Zbliża się podsumowanie minionego sezonu a więc może wcześniej opiszę co się u mnie działo na pasiekach w tym czasie.
Zacznę od tego, że w maju a prawdopodobnie końcem maja zostałem okradziony z rodzin na pasiece leśnej. Były to dość cenne rodziny ponieważ przeżywały bez leczenia i przetrwały chyba największe załamanie ze wszystkich moich dotychczasowych upadków rodzin pszczelich po zimie... Skradziono mi na początku 3 rodziny i kilka kompletów pustych uli... Trochę szczęścia i własnego zaangażowania sprawiło, że złodziej został złapany i ujawniono czwartą skradzioną rodzinę i 3 kompletne ule... Niestety 3 rodziny nie odnalazły się do tej pory i raczej już nigdy o nich nie usłyszę... W każdym bądź razie z 8 rodzin zrobiło się 5... i zapał oraz motywacja spadły przynajmniej o połowę.
Nie zwyczajny poddawać się tak łatwo postanowiłem dalej realizować swój plan na pszczoły bez leczenia... Mimo fatalnego sezonu, kradzieży i braku motywacji postanowiłem wyszarpać co się da z tego dobrostanu i postarać się o to a żeby nadchodzący sezon był dwa razy lepszy niż ten który mija... W momencie ujawnienia przeze mnie kradzieży na leśnej pasiece tak jakby na otarcie łez do pustych uli w których były korpusy z suszem wprowadziły się dwie rójki... dość spore i czarne rójki które nie czekając na moją obsługę zaczęły urządzać ul po swojemu... Do końca czerwca złapałem jeszcze dwie rójki a raczej musiałem się z nimi pomęczyć bo podgatunek pszczoły miodnej Apis mellifera kominówka lubi ciepłe lokalizacje kominów domków jednorodzinnych zazwyczaj w pobliżu lasów i pól uprawnych... W normalne lata bogate w rodziny pszczele pewnie bym olał temat. Jednak zważywszy na okoliczności, dobre i kominówki aby zasilić nieliczną pasiekę...
Rójki jak to rójki sprawiają dużo kłopotów... często nie są sobie równe i kombinują w różne strony a to nie chcę budować a to matka nie czerwi a to wylatują z ula i szukają innej lokalizacji itd. Tym razem grzecznie jak książka pisze zabrały się za robotę i tyle je widziałem w ulu czyli po sprawdzeniu czy jest czerw zakryłem je folią i daszkiem i zapomniałem o nich na 2-3 miesiąc a nawet jedna została dopiero nie dawno przypomniana bo musiała być przewieziona z lasu pod dom na zimowlę... stała od maja do końca września bez ingerencji. Taki eksperyment na pszczołach i otaczającej je przyrodzie czy są w stanie same nazbierać pokarmu i przeżyć... Jak się okazało eksperyment będzie trwał dalej bo pszczoły mimo kiepskiego pożytkowo sezonu postanowiły nie umierać z głodu a wręcz przeciwnie zakarmiły się na zapas... nagrałem o nich krótki filmik z rekonesansu przed przewozowego co mnie będzie czekać... ( jak się później okazało miałem duży problem dźwignąć 3 korpusy z pszczołami i miodem – miodu nie liczyłem ale jest tam pewnie zacna ilość).
Reszta rodzin a więc moja wytrwała piątka to elitarna grupa pszczół nieleczonych o znanym pochodzeniu od strony matecznej. Z nimi a w szczególności z 4 rodzinami zabawiłem się w znany zainteresowanym mały tym razem model ekspansji... Każdą namnożyłem rozsądnie i według ich możliwości oceniając warunki pożytkowe i inne niezapowiedziane przygody... Licząc na szybko udało mi się doprowadzić do stanu przed zimowego bodajże 17 rodzin na genetyce nieleczonych pszczół która przeszła już chyba wszystko co tylko mogła przejść... Tym razem młode rodziny w nagrodę za trudy sezonu unasieniały się efektywnie i szybko, przez co już w czerwcu mogły powoli rosnąć...
„Witkowe” czyli jeszcze jedna rodzina na moich pasiekach to pszczoły pochodzące z barteru za plastry z suszem. Dokonałem takiej wymiany na warunkach czysto koleżeńskich z pszczelarzem, który chyba będzie podążał ścieżką naturalnego pszczelarstwa a kto wie, może i jemu kiedyś pszczoły będą umierać od nie leczenia?
Podsumowując. Co złe to minęło, idą lepsze czasy. Może nawet będzie śnieg i mróz i ta pora roku która zaczyna się w grudniu a kończy w marcu nazywana zimą...
Brak tylko spotkań pszczelarskich w gronie oszołomów od różnych podejść do nieleczenia pszczół czy innych nawiedzonych wielebnych z arizony z naszych lokalnych obszarów hodowli pszczół miodnych {miodnych tylko z nazwy}.
Za jakiś czas sezonowe podsumowanie z wypunktowaniem co żyje i co jest co, plus nowość szacunki warrozowe dla każdej rodziny... (mam więcej czasu i mniej rodzin). Wcześnie chyba przypomnę wpis o zimowaniu bo co jakiś czas zdarzają się pytania jak ja to robię u siebie na pasiekach...
Trzymaj się Łukasz. Kradzież boli, szczególnie, gdy dzieje się w sezonie po dużych stratach. Niestety, znam ten ból, więc natycham Cię optymizmem, bo nie ma tego złego, co by w końcu na dobre nie wyszło.
OdpowiedzUsuńNie zapominaj relacjonować swoich utarczek z biologiczną rzeczywistością pszczół, bo zawsze chętnie się z nich uczę i dużo wynoszę.
Kto wie, może jednak jeszcze uda się nam zorganizować jakiś zjazd oszołomów od Wielebnych z Arizony?
No jestem już na prostej wznoszacej... jeszcze jakieś dolewki pokarmu i kratuje wylotki od mysz i tyle... zostanie czas na nowe teorie i inne sprawy... a spotkanie to kwestia pewnie czasu, chęci i organizacji... chodź trudne czasy nastały
UsuńRzetelnie o pszczołach i o własnych z nimi doświadczeniach.Robisz świetną robotę! Od czasu gdy usłyszałem o oszołomie zza Kielc nieprzerwanie śledzę twoje poczynania. To będzie nasza pierwsza zima na (niskich) korpusach. Oby wiosna dała nam materiał do dalszej pracy. Z pozdrowieniami!
OdpowiedzUsuńSuper ten twój blog. Dużo rzetelnej wiedzy na temat tych niesamowitych owadów. Super czyta się twoje wpisy.
OdpowiedzUsuń