Ostatnio przy moim wpisie pojawiło się sporo
komentarzy. Komentarze Polbarta znane mi są już od jakiegoś czasu więc nie będę
poruszał tego tematu ale Pan Stanisław Cieloch zamieścił taki o to komentarz:
„Leszku niech
poszukują, tylko młodym w głowach niech nie mącą, że odkryli genialną metodę
lub specyfik na warrozę. Pytam się po raz kolejny co z tym Tymolem?, jak
przezimowały?, jak się rozwijały?, i ile przyniosły miodu? i czy leczyłeś
ponownie Tymolem? i jak go teraz oceniasz?”
Na
początku odniosę się do pytań jakie zadał Pan Stanisław bo już mu kiedyś
obiecywałem, że jak znajdę czas to opiszę co o tym wszystkim z Tymolem sądzę…
Zacznijmy
od początku. W poście „Varroa i Tymol” z jesieni 2014 opisywałem jak mają się
sprawy z tymolem u mnie na pasiece… Po dwóch pełnych i połówce sezonu
doświadczeń tymolowych mogę przedstawić swoją subiektywną opinię. Żeby zostać dobrze zrozumianym muszę naświetlić kształt moich pasiek czyli wszystkie rodziny na komórce 4,9 mm i częściowej dzikiej zabudowie, własny wosk, pszczoły o predyspozycjach radzenia sobie z V. Do tego układu wprowadziłem tymol który jak już pisałem przez ten okres stosowania sprawdzał się u mnie bardzo dobrze.
Co z tym Tymolem?
W tym sezonie tymol odstawiłem a interwencyjnie 4 rodziny dostały olejki eteryczne idąc drogą stosowania coraz to bardziej łagodniejszych substancji chemicznych. Miałem nawet zakupioną odpowiednia ilość która dalej leży w szafce nie ruszona, bo finalnie rodziny zostawiłem własnemu rozeznaniu i swobodnemu istnieniu. Ot historia tymolowa została zakończona a Ci co czytają na bieżąco moje wpisy wiedzą w którą stronę idę z pszczołami.
Jak przezimowały?
Pan Stanisław widać, że nie czyta moich wpisów lub czyta je bardzo wybiórczo więc powtórzę specjalnie dla niego. Rodziny pszczele przezimowały tak jak w każdej komercyjnej pasiece nastawionej na sukces zimowy czyli w okolicach 90% stanu rodzin które szły do zimowli. Padły mi bodajże po zimie 2014/2015 trzy rodziny pszczele ale było to całkowicie bez związku z substancja chemiczną jaką jest tymol bo przypuszczam, że spierniczyłem pewne sprawy i były to ewidentnie moje własne błędy.
Jak się rozwijały?
No cóż rozwijały się przeważnie świetnie co widać na różnych moich filmach i wpisach, chodź niektóre rodziny z zimy były słabsze a 4 konkretnie walczyły o byt co również gdzieś już opisywałem. Tylko, że te walczące znowu po odbudowie później stanowiły silne i fajne rodzinki. Trzeba wziąć pod uwagę to, że ani mi bardzo na sile nie zależy ani też nie jestem jakimś maniakiem dorzucania korpusów po drabinie itd. Dlatego uznajmy, że rodzinki były średniej siły.
Ile przyniosły miodu?
Wpływ tymolu na miododajność oceniam „nijak” bo nie ma on żadnego wpływu na chęci rodziny do wyruszenia po pożytki. Ogólnie aby nie pisać o wynikach miodowych w kg mogę stwierdzić, że ten rok był najlepszym rokiem w moim krótkim pszczelarskim doświadczeniu z pszczołami. Tylko, że jest to raczej zasługa pogody i pożytków a inne czynniki to tylko mały dodatek do całości.
Czy leczyłeś ponownie tymolem, jak go oceniasz?
Również odsyłam Pana Stanisława do poprzednich wpisów na moim blogu ale znowu specjalnie dla niego napiszę kolejny raz, że nie leczyłem w tym roku tymolem. Nie mniej jednak oceniam jego działania na rodzinę pszczelą i całe zło które ją męczy jak pozytywne przynajmniej w utrzymaniu pszczół na odpowiednim poziomie i „zdrowiu”. Stwierdzam i nie jest to tylko moja opinia, że lecząc rodziny tymolem jesteśmy w stanie spokojnie prowadzić pasiekę komercyjną nastawioną na pozyskiwanie z pszczół produktów ich pracy. Lecząc rodziny produkcyjne stare na przełomie lipca/sierpnia i młode tegoroczne, jesienią.
Na koniec odniosę się do początkowej treści cytowanego wpisu Pana Stanisława. Otóż Panie Stanisławie kolejny raz odsyłam Pana do moich i nie tylko moich wpisów na blogu. Proszę zapoznać się ze stroną stowarzyszenia „Wolne Pszczoły”. Proszę wejść na nasze forum i dociekać, dowodzić swoich racji w najróżniejszych tematach. Proszę również nie sugerować z naszej strony mącicielstwa bo to nie my pakujemy do uli hektolitry substancji chemicznych i to nie my na szkoleniach opowiadamy i zachęcamy do stosowania zakazanych i niedopuszczonych środków do walki z warroa. Tym bardziej nie zajmujemy się cudownymi specyfikami bo takich po prostu nie ma i nie będzie…
W razie dalszych pytań proszę pytać!
Ja też pozwolę sobie odnieść się do tego fragmentu:
OdpowiedzUsuń"Leszku niech poszukują, tylko młodym w głowach niech nie mącą, że odkryli genialną metodę lub specyfik na warrozę."
1. Poszukujemy i wdrażamy te pomysły, które gdzieś zadziałały na świecie. Wprowadzamy te sposoby, które po kilkuletnich stratach pozwoliły na stopniową stabilizację śmiertelności na poziomie wieloletnim około 20 - 25 %. Wbrew pozorom to nie tak dużo, bo sporo pasiek "leczących" nawet jeżeli w poszczególne lata straty ma na poziomie około 10 % to spotykają się z wieloletnim cyklem, który pochłania niejednokrotnie grubo ponad 50% pasieki, a nierzadko je całe...
2. co do mącenia w głowach młodym... Młodzi sami wiedzą, że pszczelarstwo nie idzie w tą stronę w którą by chcieli. dlatego poszukują alternatyw i dlatego znajdują takie idee jak nasza (ja też dlatego zacząłem szukać - tylko ja musiałem to robić za granicą, dziś ta wiedza jest przybliżana po polsku - ot, tyle się zmieniło)
3. ogłaszanie "genialnych metod" to akurat nie nasza domena... O ile się nie mylę Pan Leszek ogłasza je znacznie częściej niż my... Był już genialny i ekologiczny taktik, a wiosną ma być kolejna metoda...
My raczej przybliżamy wiedzę, informując rzetelnie, że wiąże się to (niestety) ze stratami, selekcją i początkową nieopłacalnością ekonomiczną. Informujemy też jakie warunki musi spełniać pasieka (czyste środowisko, brak chemii, naturalna komórka, naturalny pokarm, wykształcanie ekosystemów bakteryjnych, bioróżnorodność, minimalizacja ingerencji do braku wywożenia pszczół włącznie... i parę innych drobiazgów). Wydaje się, że to uczciwe stawianie sprawy z naszej strony, a nie "mącenie"... takie określenie nie bardzo mi się podoba pod naszym adresem...
pozdrawiam