Strony

wtorek, 17 stycznia 2017

O pszczołach bez leczenia



Mam wrażenie, że temat pszczół bez leczenia nigdy nie zostanie wyczerpany, a cały czas wymaga dokładnego wyjaśniania i określania pewnych dość oczywistych i prostych zasad… Te zasady mimo, że opisane już wielokrotnie w różnych artykułach przez ostatnie dwa lata za pośrednictwem Wolnych Pszczół dalej dla niektórych wydają się ideologiczną propagandą o masakrowaniu pszczół… 

No cóż, nie wypada nic innego robić jak zacząć kolejny raz opisywać wszystko od początku i przedstawić swój punkt widzenia i swoje priorytety, które wbrew pozorom nie są wrogie dla innych pszczelarzy a mogą, i im w pewnych sprawach pszczelarskich pomóc lub zachęcić do własnych prób. No bo cóż my pszczelarze możemy więcej wiedzieć niż wiedzą same pszczoły. Naprawdę… obserwując naturalne zachowania pszczół, w ich nie skrępowanych gniazdach gdzie mogą budować jak chcą i nie muszą się martwić, że zostaną wyrabowane, i na zimę poukładane według pszczelarza można dopatrzeć się genialnych, zaplanowanych i całościowych ruchów…

Zacznijmy od najważniejszego czyli od pszczół…

Na pierwszym miejscu muszą stać pszczoły, nie pszczelarz, nie system gospodarki, nie pozyskiwane ilości miodu i innych produktów, tylko rodzina pszczelarza jako całościowy organizm który dąży do przetrwania… 

Kiedy odrzucimy ekonomię czyli priorytet zarabiania na pszczołach zrozumiemy proste zasady jakim rządzą się prawa przyrody i selekcja naturalna. Bez przyjęcia strat i odrzucenia dochodu na początkowym etapie nie będziemy w stanie pomyśleć o pszczołach inaczej niż dotychczas. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ, pszczelarze prawie zawsze chcą miodu tylko dla siebie i rodziny ale później pewne nadwyżki warto byłoby sprzedać a za zarobione pieniądze poczynić inwestycję i rozbudować pasiekę… Wszystkie te działania są jak najbardziej w porządku i w większości przypadków robiłem i robię podobnie. Jednak wszystkie te działania sprowadzają się do czynnika ekonomicznego i zbilansowania pasieki w przeciągu 1-2 sezonów. Prawie nikt nie myśli o długofalowym planie dla własnej pasieki a już naprawdę mało osób pozwoli sobie założyć w planie jeśli go mają, okresy z dużymi stratami w pszczołach i poniesionymi przez to kosztami. Takich rzeczy nigdy się przecież nie zakłada bo i po co? Pszczoły umierają leczone i umierają  nieleczone… Co jakiś czas nawet pszczoły skrupulatnie leczone zaliczają duże straty na pasiekach… kwestia tylko czasu i napiętrzenia się problemów. Mimo dużych strat i tak nic pozytywnego z tego nie wynika, ponieważ pszczelarze zazwyczaj przykładają się jeszcze bardziej do leczenia czyli kupują nowe leki, sięgają po mocniejsze środki itd. Prawie zawsze kupują nowe pszczoły, nowe lepsze matki repredukcyjne. Ponieważ okazuje się, że te co mieli do tej pory nie były dobre na ich terenie i dlatego padały jak muchy… Prawie nikt nie zastanowi się aby z tych pszczół które przeżyły wybrać kilka rodzin i rozmnożyć je na własnych matkach. Może znajdą się rodziny które żyją dłużej niż jeden sezon…? Pszczelarze piszą, że u nich rodziny żyją i żyją tak długą jak pszczelarz chce… ale zapominają dodać, że co roku lub góra co dwa lata każda rodzina ma wymienioną matkę na nową pochodzącą od lepszych pszczół czyli od nowej Rep. Niestety jest to selekcja na nieprzystosowanie…  

