Ostatnio
zastanawiałem się czy moje pszczoły i moje pasieki są już w stanie samodzielnie
egzystować bez mojej „pomocy” czyli bez mojego udziału w ograniczaniu
roztoczy. Rozważania czy dać albo czy
nic nie dawać są u mnie w ostatnim czasie takim głównym problemem który musze
rozwiązać przynajmniej do początku sierpnia bo później po tym terminie TF (Treatment-Free) stanie się
faktem. Jak zwykle kiedy nie mam pojęcia
co wybrać udaje się na pasieki i zaglądam do uli… może wydawać się to śmieszne
ale prawie zawsze po takich przeglądach wiem jakiego wyboru dokonam i wiem, że
wybór ten pochodzi od pszczół. Dokładne
przeglądy są wstanie pokazać mi jak dana rodzina funkcjonuje, czego potrzebuje
lub czego jej nie trzeba i że ma się świetnie.
W tym
roku dostaje dużo zapytań na pocztę i nie tylko jak po poprzednim sezonie 2014
mają się moje rodziny i skoro podawałem im tylko 5 g tymolu jak miało to
miejsce przy młodych rodzinach to czy nie mam problemów z Varroa i czy moje
rodziny nie umierają powolną śmiercią spowodowaną niesamowitą inwazją wirusów
pochodzących od roztoczy które przecież nie zostały wybite do ostatniej
sztuki. Muszę się przyznać, że sam nie
do końca byłem pewny tego co zastanę wiosną zwłaszcza, że zima była troszkę cieplejsza
niż standardowo i matki (podejrzewam) czerwiły również dłużej niż zwykle.
Zacznę
od wiosny i stanu przezimowanych rodzin.
Do zimy
czyli na 1 listopada miałem 35 rodzin pszczelich prowadzonych w systemie który
opisywałem we wcześniejszych wpisach na blogu. Wiosną pozostało 33 rodziny pszczele
które były w różnej kondycji i w różnej sile ale o dziwo większość prezentowała
się bardzo dobrze. Dwie rodzinki pożegnały się ze światem i ich śmierć to
głównie moje błędy. Nie ważne, ważne jest to co przeżyło i będzie dalej cieszyć
moje oko. Na uwagę zasługują 4 rodziny które mimo podobnej siły co inne po
zimie nie chciały iść z rozwojem tylko uporczywie utrzymywały się na swoim
poziomie 5-6 ramek na dwóch korpusach z różnymi wahaniami. Oczywiście wziąłem
te rodziny pod obserwację i już po pierwszym teście na naturalny osyp Varroa po
10 dniach domyślałem się co jest powodem takiego zachowania… Już wtedy
wiedziałem, że może będzie konieczność likwidacji takich rodzin albo próba
uratowania ich poprzez wspomożenie jakimś środkiem pochodzenia naturalnego.
Głównie z braku czasu i zajęcia pozostałymi rodzinkami, które były w
wyśmienitej formie i trzeba było powiększać im przestrzeń życiową bardzo
szybko, rodzinki które miały być obserwowane zostały same sobie i nic z nimi
nie robiłem. Zostały tak jak przezimowały bez dodawania ramek i bez zabiegów
czyli pozostawiłem je w takim stanie jakim były. Wyszedłem z założenia, że
każda żywa istota pragnie żyć i jeżeli będą na tyle silne aby się z tego
pozbierać to początkiem czerwca powinny posiadać przynajmniej jeden korpus a
dwa korpusu to byłaby już świetna sprawa. Z 4 pozostawionych rodzinek jedna
niestety nie dała rady i przestała żyć. Natomiast 3 pozostałe dały radę i
potrafiły się rozwinąć do takiego stopnia, że na tą chwilę są na 3 korpusach i
noszą dla mnie a przede wszystkim dla siebie spadź. Nie mam gotowej teorii na
taki stan rzeczy ale wierzę, że wstrzymanie czerwienia w okresie wiosennego
rozwoju było celowym rozwiązaniem tych pszczół aby bardzo duża ilość Varroa
która prawdopodobnie była w tych rodzinach nie mogła rozwinąć się tak
dynamicznie razem z pszczołami. Wierzę, że pszczoły są na tyle mądre iż
potrafią ocenić na ile mogą poświęcić starą zimową pszczołę i wiedzą do kiedy
mogą narażać całą rodzinę aby bezpiecznie przeczekać stan największego porażenia
aby później ruszyć z rozwojem po ograniczaniu populacji Varroa. Tylko takie sensowne wytłumaczenia całego
problemu przychodzi mi do głowy.
Reszta
rodzin.
Pozostałe
rodzinki żyją własnym życiem bo praktycznie nie ograniczam ich w rozwoju i daje
dużą swobodę. Stacjonują na 4 pasieczyskach. Tylko raz 8 rodzin zostało
wywiezione na rzepak a po rzepaku wróciły do lasu. Przez cały okres aż do teraz
powiększałem pasieki i hodowałem spore ilości matek głównie dla siebie.
Przeglądając rodzinki zarówno młode jaki i produkcyjne zdarza mi się zauważyć
samice V. spacerujące czy to po pszczołach czy to gdzieś na plastrze ale już
mnie to nie martwi tak jak kiedyś… To są moje pszczoły i moja Varroa więc
traktuje ją bardzo dobrze a raczej nie traktuje niczym. Mamy końcówkę lipca i
mogę zdecydowanie powiedzieć, że moje rodzinki mają się bardzo dobrze, mogę
powiedzieć, że moje pszczoły potrafią radzić sobie z Varroa, mogę powiedzieć,
że moje pszczoły i moja Varroa potrafią razem żyć bez szkody dla całej rodziny
pszczelej i mogę zdecydowanie powiedzieć, że chyba się da… Da się mieć pszczoły
bez chemii a przynajmniej są ku temu już jakieś wstępne dowody.
Co będzie
dalej?
Nie mam
pojęcia co będzie dalej, czy stan rodzin ulegnie zmianie, czy rodziny będą
słabły, czy dotrwają w zdrowiu do następnej wiosny? Mam nadzieję, że interwencje objawowe które
sobie założyłem na ten rok nie będą potrzebne i że do zimowli pójdą pszczoły
które od 2012 roku nie były karmione pestycydami i innym świństwem. Jeżeli
szczęśliwie przezimuje więcej jak 50% będzie to dla mnie ogromny sukces…
super gratuluje
OdpowiedzUsuńz tymi pszczołami to same dylematy. haha ;-)
OdpowiedzUsuńNo sierpień albo mi pokaże, że jeszcze się tak nie da albo pozwoli dalej iść drogą TF
OdpowiedzUsuńCo to TF? Total free? :)
Usuńtreatment-free
UsuńŁukasz, wszystko zależy od tego jakie straty akceptujesz... wg mnie, nie masz na pewno co liczyć na przeżywalność 80% (nie mówię o najbliższej zimie, ale powiedzmy o kolejnej), ale masz bardzo obiecujący materiał i wydaje mi się, że masz szanse na "racjonalne" straty... czekamy z niecierpliwością na informacje ;-)
UsuńObawiam się, że te 80% to raczej mało prawdopodobne i w tym sezonie. Dobrze będzie jeśli uda się 60-65 procent czyli przy zazimowanych 60 rodzinach wiosną będzie 40.
Usuń