dość dobrze doświetlonym i zacisznym
miejscu. No cóż na koniec miesiąca zapowiadają już dość wysokie temp. bo prognozują
nawet 8 st. C oraz słońce. Przy braku pokrywy śnieżnej otoczenie szybko się
nagrzeje i w słońcu z pewnością będzie powyżej 15 st. C.
Jak się mają pszczoły bez leczenia?
Pszczoły bez leczenia mają się różnie, zdążyłem już to
zauważyć, że kondycja poszczególnych rodzin bywa naprawdę bardzo różna mimo
podobnego stanu wyjściowego i umiarkowanej siły na jesieni. Widocznie każda
rodzina z innym genotypem reaguje na różne presje w inny sposób. Na tą chwilę
nie udało mi się zrobić wglądu do żadnej żywej rodziny. Nie wiem w jakim
konkretnie są stanie. Oceniam je wizualnie po wielkości kłębu, po zachowaniu
pszczół, po czystości w gnieździe itd. Pewnie pierwszy cieplejszy dzień
pozwalający na wgląd do gniazda trafi się w pierwszej dekadzie marca. Za to sprawdziłem
trzy rodziny które nie przetrwały tej zimowli. Na pierwszy rzut oka widać braki
pokarmowe. Sprawdzenie rodzin które nie dały rady przeżyć pozwala ocenić szanse
pozostałych bo jeśli danej rodzinie na tym samym pasieczysku brakło pokarmu i
osypała się z głodu to możemy domniemywać, że pozostałe też mają mało zapasów
lub jadą na oparach. Oczywiście dzięki temu każdą żywą rodzinkę wizualnie od
góry sprawdziłem pod kątem ilości zapasów. Te które miały bardzo mało lub
wchodziły w głód dostały nad głowę ramkę zasklepionego pokarmu. Dziwna sprawa
bo na jesieni wyrywkowe sprawdzenie pokarmu potwierdziło odpowiedni zapas
jedzenia w gnieździe (13-15 kg). Powodów takiego stanu znalazłby pewnie kilka
ale szczerze nie chce mi sią nad tym zastanawiać bo ważne jest to co żyje.
Można wyciągnąć z tego jakąś naukę czyli na jesieni przejrzeć wszystkie rodziny
co do odpowiedniej ilości zapasów albo poważyć ule co wydaje się dość proste do
przeprowadzenia i da nam spokojną głowę, że ilość zapasów jest ok a co z nimi
zrobią pszczoły to już ich wola. Przecież nikt matką pszczelim nie każe czerwić
do grudnia… !
O nadziejach.
Mam dziwne przeczucie, że sezon 2017 będzie decydującym
jeśli chodzi o przetrwanie rodzin bez leczenia. Trzeba nastawić się na
konkretne podziały czyli model ekspansji pełną gębą. Nadzieje daje to, że po
dość mroźnej zimie sezon może okaże się łaskawy jeśli chodzi o pożytki i o
pogodę dla młodych matek do unasienniania. Poprzedni sezon jeśli chodzi o
hodowlę matek wspominam jako chyba najgorszy w historii. Matki nie chciały się
hodować! Na tą
chwilę z pobieżnych wglądów do rodzin pszczelich żyje na pasiekach 34 rodziny.
Jesienią w listopadzie było ich 45 a więc od listopada do końca lutego ubyło 11
rodzin. Jest to dość dobry wynik i daje duże nadzieje na nadchodzący sezon.
Obawiam się nadchodzącego sezonu z kilku powodów. W poprzednim sezonie miałem
do dyspozycji potężny arsenał ramek z suszem, ramek pustych, korpusów, dennic,
daszków, ogromne ilości pokarmu i sporo szczęścia. W tym sezonie mogę utknąć
logistycznie czyli braknie mi podstawowych elementów takich jak ramki, skrzynki
odkładowe oraz nie mam prawie wcale ramek z pokarmem które dla młodych rodzin
są zbawienne na samym początku. Liczę za to na udany sezon i dopływ pokarmu w każdym
miesiącu od połowy marca do końca września. Obawiam się również słabego rozwoju
i tzw. „stania w miejscu” większości rodzin. Jeżeli ta słabsza część nie będzie
większa niż połowa rodzin to powinno być dobrze i podziały zostaną
przeprowadzone dość sprawnie. Na tą chwilę nie mam jeszcze konkretnego planu
przeprowadzenia podziałów ale prawdopodobnie zastosuje metodę którą
przetrenowałem w poprzednim sezonie. Będę zostawiał ramkę z czerwiem i starą
matką na starym miejscu a resztę rodziny przestawiał w inne miejsce aby lotna
pszczoła naleciała się na czerwiącą matkę. Następnie po 9 dniach reszta rodziny
zostanie podzielona na kilka odkładów z matecznikami które same sobie
odciągnęły… Oczywiście pociągnę też kilka serii matek hodowlanych dla
podtrzymania umiejętności przekładania larw i zapewnienia sobie rezerwy matek w
razie nie powodzeń a wiem, że niepowodzenia w unasiennianiu będą zawsze.
Te co padły
Dokładnie jeszcze nie wiem które konkretnie rodziny padły
ale z pamięci oceniam, że około połowy rójek z 2016 roku niestety nie dotrwało lutego.
To jest dopiero porażka całego pszczelarstwa aby rójki które w danym roku w
maju wychodziły z ula i osiadały na nowym gnieździe odbudowanym praktycznie na
dziko nie dawały rady przetrwać 10 miesięcy? Ktoś powie, że nie ma nic
zdrowszego niż rójka i ma rację, jednak nie każda rójka będzie mogła przeżyć
bez leczenia tak samo jak i nie każda pszczoła przeżyje bez leczenia jednego
pełnego sezonu. No cóż będę powtarzał to bez końca to tylko świadczy o tym jak
słabe mamy pszczoły.