Wracając do prostych sprawa. Pszczoły potrzebują czystego wosku w swoim gnieździe. Gdzie znajdziemy czystszy wosk niż naturalnie zbudowany plaster przez rodzinę pszczela? Nie ma innego czystszego wosku niż wosk który pszczoły same wyprodukowały. Można przyjąć zamknięty obieg wosku u siebie w pasiece i przerabiać go na węzę lub paski węzy tak aby pszczoły mogły też część komórek stworzyć według własnego wzoru i potrzeby w danym momencie… Nie spotkałem się jeszcze z badaniem dotyczącym roli poszczególnych pszczół wygryzionych z różnej wielkości komórek w rodzinie pszczelej, a może każda jedna pszczółka która tworzy kolonię pszczelą i wygryzła się z komórki o różnej wielkości ma też różne zadania do wykonania w ulu… Czy ktoś to kiedyś badał i obserwował? Na tą chwile wiadomo tylko tyle, że komórka 5,4 mm nie jest wiodącą komórką budowaną na pszczoły robotnice a została sztucznie wprowadzona do pszczelarstwa w celach czysto ekonomicznych. Więcej na ten temat piszę tutaj: "O tym jak chciano powiększyć pszczołę" Wiadomo również, że komórka 4,9 mm i wygryzające się z niej pszczoły mają zwiększone instynkty higieniczne… Co z resztą wielkości komórek? Jakie zadania będą miały pszczoły wygryzione z komórek 4,7-4,8 mm bo i takie się zdarzają? Jakie zadanie będą mieć pszczoły wygryzione z komórek 5,0-5,2 mm? Różnorodność komórkowa w naturalnie budowanym plastrze pszczelim nie jest według mnie przypadkowa a pszczoły w danym momencie, okresie budują takie komórki jakich najwięcej potrzebują. Potwierdza to prosty przykład budowania komórek trutowych w okresie dojrzałości biologicznej rodziny pszczelej. Młode pszczoły wygryzione w czystym plastrze bez pozostałości chemicznej będą zdrowsze, będą dłużej żyć i lepiej opiekować się następnym pokoleniem pszczół. Jest to tak proste że nie da się tego inaczej rozpatrywać a kto twierdzi, że węza kupiona w sklepie nie ma najmniejszego znaczenia to srogo się myli… 

Często słyszę, że przecież pszczoły przeżyją bez leczenia 2-3 sezony bez specjalnych zabiegów a na następny sezon padną… Może dawniej tak było ale spróbuj zrobić to teraz, w tej chwili… Na wiosnę po oblocie wytypuj 5-10-15-20 rodzin i zostaw je bez leczenia w takim stanie w jakim do tej pory bytowały… traktuj je tak jak wszystkie inne rodzin w pasiece, możesz nawet wywieźć je na inne pasieczysko a jesienią tego samego roku daj znać co u nich słychać a jeśli przeżyją to podziel się o tym fakcie na wiosnę, jak się mają i czy te 2-3 sezony dalej są takie proste i oczywiste… Otóż okazuje się, że nie jest to takie łatwe a już często 6 miesięcy licząc od wiosennego oblotu bez leków jest dla takich rodzin nie do przeskoczenia… Wtedy winą obarcza się wszystko do około włącznie ze środowiskiem w którym żyją i uznaje się, że jest to rzecz niemożliwa do przeprowadzenia. Wystarczy sobie zadać wtedy proste pytanie czy dałem pszczołom szanse na przeżycie? 

Czy zapewniłem im czysty wosk? Czy pozwoliłem im na budowanie własnych plastrów? Czy ul w którym bytowały od lat nie był traktowany chemią przez wcześniejsze sezony? Czy pszczoły w tym ulu chodź ze dwa sezony miały szansę na zapoznanie się z okolicą i zetknięcie się z miejscowymi patogenami? Czy pszczoły zdążyły poznać miejscową bazę pożytkową? Czy miały szanse zimować na miodzie w którym była spadź? Czy matki zdążyły przekrzyżować się lokalnie z wolnego lotu?... a to tylko cześć pytań… 

Jeżeli na któreś z tych pytań nie będę znał odpowiedzi lub będzie to odpowiedź negatywna to mogę być pewny, że większość pszczół padnie do zimy a kolejne padną w trakcie zimowli. Jest jednak nadzieja, o ile nie obleci mnie strach, żal, rozgoryczenie i nie stchórzę…  w postanowieniu nie leczenia pszczół, że na wiosnę z tych które przeżyły będę mógł rozmnożyć pasiekę do pierwotnego stanu a co najważniejsze z pszczół które nie miały zapewnionych sprzyjających warunków wyprowadzę silniejsze, zahartowane pszczoły obeznane z okolicą, patogenami i prawdopodobnie posiadające umiejętności przydatne na danym terenie… Wtedy docenię proste i logiczne powiązania i inaczej spojrzę na pszczoły które posiadam we własnych ulach. 

