Ostatnio jeden z użytkowników forum Wolne Pszczoły wkleił
posta w którym zażartował że:
„Lukasz kraza juz widze plotki, ze pasieka lapa juz kilka
razy nie leczyl, wszystko padalo, odnawial i tak wkolko juz kilka lat temu.
Hehe”
Post ten pochodzi z tematu http://forum.wolnepszczoly.org/showthread.php?tid=977&pid=34395#pid34395
a nr posta #104
Oczywiście, zaraz w głowie zaświeca mi się „żarówka” czy
warto to dementować? Czy warto wchodzić w dyskusję z ludźmi których nie znam i
nigdy nie miałem okazji poznać. Pewnie to normalni i ciekawi pszczelarstwa
ludzie, szukający innych metod, innych rozwiązań, innego spojrzenia na sprawę a tylko dostali złe informacje…? ale znowu
wraca do mnie ta „żarówka”…. Kurcze przecież tylko winny się tłumaczy
hehe… wybuchnąłem śmiechem i śmiałem się
dość długo… bo nigdy w życiu nie spodziewałbym się plotek na swój temat
powiązanych z pszczołami… zwłaszcza, że na blogu praktycznie już od 4 lat umieszczam
na bieżąco informacje…
Otóż z Fb korzystam bardzo rzadko a jako platforma do
dyskusji jest dla mnie całkowicie nie do przyjęcia… z chęcią mógłbym o tym
wszystkim opowiedzieć przy kawie, przy kawie z czymś słodkim… przy „bimbusze”
(ostatnio częste słowo na WP) itd. Nawet u mnie na pasiece co oczywiście
proponuje już w maju… przy śpiewie ptaków, i dźwięcznym bzykaniu pszczółek…
Pokaże to co mam, i w jakim będzie stanie, bez oszukiwania i
kłamania jak mi niektórzy już zdążyli to zarzucić, może nie wprost… ale między
wierszami idzie wyczytać o co chodzi…
Otóż wykładając kawę na ławę… pszczelarze dość krótko bo od
2011 roku w pasiece własnej. W 2009 roku miałem już kontakt z pasieką i ulami
ale byłem tylko obserwatorem, bardziej zbierałem i zapamiętywałem wzrokowo niż
praktycznie żonglując ramkami. Nie mam tradycji rodzinnych pszczelarskich,
chodź wszystko zaczęło się od dziadka mojej żony, czyli wychodzi na to że od
żony… :)
Otóż pierwsze lata własnej pasiecznej współpracy z
pszczołami to typowe działania nowicjusza… tylko 2-3 ule, góra 5 i koniec, nic więcej a miód na własne
i rodziny potrzeby…
Oczywiście jak u każdego plany te uległy zmianom i z każdym
rokiem pojawiały się kolejne ule, nowe miejsca pod pasieki itd.
Początki mojego kontaktu z pszczołami to stosowanie się do zaleceń
starszych kolegów, bardziej doświadczonych. Wykonywałem z wielką dokładnością
ich zalecenia oraz wszelkie uwagi starałem się przenosić na swoje pszczoły w
pasiece. Oczywiście spłynęła na mnie również zalecana walka z głównym wrogiem
pszczelarzy, roztoczem Warrozą… Walczyłem z nią książkowo tak jak przystało na
pszczelarza czyli stosowałem akarycydy a dokładnie spalałem tabletki z
amitrazą. Już teraz nie zbyt dokładnie pamiętam w jakim układzie to spalanie
się odbywało ale chyba odprawiałem popularny zabieg 4x4 jaki w tamtym czasie
był zalecany…. Niestety już wtedy na forach mówiło się o dużym problemie
Varrozy i dużych spadkach rodzin nawet w trakcie sezonu… Rok 2011 zakończyłem z
tego co pamiętam z ilością 7 rodzin.
