Już dawno nic nie pisałem na swoim blogu. Powoli zaczynam
dochodzić do wniosku, że z czasem wpisy będą jeszcze rzadsze aż do naturalnego
wygaszenia bloga. Zauważam, że to co chciałem przekazać, opisać już
przekazałem. Ograniczę pewnie wpisy do podsumowania sezonu i otwarcia po zimowego…
…a tym czasem powiększanie pasieki a raczej jej odbudowę
definitywnie zakończyłem. Wchodzę w etap łączenia i ustawiania rodzin na zimę…
No cóż, sezon bardzo dziwny i inny niż wszystkie do tej
pory. Nie tylko, ze względu na pszczoły bez leczenia ale przede wszystkim na
warunki pogodowe i fatalną wręcz bardzo trudną dla pszczół wiosnę. Pisałem o
tym w poprzednim wpisie dość dobitnie więc nie będę znowu przywoływał tego
tematu. Warunki są jakie są więc i działania musiałem dostosować do bieżącej
sytuacji. W tym roku z podziałami ruszyłem późno bo końcem maja więc chyba
najpóźniejsze moje podziały w historii…
Dzieliłem dość intensywnie ale racjonalnie bez szaleństw i podpalania
się co do ilości. Postanowiłem, oczywiście nie było to planowane a samo wyszło
w trakcie rozmyślań aby podziały przeprowadzić nie na wszystkich rodzinach
które przeżyły jak robiłem to w poprzednim sezonie a na wybranej przez siebie
czołówce czyli 6-8 rodzinach wiodących na pasiekach… czy to dobry pomysł to
okaże się na wiosnę w roku 2018. Co do podsumowania samych podziałów i wyniku
to przyjdzie jeszcze czas na szczegółowe sprawozdanie z opisem linii itd.
Chcę natomiast przedstawić ogólny zarys zmagań i kolejne
wnioski na przyszłość dla wszystkich którzy planują większe podziały i duży
obrót młodymi rodzinami w trakcie praktycznie 2-3 tygodni. Pierwsze co mi się
przypomina to LOGISTYKA. Planowanie i opracowywanie taktyki dzielenia rodzin
oraz ich przemieszczania z pasieczyska na pasieczysko z uwzględnieniem trasy
przejazdu, oszczędności czasu i paliwa oraz różnorodnego materiału genetycznego
nie jest w cale takie łatwe. Zdarzało się, że łapałem się na półgodzinnych
„zamyśleńcach” w ciągu dnia jak to zrobić bo w głowie układałem wszystkie
zmienne i dostosowywałem do planowanych działań. Kolejny raz mogę z czystym
sumieniem napisać, że doświadczenie 2-3 letnie na starcie przed rzuceniem się
na głęboką wodę pszczół bez leczenia oraz zgromadzone zasoby sprzętowe są
bezcenne i ratują dupę w wielu przypadkach… Ule, dennice i daszki…. oraz susz….
to waluta pszczelarza którą może naprawdę dużo zdziałać na pasiece jeśli ma na
czym pracować a muszę przyznać, że moje pszczoły oczywiście nie wszystkie mają
się bardzo dobrze i aż strach co będzie dalej i czy ta ich kondycja i wigor to
oznaka dobrego czy złego? Pierwsze rodziny które dzieliłem należą do projektu
fort knox a że straty w projekcie były dość znaczne więc i ilość rodzin do
zrobienie spora. Wiadomo pierwsze koty za płoty w sezonie zawsze idą ciężko i z
różnymi trudnościami. Najgorsze przy robieniu takich rodzin jest mnogość innych
ramek, innych uli i różnych innych rozwiązań nie koniecznie wygodnych dla mnie
jako pszczelarza… Projekt wymaga
uzupełniania strat biorcą i tak się robi. W końcu nasza mała globalna pasieka
fortowa musi znowu stanąć na nogi. Wracając do wymagań sprzętowych na
pasiekach. Warto mieć system przewozu młodych rodzin lub przewozu i dzielenia…
Otóż ja pracuje dwoma sposobami i oba są fajne bo mają swoje zalety…
Dzielenie na skrzynki:
czyli klasyczna metoda dzielenia rodziny na 4-6 małych odkładzików i wywózka
na inne pasieczysko. Skrzyneczki 5-6
ramkowe w zależności od ramki lub mniejsze 2-3 ramkowe świetnie się sprawdzają
do intensywnych podziałów. W tym sezonie nabyłem 6 skrzyneczek 3 ramkowych i
jestem z nich bardzo zadowolony… Spisują się idealnie do podziałów typu
podchodzę do rodziny zabieram ramkę z czerwiem w różnym wieku plus trochę
pszczoły oraz dwie ramki suszu i mini odkładzik gotowy, który sam hoduje sobie
matkę i rozpoczyna samodzielne bytowanie.
