niedziela, 4 stycznia 2015

Pszczoły umierają




Na początek chciałbym zacząć cytatem z wykładu
 dr hab. Krzysztofa Olszewskiego na temat:
Syndrom masowych upadków rodzin pszczelich” z 2010 roku.  



„Podsumowując należy stwierdzić, iż w obecnej sytuacji, a więc przy wadach bazy pożytkowej, rosnącej oporności roztoczy Varroa na leki, zwiększonej chorobotwórczości tych roztoczy na skutek przenoszenia wirusów oraz nie w pełni zdiagnozowanym wpływem innych negatywnych czynników, nie do przecenienia jest opieka nad właściwym przebiegiem rozwoju jesiennego rodzin pszczelich połączona ze zwalczaniem warrozy. Tak dalece zmieniliśmy środowisko oraz same pszczoły na skutek pracy hodowlanej, że na dzień dzisiejszy ich przetrwanie zależy tylko od nas.” 


Nasuwa się pytanie czy zmiany środowiskowe zaszły tak daleko, że niemożliwe jest chociaż częściowe przywrócenie równowagi w postaci naturalnie występujących pszczół w naszych lokalnych terenach. Chodzi mi o pszczoły miodne dziko żyjące w lasach. 


Pytań pojawia się bardzo dużo bo chyba każdy powoli zaczyna zdawać sobie sprawę, że nie tak ma wyglądać pszczelarstwo. Przynajmniej dla mnie i pewnie jeszcze kilku osób jest to sprawa niepokojąca, która musi ulec zmianie a co najważniejsze chyba sami pszczelarze muszą chcieć takiej zmiany. Obawiam się, że zapominamy o głównym zadaniu pszczoły miodnej i jej misji w przyrodzie. To przecież zapylanie!


Pszczoły umierają i chyba nikt nie musi udowadniać, że pszczoła miodna ma się bardzo źle. Co stoi za tak dużą utratą rodzin pszczelich i ogólną dramatyczną sytuacją zdrowotną?


W ogólnym przekazie winą za taki stan rzeczy obarcza się dwie zasadnicze składowe. Degradacja środowiska które nasycone jest toksynami pochodzącymi z oprysków używanych w rolnictwie oraz pasożyty pszczele i niewiadome patogeny. Do tego dochodzą poboczne czynniki takie jak słaba baza pożytkowa, błędy pszczelarzy, niesprzyjająca pogoda, głód w ulach, złe pokarmy itd. 


Myśląc o tych wszystkich czynnikach i patrząc jak pszczoły funkcjonują w przyrodzie można stwierdzić, że jest jeszcze jeden czynnik który może odgrywać największą rolę w masowym wymieraniu rodzin pszczelich. 


Będzie to brak naturalnej selekcji i nowoczesne praktyki hodowlane. Dążenie do pszczoły doskonałej pod względem miodności, łagodności i niskiej rojliwości. Dzięki takim pracom selekcyjnym eliminuje się cechy, które mogłyby okazać się bardzo ważne dla pszczół z ich własnego punktu widzenie czyli cechy o których nawet nie mamy pojęcia a które mogłyby pozwolić pszczołom przetrwać w przyrodzie.
Bartek na swoim blogu zauważa taki problem i dobrze go opisuje.

Sam do końca nie jestem przekonany co do możliwości samodzielnego istnienia pszczół w takiej rzeczywistości jaką obecnie mamy, ale dobrze też wiem, że im później zaczniemy próbować przywrócić pszczołom „wolność” tym próby te mogą być coraz trudniejsze do wykonania.


Pszczoły na Ziemi żyją bardzo długo i przez tyle lat same potrafiły regulować swoje potrzeby oraz dostosowywać się do panującego klimatu i warunków terenowych. Nie chce mi się, wierzyć, że w przeciągu tylu lat pszczoły nie musiały stawiać czoła różnego rodzaju pasożytom, patogenom i wirusom. 


W obecnej sytuacji pszczoły narażone są na pasożyty w postaci Varroa oraz różne patogeny które też potrafią się przystosowywać do różnych warunków. Jeśli mielibyśmy do czynienia z naturalną selekcją to znając niesamowite zdolności pszczół do przystosowywania się w trudnych warunkach oraz ogromna chęć życia obserwowalibyśmy naturalne upadki rodzin pszczelich w całej populacji oraz pewną ilość rodzin które potrafiłyby sprostać danym zagrożeniom i samodzielnie przetrwać. Wtedy można by stwierdzić, że populacja pszczół na danym terenie musi się przystosować albo musi umrzeć. 


Problemy środowiskowe nie wynikają tylko ze skarżenia upraw substancjami chemicznymi ale także z braku różnorodności pokarmowej w przyrodzie oraz utracie naturalnych siedlisk w lasach. Pszczoły nie mają odpowiednich terenów na których mogłyby żyć taka jak dawniej żyły. Brakuje starych drzew w których mogłyby się osiedlać… Projekty związane z dzianiem barci pokazały, że pszczoły potrzebują dziupli w drzewach.  Utworzone współczesne barcie pozostawione bez zasiedlenia zostawały w większości zasiedlane samoistnie przez roje które takich miejsc poszukiwały. Jest to jasny obraz czego pszczoły potrzebują. Dla samej wartości jaką pszczoły dają roślinności lasu warto by było umożliwić im, czy stworzyć odpowiednie siedliska/mieszkania/ule na obszarach leśnych. 


