piątek, 5 maja 2017

Witaj maj, piękny maj




Wiosna czyli dwa miesiące deszczu i zimna…. Podobno takie dawniej bywały wiosny? Czyli lało i wiało a zimno nie pozwalało wylatywać pszczołom z ula. To musiały być czasy dla pszczół z olbrzymią witalnością, długowiecznością i znakomitym przystosowaniem.  
Jestem ciekaw czy moje pszczoły potrafią już dostosowywać się do panujących warunków przyrodniczych i pożytkowych? To co przeżyje i uda się podzielić będzie bardzo cenne zważywszy na tak ciężkie warunki i ogólny pszczeli armagedon na terenie kraju. Dochodzą mnie słuchy i czasami ktoś zadzwoni, że „przyroda” postanowiła wyrównać rachunki i zafundowała na wielu terenach wąskie gardło pszczelarzom komercyjnym. Mianowicie spadki sięgają 70-80% co wcale mnie nie dziwi… no cóż kiedyś ten balon musiał pęknąć, a że zima była normalna a wiosna podobno zimna jak nigdy czyli jest jedną z najzimniejszych w tym stuleciu to mamy obraz słabych pszczół. Inną sprawą jest to, że od 2-3 lat obserwuję tendencję wzrostową sezonowych pszczelarzy, którzy zachwyceni możliwością posiadania pszczół w miastach rzucili się na tak piękne, hipsterskie hobby… które nie dość, że jest „cool” to jeszcze ratuje biedne pszczółki a co najważniejsze daje możliwość zarobienia dodatkowego grosza choćby na przyszłych szkoleniach kolejnych mieszczuchów nie umiejących odróżnić osy od pszczoły czy osy od szerszenia. Chwała za to wiośnie i jej bezlitosnej pogodzie…  mam na myśli odsiew „pszczelarzy” nie pszczół.

A w maju jak w garncu tak mawia stare przysłowie, bo mimo ocieplania klimatu (gdzie indziej się ociepla) u nas miesiące się przesunęły kwiecień to bardziej marzec a maj to przedłużenie marca… gdzie tam jeszcze do kwietnia z pogodą. Pomijając to wszystko i moje ironiczne marudzenie… zakładam, że chciał nie chciał podziały i rozwój pasiek musi nastąpić. Z racji mojego pesymistycznego podejścia do wielu spraw i tym razem zakładam najgorszy scenariusz czyli skromne podziały i to nie na wszystkich rodzinach…. A plany był ambitne. Miód tym razem całkowicie olewam.. 

W między czasie czyli między ulewnymi deszczami a mżawką staram się porządkować pasieczyska, segregować ramki, rozwozić ule na podziały, szykować nowe stojaki i liczyć na 2-3 dni ze słońcem w nadchodzących tygodniach. Pyłku brakuje wszędzie. Rodziny bez pyłku nie ruszą z rozwojem ani o pół ramki a śmiem twierdzić że z chęcią skurczą się o ramkę. Pomagam jak umiem czyli dokarmiam rodzinki miodem który miałem przygotowany na podobną ewentualność ale bardziej liczyłem, że wykorzystam go dla rodzin w ulikach lub odkładach. Jednak bez rodzin bazowych można zapomnieć o ulikach i odkładach. Rodziny nieleczone nie funkcjonują jak rodziny komercyjne. One nie wbijają się z czerwieniem po pierwszym muśnięciu promieniem słonecznym w wylotek już w lutym. Czekają do końca i czasami wydaje się, że rodzina po oblocie dwa miesiące później wygląda tak samo czyli wielkościowo nic się nie zmieniała a widać, że w ulu zaszły nowe zmiany, pobielone plastry, przerzucony pokarm, poukładany pyłek. Czerw w różnym wieku itd. Mimo to one czekają aż stara pszczoła zostanie wymieniona na nową bardziej witalną. I tu się obawiam, czy przy takim żywieniu bo nie oszukujmy się to nie jest idealne żywienie, praktycznie brak dostępu do świeżego nektaru, młode pszczoły będą na tyle silne aby odbudować rodzinę i stawić czoła warrozie oraz innym „dziadostwom” których nie brakuje wtedy kiedy pszczołom dobrze się nie wiedzie. Zaufaj pszczołom w głowie mi siedzi i daj im czas… 