Dzielenie na rozstawione skrzynki czy ule po przywiezieniu
na docelowe miejsce: czyli podchodzę do rodziny w której mam mateczniki na
ramkach w 9 dniu lub 14-15 i wywożę na inne pasieczysko po czym dzielę już tam
na miejscu na rodzinki 2 ramkowe tak aby przynajmniej na jednej ramce był jeden
matecznik. Ta metoda również dobrze się u mnie sprawdza. Dzielenie na właściwym
miejscu odbywa się spokojnie z przekładaniem docelowych ramek do ustawionych
wcześnie skrzynek odkładowych czy pojedynczych korpusów.
Hodowla matek w bieżącym sezonie odbywa się również dość
intensywnie ale głównie opieram się na matkach ratunkowych i tu znowu działam
na dwa sposoby. Pierwszy najłatwiejszy to osierocenie sporej, dość prężnej
rodziny czyli moje 2 pełne korpusy pszczół poprzez zabranie czerwiącej matki z
ramką czerwiu i zrobienie małego odkładu oraz drugi sposób przetestowany w
poprzednim sezonie „nalot na czerwiącą matkę” czyli lotna pszczoła nalatuje się
na ul w którym jest stara czerwiąca matka a macierzak zostaje odstawiony w inne
miejsce na pasiece. Przy tego typu hodowli matek ratunkowych zawsze stosuję się
do podziału w określonych terminach czyli albo w 5 albo w 10 dniu od
osierocenia. Wiąże się to z rozwojem matki w mateczniku. Piąty dzień od
osierocenia to termin zasklepienia mateczników a dziesiąty dzień od osierocenia
to czas w którym młoda matka jest już wykształcona i lada dzień będzie się
wygryzać. Trzymam się tego skrupulatnie i myślę, że dzięki temu nie mam
problemu z zamieraniem mateczników czy innymi uszkodzeniami podczas transportu… Hoduje również matki na ramkach hodowlanych i
w tym sezonie wykonałem dwie serie które w zupełności wystarczają na moje
podziały i możliwości. Przetestowałem z drobnymi modyfikacjami sposób Kirka
Webstera który przetłumaczył kolega Krzysiek na stronie wolne pszczoły… Bardzo
dobry sposób na pewne odpalenie mateczników bo w rodzinie wychowującej nie ma
możliwości pociągnięcia dzikich mateczników o ile wszystko wcześniej się
przygotuje tak jak pisał Kirk. Podziały na matki ratunkowe czy matki z hodowli
przeprowadzam wtedy kiedy w ulu do podziału nie ma już praktycznie otwartego
czerwiu. Powoduje to idealną sytuację dla nowych małych rodzinek. Jako całość
mogły spokojnie wykarmić i zadbać o potomstwo. Podzielone nie muszą karmić larw
tylko przy własnym zapasie pozostaje im wygrzać zasklepiony czerw oraz w
trakcie czekanie na unasiennienie młodej matki dozbierać pyłku i miodu na
rozwój nowych pszczół. Takie małe rodzinki przy sprzyjających warunkach
pożytkowych mogą nawet zalać się pokarmem, dlatego nie karmię świeżo
utworzonych rodzinek tylko czekam aż nowa matka zacznie czerwić i ewentualnie
jeżeli widzę braki w pokarmie mogę dokarmić. I co ważne to odpowiednia ilość
ramek z suszem. Tworzone rodzinki zazwyczaj składają się z dwóch ramek z
czerwiem i wiankami zapasu. Ja uzupełniam je ramkami z suszem w ilości 3-4 tak
aby młoda czerwiąca matka oraz cała rodzinka miała wystarczającą ilość miejsca
na czerw i zapasy. Młoda rodzina oszczędzi pewne rezerwy zapasów na rozwój na
gotowych plastrach suszu które ewentualnie miejscami musi poprawić. Dopiero po
jakimś czasie jak rodzinka obsiądzie pszczołami 4-6 ramek mogę podać 1-2 ramki
do odbudowy. Taki system zarządzania młodymi rodzinkami pozwala na utworzenie
ich większej ilości a czysty i pewny susz wspomaga całą sytuację.
Nie mniej jednak aby to wszystko funkcjonowało jak trzeba
musi być ku temu odpowiednia pogoda i odpowiednia baza pożytkowa. O ile
czerwiec był miesiącem marzeń dla pszczelarza w tym roku to niestety reszta miesięcy
z lipcem na czele zapiszą się jako najgorsze jakie pamiętam… ale nie ma co narzekać tylko dalej dociągnąć
rodziny do końca zakarmiania i czekać wiosny… i trzeba przyznać, że w tym roku
pszczele matki unasienniały się wzorowo… z pobieżnych szacunków w tym roku
unasienniło się u mnie przeszło 60 mate pszczelich z czego może tylko kilka
miało jakieś problemy i nie podjęły czerwienia albo zaginęły…