Rok 2012 okazał się przełomowy w moim pojmowaniu pszczół,
pszczelarstwa i całości związanej z leczeniem, wtedy pierwszy raz miałem okazje
obserwować jak moje pszczoły słabną w sezonie mimo odprawionego rytuału
leczniczego… Do zimy doprowadziłem kilkanaście rodzin (około 18-20) ale wiedziałem,
że nie są w idealnej kondycji więc przez zimę obmyślałem plan pomocy rodzinom
na następny nadchodzący sezon… Całą zimę szukałem informacji dotyczących
warrozy, odporności pszczół, systemów gospodarki która pozwoliła by przeżyć
moim pszczołom i dać możliwość podbierania miodu… Natrafiłem na pszczołę Elgon
ze Szwecji… Informacji było bardzo dużo
ale jeszcze nie potrafiłem wszystkiego dokładnie przetworzyć aby móc to
spożytkować na swoich pszczoła… Wtedy wpadła do mnie mała komórka, czysty
własny wosk i pszczoły radzące sobie z V. oraz tymol lek pochodzenia
naturalnego który według mnie okazał się najłagodniejszym lekiem który mogłem
użyć aby ograniczyć warrozę w rodzinach pszczelich a jednocześnie za bardzo nie
zaszkodzić samym pszczołom. Wtedy myślałem, że znalazłem to co chciałem… Po
zimie 2012/2013 poniosłem duże straty i na wiosnę zostałem chyba z 11
rodzinami. Już wtedy sobie uświadomiłem, że mimo leczenia pszczoły umierają. W
sezonie starałem się odrobić straty. Zrobiłem sporo nowych rodzin, dokupiłem 4
pakiety i złapałem roje. Do zimy doprowadziłem około 25 rodzin…
Sezon 2014 rozpocząłem z 24 rodzinami. Zacząłem wdrażać do
pasieki nowe pszczoły, nowe geny radzące sobie z warrozą, małą komórkę i cały
system Dee Lusby… W sezonie a był to bardzo udany rok powiększyłem pasiekę,
która w szczytowym momencie liczyła 40 rodzin pszczelich. Nauczony i przekonany
o tym, że siła rodziny jest gwarantem sukcesu przed zakarmieniem połączyłem słabsze rodzin i do zimy poszło 33
pszczele kolonie… Był to również ważny rok bo wtedy postanowiliśmy
zapoczątkować grupę pszczelarstwa naturalnego, która przekształciła się na
wiosnę w Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego Wolne Pszczoły… Było to
dokładnie 2 lata temu bo grupa zawiązała się 2 grudnia 2014 roku…
Po zimie 2014/2015 do oblotu zameldowało się 31 rodzin i
wszystko nabrało innego rozpędu co z resztą widać jak na dłoni po moich wpisach
na blogu… Analizując wszystkie wpisy od początku powstania bloga można odszukać
informację jak to wszystko przebiegało, jak zmieniały się moje poglądy na spraw
pszczelarskie, jak odmieniały się priorytety itd. Nic nie zmieniam a wszystko
pozostaje w takim stanie jakim było pierwotnie aby można było zobaczyć
prawdziwy etap przejścia do pszczół bez leczenia…
Dlatego rok 2014 okazał się ostatnim rokiem w którym użyłem
na młodych rodzinach 4-5 g tymolu…
Zmiarkowałem się, że podobny wpis już poczyniłem na blogu o
tutaj: Rachunek sumienia ale
postaram się ten wpis zamieścić aby informacja była klarowna...i uczciwa.
Szczęście i same pszczoły chciały, że z tego okresu zostały 3 rodziny o których
już wspominałem we wcześniejszych wpisach. Dodatkowo nie tylko przetrwane
rodziny zapewniły ciągłość danych linii ale również setki jak nie tysiące
wydanych trutni z rodzin które miałem na pasiekach a pozwalałem na
wyprowadzanie bardzo dużych ilości trutni, ponieważ nie wycinam czerwiu
trutowego a w okresie unasienniań celowo rodzinom dodawałem ramki trutowe.
Dlatego okolica została dostatecznie nasycona trutniami pochodzącymi z moich pasiek.
Podsumowując
Pasiece Łapa jeszcze nie przytrafiło się aby wszystko padło…
chodź nie wykluczam, że taki czas kiedyś może nadejść i odpowiadając na kolejny
zarzut, „że pewnie zaczyna wszystko od początku”… to muszę jasno napisać, że
nawet jakby mi pasieka całkowicie padła to dzięki Stowarzyszeniu „Wolne
Pszczoły” zaczynanie od początku nie będzie miało miejsca bo koledzy wspomogą,
każdego członka rodzinami nieleczonymi….
Tak wyglądał cykl
życia i śmierci pszczół u mnie na pasiekach. Kolor czerwony to okres
akarcydowy, kolor niebieski to okres tymolowy, kolor zielony to okres bez
leczenia w nawiasach straty rodzin…
2011 - 7
2012 – 7/20 (9)
2013 – 11/25 (1)
2014 – 24/33 (2)
2015 31/61 (51)
2016 10/47
2017 ?/?
Na koniec
jeszcze zaznaczę, że ilości rodzin mogą nie być w 100% dokładne i różnić się na
zasadzie +/- jedna rodzina… dokładniejsze dane i bardziej szczegółowe odnośnie
rodzin znajdują się w starszych wpisach na blogu.
hehehe ;) podoba mi się.
OdpowiedzUsuńŁukasz, wiesz dobrze, że kto miał wierzyć to wierzy, a "twardogłowych" nie przekonasz. Liczy się moneta (jak to mówi Szymon) i najbliższe miodobranie (jak to ja zwykłem mawiać). Oczywiście ku sprzeciwom pszczelarzy miłujących pszczoły, selekcjonujących i wymieniających matki "dla dobra pszczół"... A 10 rodzin na wierzbę nie nosi tyle co 61!... Krótkowzroczność zawsze będzie.
;-)
nie no ja cały czas mam nadzieje, że po prostu to tylko zwykły brak zrozumienia i niemożność dotarcia to faktów... ;) ale z każdym rokiem będziemy bliżej dotarcia do faktów i blizej do zrozumienia... więc życzę sobie i nam wszystkim jak najwięcej zielonego koloru...
OdpowiedzUsuńtrudno to ocenić... w każdym bądź razie proces ten wszędzie chyba wygląda podobnie. Ciekawe co przed nami...
OdpowiedzUsuń