Problemy z naturalną selekcją w pasiekach są oczywiste. Każdy pszczelarz za wszelką cenę stara się utrzymać swoje rodziny pszczele w takiej formie aby ich wydajność produkcyjna czyli miodowa, pyłkowe itp. była przez cały sezon na wysokim poziomie. Do tego celu wykorzystuje się różnego rodzaju wspomagacze, podkarmiania oraz leki. Wynik przeimowanych rodzin muszą sięgać 80-100%. Utarła się opinia, że dobry fachowiec pszczelarz to osoba która spadki zimowe ma w granicach 5% całego stanu zazimowanych rodzin jesienią. Niestety naturalnej selekcji to nie służy. Alternatywną drogą dla tak zachwianego stanu naturalnej selekcji pszczół mogłoby być próby pozyskiwania pszczół dziko żyjących. Jeśli takowe gdzieś jeszcze występują. 


Problemy pozostałe które również częściowo mogą wpływać na zdrowotność rodzin pszczelich to: Import pszczół z dalekich, odmiennych rejonów świata (inne patogenny i wirusy), przewóz pszczół na pożytki, sztuczny pokarm, zatrucia rolnicze (pestycydy).


Zaznaczone problemy na które zwróciłem uwagę dotyczą nas wszystkich i zdaje sobie sprawę, że i moje pszczoły na każdej z pasiek są na nie narażone a często i ja sam jestem przyczyną tych problemów. Zwłaszcza jeśli chodzi selekcję naturalną i odpowiedni dobór pszczół w pasiekach. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać, że staram się szukać, zwracać uwagę na pszczoły które mają odpowiednie predyspozycje do zachowań higienicznych oraz wykazują zachowania VSH. Tylko czy to wystarczy?


Jeśli wiosna będzie łaskawa dla pszczół, którymi się opiekuję postaram się wprowadzić pewne zmiany w pasiekach, które pomogą mi zbliżyć się do naturalnej selekcji. Z dotychczasowych planów i sposobu prowadzenia pasieki nie zrezygnuje ale postaram się dołączyć drugi wariant prowadzenia rodzin pszczelich. Bardziej radykalny, bardziej naturalny, w sumie to będzie pełna swoboda. 


Na koniec sprawa która mnie męczy w pszczelarstwie i cały czas jest na pierwszym miejscu we wszystkich informacjach dotyczących pszczół. Leczenie rodzin pszczelich, leczenie wiosenne, leczenie w sezonie, leczenie po miodobraniu, leczenie sierpniowe, leczenie jesienne i ostatnio modne leczenie zimowe. To nie jest tagowanie to jest rzeczywistość w jakiej przyszło pszczołom żyć w pasiekach. Nikt nie jest święty w tym temacie. Każdy chce aby pszczoły żyły u niego w pasiece. Ja też tego chcę ale męczy mnie to całe leczenie, męczą mnie rozpiski przeprowadzanych zabiegów, ich ilość, terminowość i ciągła aplikacja czegoś do ula. Wiem, że można inaczej, wiem, że się da. Są ludzie, są pszczoły i pasieki w których się da bez leczenia!

Mimo wiedzy, mimo korespondencji z tymi pszczelarzami, mimo wielu rozmów telefonicznych na ten temat w głowie i tak cały czas pozostaje niepewność i brak przekonania. Niestety ludzie tak mają. Muszą sprawdzić wszystko na własnej skórze…
Sprawdzę i się podzielę ale i tak każdy musi przekonać się sam…

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 



2 komentarze:

  1. Coraz częściej zastanawiam się nad próbą zapszczelenia moich okolicznych lasów. Każdemu zapewne zbywają jakieś stare korpusy, a może i całe ule, których już z jakichś względów nie chce. A może ktoś ma nowe korpusy, które się wypaczyły bo były z mokrego drewna i nie pasują już do pięknej pasieki? Ja chcę "zbić" parę skrzynek z 2 moich korpusów (na ramkę 18), zadaszyć "byle jak", zrobić "byle jaką dennicę", wywiercić dziurę jako wylotek, a potem wsadzić do górnego korpusu ramki bez dolnej beleczki i powiesić gdzieś w lesie na drzewie. To będzie łatwiejsze niż skombinowanie barci.

    I nie ma być to tylko "idealistyczny" prezent dla pszczół (choć również). Chcę zapewnić pszczołom jakieś siedliska jako inwestycję dla mnie. W "dzikie" trutnie, w potencjalne roje czy odkłady (stąd chcę wykorzystać "moją" ramkę).

    Ciekawy tekst, powodzenia Łukasz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bartek mam na to różne pomysły... Sprawdzę je w sezonie i zobaczę czy jest szansa coś wdrożyć realnie. Wydaje mi się, że kwestią będzie wybranie dobrych lokalizacji, umiejętnego zachęcenia zbłąkanych pszczół a reszta to tylko kwestia szczęścia i czasu aby jakaś rodzina mogła zasiedlić nasz "domek".

      Usuń