Na początek chciałbym zacząć
cytatem z wykładu
dr hab. Krzysztofa Olszewskiego na temat:
„Syndrom masowych upadków
rodzin pszczelich” z 2010 roku.
„Podsumowując należy stwierdzić,
iż w obecnej sytuacji, a więc przy wadach bazy pożytkowej, rosnącej oporności
roztoczy Varroa na leki, zwiększonej chorobotwórczości tych roztoczy na
skutek przenoszenia wirusów oraz nie w pełni zdiagnozowanym wpływem innych
negatywnych czynników, nie do przecenienia jest opieka nad właściwym
przebiegiem rozwoju jesiennego rodzin pszczelich połączona ze zwalczaniem
warrozy. Tak dalece zmieniliśmy środowisko oraz same pszczoły na skutek pracy
hodowlanej, że na dzień dzisiejszy ich przetrwanie zależy tylko od nas.”
Nasuwa
się pytanie czy zmiany środowiskowe zaszły tak daleko, że niemożliwe jest chociaż
częściowe przywrócenie równowagi w postaci naturalnie występujących pszczół w
naszych lokalnych terenach. Chodzi mi o pszczoły miodne dziko żyjące w lasach.
Pytań
pojawia się bardzo dużo bo chyba każdy powoli zaczyna zdawać sobie sprawę, że
nie tak ma wyglądać pszczelarstwo. Przynajmniej dla mnie i pewnie jeszcze kilku
osób jest to sprawa niepokojąca, która musi ulec zmianie a co najważniejsze
chyba sami pszczelarze muszą chcieć takiej zmiany. Obawiam się, że zapominamy o
głównym zadaniu pszczoły miodnej i jej misji w przyrodzie. To przecież
zapylanie!
Pszczoły umierają i chyba nikt
nie musi udowadniać, że pszczoła miodna ma się bardzo źle. Co stoi za tak dużą
utratą rodzin pszczelich i ogólną dramatyczną sytuacją zdrowotną?
W ogólnym przekazie winą za taki
stan rzeczy obarcza się dwie zasadnicze składowe. Degradacja środowiska które
nasycone jest toksynami pochodzącymi z oprysków używanych w rolnictwie oraz
pasożyty pszczele i niewiadome patogeny. Do tego dochodzą poboczne czynniki
takie jak słaba baza pożytkowa, błędy pszczelarzy, niesprzyjająca pogoda, głód
w ulach, złe pokarmy itd.
Myśląc o tych wszystkich
czynnikach i patrząc jak pszczoły funkcjonują w przyrodzie można stwierdzić, że
jest jeszcze jeden czynnik który może odgrywać największą rolę w
masowym wymieraniu rodzin pszczelich.
Będzie to brak naturalnej
selekcji i nowoczesne praktyki hodowlane. Dążenie do pszczoły doskonałej pod
względem miodności, łagodności i niskiej rojliwości. Dzięki takim pracom
selekcyjnym eliminuje się cechy, które mogłyby okazać się bardzo ważne dla
pszczół z ich własnego punktu widzenie czyli cechy o których nawet nie mamy
pojęcia a które mogłyby pozwolić pszczołom przetrwać w przyrodzie.
Bartek na swoim blogu
zauważa taki problem i dobrze go opisuje.
Sam do końca nie jestem
przekonany co do możliwości samodzielnego istnienia pszczół w takiej
rzeczywistości jaką obecnie mamy, ale dobrze też wiem, że im później zaczniemy próbować
przywrócić pszczołom „wolność” tym próby te mogą być coraz trudniejsze do
wykonania.
Pszczoły na Ziemi żyją bardzo
długo i przez tyle lat same potrafiły regulować swoje potrzeby oraz
dostosowywać się do panującego klimatu i warunków terenowych. Nie chce mi się,
wierzyć, że w przeciągu tylu lat pszczoły nie musiały stawiać czoła różnego rodzaju
pasożytom, patogenom i wirusom.
W obecnej sytuacji pszczoły
narażone są na pasożyty w postaci Varroa oraz różne patogeny które też potrafią
się przystosowywać do różnych warunków. Jeśli mielibyśmy do czynienia z
naturalną selekcją to znając niesamowite zdolności pszczół do przystosowywania
się w trudnych warunkach oraz ogromna chęć życia obserwowalibyśmy naturalne
upadki rodzin pszczelich w całej populacji oraz pewną ilość rodzin które
potrafiłyby sprostać danym zagrożeniom i samodzielnie przetrwać. Wtedy można by
stwierdzić, że populacja pszczół na danym terenie musi się przystosować albo musi
umrzeć.
Problemy środowiskowe nie wynikają
tylko ze skarżenia upraw substancjami chemicznymi ale także z braku
różnorodności pokarmowej w przyrodzie oraz utracie naturalnych siedlisk w
lasach. Pszczoły nie mają odpowiednich terenów na których mogłyby żyć taka jak
dawniej żyły. Brakuje starych drzew w których mogłyby się osiedlać… Projekty
związane z dzianiem barci pokazały, że pszczoły potrzebują dziupli w drzewach. Utworzone współczesne barcie pozostawione bez
zasiedlenia zostawały w większości zasiedlane samoistnie przez roje które takich
miejsc poszukiwały. Jest to jasny obraz czego pszczoły potrzebują. Dla samej
wartości jaką pszczoły dają roślinności lasu warto by było umożliwić im, czy
stworzyć odpowiednie siedliska/mieszkania/ule na obszarach leśnych.