Śmierć rodziny nie oznacza końca życia… w takim ulu pozostaje jeszcze masa innych stworzeń które również składają się na całość ekosystemu ulowego. Mało o tym wiemy ale z pewnością mogę stwierdzić, że wprowadzanie do ula obcej substancji zaburza, zabija i niszczy życie ulowe na różnych poziomach i na długo pozostawia negatywny ślad.  Przyroda nie pozwala na pustkę i śmierć jednych jest początkiem kolejnych. Oczywiście pszczelarzom zależy tylko i wyłącznie na przeżywaniu pszczół obojętnie jakich… promują słabe, sztuczne, nie przystosowane geny ciągłą pomocą i ratowaniem rodzin pszczeli które powinny umrzeć nie przekazując dalej swoich genów. Przy okazji umierania rodzin pszczelich, nie doszukujmy się jakiegoś klucza, czy zależności i powiązań. Zazwyczaj umierają te które nie potrafią na danym terenie „po uwolnieniu” (patrz pytania) sprostać otaczającym je zagrożeniom a mogą to być patogeny, wirusy, nadmierne ilości warrozy i różnego rodzaju inne przyczyny o których nie mamy bladego pojęcia. Jeżeli chcemy rzetelnie mówić o pszczołach bez leczenia to jak inaczej to sprawdzić niż poprzez zaprzestanie leczenia? Jest inny sposób? Warto wtedy uświadomić sobie fakt umierania i przeżywania tych które albo się nadają albo miały szczęście a nasze działania nie pogorszyły ich stanu. To nam zapewnia zazwyczaj pierwszy i drugi sezon… Każdy kolejny sezon i liczba rodzin które przeżyły będzie nam pokazywał czy się da czy się nie da na zasadach w których pszczoły żyją na czystych, własnej budowy plastrach. Bytują na danym terenie już któryś sezon. Matki unasienniają się lokalnie i żyją tak długo jak zdecydują o tym pszczoły i inne okoliczności a pszczelarz nie będzie miał na to wpływu. Reguły są proste. Pozwolić pszczołom na własne decyzje, pozwolić pszczołom na naturalne instynkty w tym podstawowy instynkt rozmnażania się aby przetrwać. Oczywiście można dopasowywać to co już wiemy i umiemy robić przy pszczołach w normalnej gospodarce pasiecznej. Przecież odpowiedni podział rodziny możemy przeprowadzić w okresie naturalnego pędu do rójki. Możemy wtedy wykonać odkład, pakiet i cokolwiek sobie wymyślimy z rodziną pszczelą w taki sposób aby odniosła wrażenie, że część roju opuściła stare miejsce i dokonał się naturalny podział.

Często podejmowana jest dyskusja na temat współistnienia Pszczół i Warrozy. Otóż przykładów na takie współistnienie w świecie jest już dość sporo a liczba pszczelarzy którzy nie leczą ciągle rośnie. Zarzuty dotyczące poszukiwania pszczoły idealnej, doskonałej są formułowane albo złośliwie albo z braku zrozumienia  czy niewiedzy na temat pszczelarstwa naturalnego czy bez leczenia. Otóż nikt nie szuka pszczół cudownych które pozwolą nam prowadzić wydajne i dochodowe pasieki na takim poziomie jak obecnie, nikt nie dąży do takich pszczół… Wszystko jest albo źle zrozumiane albo celowo przekręcane aby ośmieszyć, wykpić i zdyskredytować drugą stronę. Fakty są takie, że pszczoły i warroza sobie poradzą i wpływ jednych na drugich będzie na bezpiecznym poziomie dla pszczelarzy czyli warroza nie będzie stanowiła głównego zagrożenia. Oczywiście tak samo dzieje się w przypadku wirusów, patogenów i innych zagrożeń z którymi pszczoły się stykają i wypracowują własne zachowania obronne poprzez zwiększoną odporność jaki i inne czynniki o których jeszcze nie wiemy. Głosy ze środowiska pszczelarskiego na ten temat są różne ale przeważają poglądy, że pszczoła nie zdąży przystosować się do warrozy i okres 5-10 lat jest nierealny i zbyt krótki na wypracowanie równowagi. Jednak w przyrodzie na co dzień zachodzą takie procesy o których nie mamy pojęcia i często nie zdajemy sobie sprawy a na naszych oczach dochodzi do zmian ewolucyjnych…