Czas niestety nie daje czasu mi i przyroda też nie będzie czekać chodź opóźniona jest na moje oko jakieś dobre 2 tygodnie. I w tym widzę nadzieję na lepszy rozwój i tzw. pożytek rozwojowy. Ciągle czekam na wystrzelenie kolorów podczas tej wiosny i nie mogę się doczekać. Kiedy przyjdą kolory to wiem, że pszczoły już sobie poradzą. Rzepaki czekają i chodź ich niewiele to zawsze ładnie rodziny rosły na polach rzepakowych. Po rzepaku lub w trakcie były gotowe do podziału, tylko tyczy się to rodzin prowadzonych komercyjnie, byków na 3 korpusach które miały zasuwać dla swego Pana pszczelarza. W moim obecnym przypadku będę się cieszył jak końcem maja osiągną siłę 1,5-2 pełnych korpusów a ul będzie tętnił młodymi, zdrowymi pszczołami. Nie tworzę na tą chwilę taktyki podziałowej a już na pewno nie będę tworzył taktyki wychowu matek. Boję się zapeszyć… a jak przyjdzie czas to obmyślę wszystko w 1-2 dni albo po prostu pojadę na pasiekę zrobię to co zawsze robiłem, dostosuje swoje działania do zastanej  sytuacji. Według mnie w tym roku nie ma się co śpieszyć z podziałami z kilku powodów. Pierwszy i najważniejszy. Pogoda jest tak dynamiczna i tak mało przewidywalna, że nawet telefon do Jarka Kreta nic nam nie pomoże. Drugi powód to ubogie pogłowie samców pszczół czyli trutni i nie chodzi tu o liczby które też pewnie nie powalają a o „wypierdkowatość” tych już latających. Niedożywione karakany z rodzin które nie nadają się do dalszej reprodukcji czyli zbyt wcześnie, zbyt szybko, nie ten czas, nie te warunki. Trzeci powód to same młode, przyszłe matki czyli brak dopływu świeżego pyłku i nektaru a więc słabe i niemrawe aby polecieć i wrócić… Oczywiście wszystko może się udać. Wystarczy tylko trafić w pogodę.
Stan rodzin na tą chwilę oceniam jako stabilny. To co dotrwało ma potencjał aby przeżyć. Tak właśnie, przeżyć. Nie będę pisał, ze rodziny nadają się do wyjazdu na rzepak i przyniesienia przynajmniej po 20 kg miodu bo raczej mało kto prowadząc pszczoły komercyjne będzie miał takie rodziny. I tak jestem pod wrażeniem, tych rodzin które przetrwały ten 80 dniowy maraton deszczu, śniegu, mrozu i wiatru… Te co żyją wyglądają na zdrowe i chętne aby dalej się rozwijać. Nie obeszło się bez pomocy czyli zasilenia niektórych rameczką czerwiu czy pszczołami ale ważne jest to, że tą pomoc wykorzystały i dobiły do poziomu stabilnego rozwoju. Chciałoby się tylko teraz prawdziwego majowego czasu… z kwitnącymi bzami i kasztanami.

5 komentarzy:

  1. Podobna pogoda pono wystąpiła w katastrofalny rok powodzi, czyli w 1997. I ten rok synoptycy uważają za bardzo podobny.
    Nie pamiętam, jaka była wówczas pogoda... Znalazłem jednak w necie historię pogody lotnisk: https://www.wunderground.com/history/airport/EPWA/2017/5/5/MonthlyHistory.html?req_city=Warsaw&req_state=MZ&req_statename=Polska&reqdb.zip=00000&reqdb.magic=123&reqdb.wmo=12372
    W linku masz pogodę od 1 do 5 maja 1997 - 4 dni padało, średnia temperatura wynosiła 15 stopni...
    Ustawiłem sobie cały sezon, od 5 maja do 6 sierpnia. Większość dni padało i burze, cały czas wysoka wilgotność, dopiero w ostatnich dniach czerwca średnia temperatura przekroczyła 20 stopni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiek synoptycy ogólnie kwiecień przyrównują do kwietnia w roku 1997 i w roku 2003, 2010... Trzeba by jeszcze sprawdzić jak pogoda kształtowała się dalej... 2010 pamiętam ze względu na powódź... Tam znowu cały maj praktycznie deszczowy ale podobno druga część sezonu czyli czerwiec i lipiec były fajne.

      Usuń
    2. No, chyba mogę już stwierdzić, że ten rok dość przypomina 1997. Lipiec jest mokry i głodny, dużo burz - choć w zeszłym też w lipcu było wesoło. Byle bez nerwów i psychologicznie, a damy radę ;-)

      Usuń
  2. Pokarmu jest bardzo mało mimo że rodziny dostały ramki pełne miodu po spadłych 10 rodzinach. Po 10 kg z rzepaku to max.

    OdpowiedzUsuń
  3. to będzie dla mnie bardzo ciężki okres jako właściciela dość sporem pasieki. Jeżeli nic się nie zmieni, mój zysk będzie niestety o wiele mniejszy niż w poprzednich latach.

    OdpowiedzUsuń