Problemy z naturalną selekcją w
pasiekach są oczywiste. Każdy pszczelarz za wszelką cenę stara się utrzymać
swoje rodziny pszczele w takiej formie aby ich wydajność produkcyjna czyli
miodowa, pyłkowe itp. była przez cały sezon na wysokim poziomie. Do tego celu
wykorzystuje się różnego rodzaju wspomagacze, podkarmiania oraz leki. Wynik
przeimowanych rodzin muszą sięgać 80-100%. Utarła się opinia, że dobry
fachowiec pszczelarz to osoba która spadki zimowe ma w granicach 5% całego stanu
zazimowanych rodzin jesienią. Niestety naturalnej selekcji to nie służy. Alternatywną
drogą dla tak zachwianego stanu naturalnej selekcji pszczół mogłoby być próby
pozyskiwania pszczół dziko żyjących. Jeśli takowe gdzieś jeszcze występują.
Problemy pozostałe które również
częściowo mogą wpływać na zdrowotność rodzin pszczelich to: Import pszczół z
dalekich, odmiennych rejonów świata (inne patogenny i wirusy), przewóz pszczół
na pożytki, sztuczny pokarm, zatrucia rolnicze (pestycydy).
Zaznaczone problemy na które
zwróciłem uwagę dotyczą nas wszystkich i zdaje sobie sprawę, że i moje pszczoły
na każdej z pasiek są na nie narażone a często i ja sam jestem przyczyną tych
problemów. Zwłaszcza jeśli chodzi selekcję naturalną i odpowiedni dobór pszczół
w pasiekach. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać, że staram się
szukać, zwracać uwagę na pszczoły które mają odpowiednie predyspozycje do
zachowań higienicznych oraz wykazują zachowania VSH. Tylko czy to wystarczy?
Jeśli wiosna będzie łaskawa dla
pszczół, którymi się opiekuję postaram się wprowadzić pewne zmiany w pasiekach,
które pomogą mi zbliżyć się do naturalnej selekcji. Z dotychczasowych planów i
sposobu prowadzenia pasieki nie zrezygnuje ale postaram się dołączyć drugi
wariant prowadzenia rodzin pszczelich. Bardziej radykalny, bardziej naturalny,
w sumie to będzie pełna swoboda.
Na koniec sprawa która mnie męczy
w pszczelarstwie i cały czas jest na pierwszym miejscu we wszystkich
informacjach dotyczących pszczół. Leczenie rodzin pszczelich, leczenie wiosenne,
leczenie w sezonie, leczenie po miodobraniu, leczenie sierpniowe, leczenie
jesienne i ostatnio modne leczenie zimowe. To nie jest tagowanie to jest
rzeczywistość w jakiej przyszło pszczołom żyć w pasiekach. Nikt nie jest święty
w tym temacie. Każdy chce aby pszczoły żyły u niego w pasiece. Ja też tego chcę
ale męczy mnie to całe leczenie, męczą mnie rozpiski przeprowadzanych zabiegów,
ich ilość, terminowość i ciągła aplikacja czegoś do ula. Wiem, że można
inaczej, wiem, że się da. Są ludzie, są pszczoły i pasieki w których się da bez
leczenia!
Mimo wiedzy, mimo korespondencji
z tymi pszczelarzami, mimo wielu rozmów telefonicznych na ten temat w głowie i
tak cały czas pozostaje niepewność i brak przekonania. Niestety ludzie tak
mają. Muszą sprawdzić wszystko na własnej skórze…
Sprawdzę i się podzielę ale i tak
każdy musi przekonać się sam…
Coraz częściej zastanawiam się nad próbą zapszczelenia moich okolicznych lasów. Każdemu zapewne zbywają jakieś stare korpusy, a może i całe ule, których już z jakichś względów nie chce. A może ktoś ma nowe korpusy, które się wypaczyły bo były z mokrego drewna i nie pasują już do pięknej pasieki? Ja chcę "zbić" parę skrzynek z 2 moich korpusów (na ramkę 18), zadaszyć "byle jak", zrobić "byle jaką dennicę", wywiercić dziurę jako wylotek, a potem wsadzić do górnego korpusu ramki bez dolnej beleczki i powiesić gdzieś w lesie na drzewie. To będzie łatwiejsze niż skombinowanie barci.
OdpowiedzUsuńI nie ma być to tylko "idealistyczny" prezent dla pszczół (choć również). Chcę zapewnić pszczołom jakieś siedliska jako inwestycję dla mnie. W "dzikie" trutnie, w potencjalne roje czy odkłady (stąd chcę wykorzystać "moją" ramkę).
Ciekawy tekst, powodzenia Łukasz!
Bartek mam na to różne pomysły... Sprawdzę je w sezonie i zobaczę czy jest szansa coś wdrożyć realnie. Wydaje mi się, że kwestią będzie wybranie dobrych lokalizacji, umiejętnego zachęcenia zbłąkanych pszczół a reszta to tylko kwestia szczęścia i czasu aby jakaś rodzina mogła zasiedlić nasz "domek".
Usuń