Zacytuje część  wywiadu (niektórzy może już czytali) z prof. Janem Kozłowskim o tytule: „Ewolucja jak trzeba to przyspiesza”.
-Twierdzi Pan, że procesy ewolucyjne zachodzą znacznie szybciej, niż kiedyś myślano. Powszechne przekonanie jest takie, że ewolucja następuje bardzo powoli.
- Bo jest i tak, i tak.  Wyobraźmy sobie taką cechę jak rozmiar ciała. W środowisku w miarę stabilnym, w którym zmiany praktycznie nie zachodzą, dany gatunek może przez setki tysięcy lat zachowywać podobny rozmiar ciała optymalny z własnego punktu widzenia, czyli taki, który pozwala w ciągu zycia pozostawić możliwie najwięcej potomstwa.
-Jeżeli zmienią się warunki środowiska i do wydania potomstwa korzystniejsze będzie np. powiększenie ciała?
- Wtedy ewolucja przebiega bardzo szybko. Niekiedy wystarczy kilka czy kilkanaście pokoleń, co w przypadku niektórych gatunków może być krótkim odcinkiem czasu z punktu widzenia człowieka, by istotnie zmienić swój rozmiar ciała. Takie zachowania są sednem ewolucji. Ona wybiera to co jest w danym momencie najlepsze i szybko działa. A jeśli nie ma potrzeby to nawet przez miliony lat nie działa lub w znikomym zakresie.
-Czy ewolucja kieruje się myśleniem?
-Nie. Jej funkcjonowanie można w uproszczeniu porównać do ruchu samochodowego w zakorkowanym mieście. Na ogół samochód stoi na światłach lub porusza się ślamazarnie, ale od czasu do czasu przyśpieszy, pokonując w krótkim czasie dłuższy odcinek. Średnia wychodzi niska. Sporo można podać przykładów ewolucji zachodzącej na naszych oczach.
- Na przykład?
- Mamy powrót wszawicy w szkołach, chodź wydawałoby się, że wszy zostały wytępione.
- Dlaczego wróciły?
- Bo uodporniły się na środki owadobójcze. Inny przykład: najlepsze hotele na całym świecie mają problem z pluskwami. Przyczyna jest taka sama. Przeżyły takie odmiany wszy czy pluskiew, których nie niszczą dotychczasowe środki owadobójcze. Od pewnego czasu mamy natomiast wielki problem z tzw. opornością bakterii na antybiotyki. Najłatwiej zarazić się w szpitalach. Tam stosuje się najwięcej antybiotyków, w efekcie czego bakterie, np. gronkowca złocistego, nie reagują na żadne antybiotyki. Analogicznie jest z gruźlicą która po kilkudziesięciu latach wróciła i jest oporna na antybiotyki.(…)”

To tylko fragment wywiadu dlatego proponuje zapoznać się z całością a najlepiej poczytać inne teksty profesora. Nie będę wyciągał wniosków z tego krótkiego fragmentu wywiadu ale niech każdy sam zinterpretuje go tak jak uważa. Czasami warto dopuścić do głowy myśl, że obok nas dzieje się coś naprawdę dużego, i że pewne zmiany zachodzą bez naszej świadomości.

Ostatnio znowu przeczytałem ciekawostkę która pasuje do tematu ewolucyjnego przyśpieszenia. Otóż australijscy specjaliści z University of Notre Dame w Sydney odkryli, że papugi mają dłuższe skrzydła. W przeciągu 45 lat skrzydła papug z gatunku rozella czarnogłowa wydłużyły się średnio o 4-5 centymetrów. Uważają, że spowodowane jest to globalnym ociepleniem.
„Gdy jest wyższa temperatura powietrza, kończyny zwierząt stają się większe. Pomaga to ptakom usuwać do otoczenia nadmiar ciepła z organizmu. Dzięki temu gatunek ma większe szanse na przetrwanie, pomimo zmieniających się warunków zewnętrznych.”

 Dlatego zachęcam wszystkich do opisywania swoich poczynań z pszczołami. Ja lubię używać słowa „współpracy” z pszczołami bo coraz bardziej podoba mi się wizja pszczelarstwa z doskoku czyli pszczoły żyją na dziko a ja tylko przeszkadzam im co jakiś czas. Pasożytnictwo jakoś mi nie pasuje ;)

7 komentarzy:

  1. Oglądam Twoje filmy z zaciekawieniem i uważam że to co robisz (robicie) jako całe stowarzyszenie jest rewelacyjne.

    Jestem przekonany że pszczoły bez leczenia uda się "prowadzić" w naszych pasiekach ale trzeba poświęcić coś kosztem czegoś (np. miodność pszczoły poświęcić kosztem większego zachowania higienicznego).

    Sam dopiero zaczynam w tym roku "pszczelarzenie" od 4 uli, ale nie ukrywam że chciałbym dość do takiego momentu że w pasiecie będę miał pszczołe lokalną, która będzie w stanie sobie poradzić z przeciwnościami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym etapie poświęca się wszystkie cechy wartościowe z punktu gospodarki pasiecznej. Nawet miodu się nie podbiera za dużo aby miały do zimy odpowiedni miodowy zapas... gdyby tylko więcej osób się to zaangażowało lub większe organizacje to sytuacja byłaby zdecydowanie lepsza...

      Usuń
  2. Na filmie o pszczołach bez leczenia 2015-2017 jest pokazana na początku rodzina pszczoły środkowoeuropejskiej. Moje pytanie to czy przetrwała, a jeśli tak na jakie komórce była prowadzona oraz która to linia (Asta, Agustowska, Kampinoska .. etc)?
    Pozdrawiam
    Janusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam.
      Nie wiem o jaką rodzinę Panu chodzi... Proszę podać dokładny czas na filmie wtedy będę mógł coś powiedzieć. Co do komórki to wszystko jest na 4,9 mm i a od 2 sezonów na dziko bez węzy czyli komórka taka jaką wybudują pszczoły ale zazwyczaj 4,7-5,2 mmm.
      Co do linii to żadna z powyższych. Nidy nie miałem AMM tych linii w pasiecie.

      Usuń
    2. Komentarz na filmie zaczyna się w 2:45 (przynajmniej tak Pan je nazywa tzn środkowoeuropejskie pszczoły).
      A propo naszych lokalnych ras to jeszcze jest krainka "Dobra" - w zeszyłym roku nabyłem 3 szt. ale tylko jedna się zaadoptowała. Są trudno przyjmowane, podbnie jak te SE w przypadku których też z 3 zakupionych została 1.

      Odnośnie moich zainteresowań to w tym roku zaczne przygotowania do nieleczenia, tzn. zmniejsze komórkę tam gdzie można. Podzielę pasieke na dwie cześći, jedna w lesie z nieleczeniem lub niewielkim leczeniem, druga przy domu leczona (nie chce stracić wszystkiego w jednym sezonie). Te nieleczone, też nie będzie to przeskok z dnia na dzień tylko stopniowy proces pod kontrolą. Pozwolę aby pszczoły wychowały własne lokalne matki, utworzyły naturalne plastry z naturalną wielkością komórki ... i zobaczymy.

      Usuń
    3. Witam. Więc tak są to środkowoeuropejskie pszczoły ale żadnej konkretnej linii, kundle lokalne zbadane na przynależność rasową. Unikam pszczół z komercyjnych hodowli po przetrzebieniu selekcyjnym...

      Pomysł z podziałem dobry. Jak liczna pasieka i ile Pan planuje rodzin pozostawić bez leczenia?

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń